Komentarz do artykułu:
Prognozy: jeszcze gazu nie ma, a już są nań kupcy...

"takich inżynierów jest pełno a do roboty dwie lewe tylko notes telefon i raporty" - tucz, masz rację, ale jak człowiek chce inaczej, to kończy się to tak, jak w moim przypadku. Pokrótce - robiąc na kopalni skończyłem studia inżynierskie i magisterskie na AGH (całkowicie własnym sumptem); gdy Naczelny dowiedział się już o mnie, zaproponował mi przejście do dozoru. Miałem sobie wybrać gdzie - oczywiście wybrano już za mnie-wydobycie. Było to na ostatnim semestrze dyplomowym, więc obiecał mi spokój, konkretny oddział, wychodzenie o 14 do domu i biuro do ukończenia studiów. Po przejściu tam, oczywiście obiecanki okazały się cacankami - dól zamiast biura, wychodzenie o 16.30-17.00, inny oddział itd. Przełknąłem to i starałem się jak najlepiej - na dole nauczyć się jak najprędzej roboty, robiłem rzeczy (z ich polecenia) których właściwie wcale nie powinienem robić, dawałem z siebie wszystko-to słuchałem tylko, że się nie nadaję, że nie ma tu dla mnie miejsca, że mi robotę na przeróbce poszukają, byłem opierdzielany przez dozór przy ludziach z oddziału (paranoja!), a w końcu że mnie wypier.... do swojej byłej roboty. Tego mi już było za dużo i zrezygnowałem, powracając z powrotem - teraz robię na powierzchni jako zwykły fizyczny z perspektywą pracy do 65 roku życia. Dla mnie już teraz -oprócz oczywiście wyjątków- to banda kretynów w białych hełmach, którzy albo nie dorośli do zajmowanych przez siebie stanowisk albo nigdy nie powinni się tam znaleźć. "Absolwentów jak na lekarstwo" pisze autor artykułu - a sami sobie skutecznie zniechęcają i rzucają kłody pod nogi swoim własnym "kopalnianym" absolwentom. Pozdrawiam.