Jak ustalili dziennikarze brytyjskiego tygodnika „The Sunday Times”, wirus bardzo podobny do COVID-19 pojawił się siedem lat temu wśród pracowników zamkniętej chińskiej kopalni miedzi. Mieli identyczne objawy, jak dziś ofiary pandemii koronawirusa.
Choć od początku pandemii koronawirusem zaraziło się już ponad 18 mln osób, a zmarło ponad 690 tys., to wciąż nie do końca wiadomo, skąd się wziął. O przyczynienie się do wywołania pandemii wzajemnie obwiniają się Amerykanie i Chińczycy. Na niekorzyść tych ostatnich przywoływany jest fakt, że w Wuhan, które stało się pierwszym zarzewiem śmiertelnej choroby, znajduje się laboratorium Instytutu Wirusologii, co podsyca najróżniejsze teorie spiskowe.
Niemniej, jak ustalili dziennikarze brytyjskiego tygodnika „The Sunday Times”, już w 2013 r. do laboratorium trafiła próbka wirusa, która pod względem genetycznym była w ponad 96 proc. identyczna z COVID-19.
Chodzi o tajemniczy wirus, którym zakazili się pracownicy nieczynnej kopalni miedzi znajdującej się w okręgu Mojiang w południowo-zachodnich Chinach. Szóstka mężczyzn zbierała w kopalni guano, czyli odchody nietoperzy, które zamieszkują podziemia. Nie wiadomo, w jaki sposób doszło do zakażenia, ale wszyscy mieli objawy łudząco podobne do SARS-CoV-2, czyli chorobę, która obecnie paraliżuje cały świat. Wirus wywoływał u nich gorączkę, kaszel, ból ciała, a pięciu z nich z trudem oddychało. W rezultacie wszyscy mężczyźni – w wieku od 30 do 63 lat – trafili na oddział intensywnej terapii. W trakcie badań wszystkie testy pod kątem najróżniejszych chorób tropikalnych były negatywne, natomiast w przypadku dwóch po przebadaniu krwi uzyskano pozytywny wynik badania na zakażenie wirusem SARS lub wirusem podobnym do SARS. Trzech mężczyzn zmarło.
Wszystko wskazuje na to, że źródłem zakażeń były nietoperze – jak potwierdziły badania, połowa nietoperzy testowanych w kopalni była nosicielami co najmniej jednego rodzaju koronawirusa. Nowy wirus został nazwany RaBtCoV/4991 i można domniemywać, że to on wywołał takie same objawy u zakażonych, jak dziś COVID-19.
Zdaniem naukowców, to podaje w wątpliwość obecnie przyjętą wersję pochodzenia koronawirusa, która mówi o tym, że najpierw pojawił się u nietoperzy, a następnie zakaził inne zwierzęta, takie jak węże lub łuskowce, żeby ostatecznie zmutować w formę, która jest w stanie zainfekować ludzi, a to wszystko miało się wydarzyć na słynnym targu w Wuhan. Następnie choroba rozprzestrzeniła się po gęsto zaludnionej 11-milionowej aglomeracji, aż w końcu rozlała się po całym świecie.
Doniesienia „The Sunday Times” po pierwsze potęgują spekulacje, że wirus „wydostał” się z laboratorium w Wuhan, jednak nie ma dowodów na poparcie tej teorii. Jak sądzą naukowcy, wydarzenia, które miały miejsce w nieczynnej kopalni miedzi, dowodzą raczej po prostu nieco innego pochodzenia koronawirusa – targ w Wuhan nie był jego źródłem, tylko kolejnym ogniwem w rozprzestrzenianiu. Taką teorię przedstawił dr Peter Daszak, naukowiec zajmujący się chorobami zwierząt, cytowany przez brytyjski tygodnik. Jego zdaniem wirus mógł rozprzestrzeniać się najpierw w pobliżu kopalni, a dopiero stamtąd za pośrednictwem zakażonych ludzi albo zwierząt trafić do Wuhan, skąd następnie rozprzestrzenił się na cały świat.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.