W swoim dorobku ma wiele drugoplanowych, ale za to bardzo wyrazistych ról. Na dużym ekranie debiutował rolą powstańca w pierwszej części trylogii śląskiej Kazimierza Kutza pt. „Sól ziemi czarnej”.
Wystąpił także w następnej części, czyli „Perle w koronie”. W 1994 r. zagrał w filmowym zapisie pacyfikacji kopalni „Wujek”, dramacie „Śmierć jak kromka chleba”.
Nie nabrał się na „felę”
Urodzony w Gołkowicach koło Wodzisławia, Marian Dziędziel pochodzi z tradycyjnej, śląskiej rodziny. Jego nieżyjący już ojciec, Henryk, pracował w kopalni „Rymer”, a także „1 Maja”. Nic dziwnego, że w domu rodzinnym godzinami dyskutowano o „grubie”. Marian nie został górnikiem za sprawą ojca, dzięki któremu pokochał literaturę i teatr.
– W mojej rodzinie nie tylko ojciec pracował w kopalni, te tradycje kontynuuje brat Bogusław, który jest sztygarem na „Jas-Mosie” – zdradza „Trybunie Górniczej” ten znakomity aktor, który został przyjęty do krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej z adnotacją, że w ciągu pierwszego semestru musi nauczyć się mówić poprawnie po polsku. W owym czasie Dziędziel mówił czystą gwarą śląską.
– Mimo że nie pracowałem tak naprawdę w kopalni, to wiem, co tam się dzieje i czuję ten klimat. Rozmowy górników są krótkie i lakoniczne, ale za to dowcipne i często sprośne. Ale tak musi być, oni w ten sposób walczą z traumą, z codziennym stresem. Te mocne teksty pozwalają im „rozbić” tę traumę. Gdy ktoś żartował, żeby usiąść na „feli”, to ja doskonale wiedziałem, że nie chodzi o panienkę, ale o kawałek deski. Ale wielu się na tę „felę” nabierało – uśmiecha się Dziędziel.
Gdy pytamy go o górnicze role w „Soli ziemi czarnej” i „Perle w koronie”, zarzeka się, że to nie było wielkie aktorstwo, że w tamtym czasie dopiero zbierał doświadczenia i uczył się nowych wcieleń. Tego górniczego nie musiał specjalnie, gdyż wyniósł je z domu rodzinnego.
– Tak naprawdę, to w tych filmach trudno mnie było rozpoznać. Byłem tak mocno ucharakteryzowany, tak umazany węglem, że nawet najbliżsi mieli z tym problem. Człowiek bardzo się zżył z górniczym środowiskiem, ci ludzie naprawdę zasługują na wielkie słowa uznania – dodaje pan Marian, którego nieco młodsze pokolenie zapamiętało z kultowego „Wesela”.
„Ambasador” Wieliczki
W filmie „Laura” Dziędziel bardzo sugestywnie zagrał postać ojca Zbigniewa Nowaka, górnika, który prawie pięć dni spędził tysiąc metrów pod ziemią, uwięziony z powodu katastrofy w kopalni „Halemba”. Dla Dziędziela, syna górnika, to była szczególna rola, w którą włożył całą duszę.
Jego związki z górnictwem nie kończą się na charakterystycznych rolach filmowych. Najnowsza twarz aktora związana jest z Wieliczką. I to dosłownie, gdyż Dziędziel promuje ten skansen solny.
– Rzeczywiście, można tak powiedzieć, Marian jest „twarzą” naszej kopalni, jej oficjalnym „ambasadorem”. Bardzo nam pomaga – przyznaje Marian Leśny, prezes zarządu Kopalni Soli „Wieliczka”.
– Ten tytuł zobowiązuje mnie do reklamowania i rozsławiania kopalni. Ale w „Wieliczce” wszystko chodzi jak w zegarku, więc nie zepsujmy tego – apeluje na koniec 63-letni Dziędziel, który w tej kopalni zaczynał od roli „Skarbka” w filmie reklamowym.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.