To szczucie na górników (i zresztą na inne wypreparowane grupy o potencjalnie dużym wpływie) zaczęło się w latach 80. Komuna podsycała zazdrość i podziały divide et impera ze strachu przed zakażeniem społeczeństwa protestem. Po to też były strzały na "Wujku", żeby się robolom nie poprzewracało we łbach w stanie wojennym - Jaruzelski i Kiszczak wiedzieli, do kogo i kiedy strzelać. Potem z górników zrobiono chłopców do bicia w latach 90. - propaganda przypisała górnictwu odpowiedzialność za koszmarne ubożenie społeczeństwa pod butem psychopaty Balcerowicza. I teraz górnicy nadają się na winnego, no bo mamy kryzys światowy i znowu trzeba ciąć i okradać ludzi. Dwie pieczenie na jednym ogniu, bo jak górnicy zaprotestują, to się z nich zrobi chuliganów i rozstrzela przy aplauzie emerytów. Proste? A fakty takie, że górnicy to "arystokracja" wśród robotników (dawniej zwanych "klasą robotniczą") i po tym, jak załatwiono stoczniowców zostali ostatnią grupą zdolną stawić opór radosnej inżynierii społecznej polegającej na zamianie pracowników najemnych w bandę niewolników za 3 dolary dziennie.