- Nie uciekamy od odpowiedzialności, ale to nie tak, że wszystkiemu jest winne górnictwo. Poza Śląskiem powódź wyrządziła nie mniejsze szkody, a tam przecież nie wydobywa się węgla - mówi Marek Uszko, wiceprezes Kompanii Węglowej w rozmowie z Tomaszem Głogowskim na łamach "Gazety Wyborczej".
Tomasz Głogowski: Ostatnia powódź pokazała, że część mieszkańców Śląska za to, co się stało, obwinia kopalnie, w tym te należące do Kompanii Węglowej. Wszystko przez szkody górnicze i obniżenia terenu. Grupa mieszkańców Bierunia szykuje nawet pozew przeciwko kopalni Piast. Czy pretensje ludzi są uzasadnione?
Marek Uszko, wiceprezes Kompanii Węglowej: W przypadku takich tragedii zawsze szuka się winnych. Rozumiemy żal i rozgoryczenie osób, które często straciły dorobek całego życia. Proszę jednak wierzyć, że górnictwo zrobiło bardzo dużo, by skutki kataklizmu były jak najmniejsze. Na 81 przepompowni działających na terenach Kompanii tylko 5 zostało w trakcie powodzi unieruchomionych, stało się tak z przyczyn technicznych. Kopalnie naszej spółki dokupiły 43 nowe pompy oraz wypożyczyły 22 pompy, które zostały natychmiast zainstalowane w najbardziej zagrożonych rejonach. Dotychczas na walkę z powodzią wydaliśmy ponad 10 mln zł.
Przykro nam, że grupa mieszkańców Bierunia kieruje pozew przeciwko kopalni "Piast", bo doskonale wiemy, ile jej dyrekcja i pracownicy włożyli pracy w zwalczanie skutków kataklizmu. Powodem powodzi w Bieruniu było przede wszystkim wylanie rzeki Gostynki, bo nie wybudowano w tym rejonie wałów. A obniżenie terenu zapobiegło rozlaniu wody na znacznie większym obszarze. Wiem, że to tłumaczenie nie zrekompensuje strat i goryczy mieszkańców. Ale pamiętajmy, że na ten teren wylało się ponad 30 mln m sześc. wody. Z danych meteorologicznych wynika, że tylko w rejonie Katowic od 15 do 17 maja opady przekroczyły o ponad 200 proc. przeciętną sumę miesięcznych opadów przypadających na maj.
Kopalnie płacą wiele podatków i opłat eksploatacyjnych. Czy gminy wykorzystują choć część tych pieniędzy na rekultywację terenu, tak by nie dochodziło do podtopień i zalań? Może gminom wygodnie jest przerzucić odpowiedzialność na górnictwo?
- Gminy dostają od kopalń ogromne pieniądze, a o tym, jak je wydają, najlepiej opowiedzą mieszkańcy. Zgodnie z prawem geologicznym i górniczym jesteśmy zobowiązani uiszczać tzw. opłatę eksploatacyjną. Od 2003 r. do I kw. 2010 r. Kompania wpłaciła z tego tytułu ponad 605 mln zł, z czego do gmin wpłynęło ponad 363 mln zł. Dodatkowo nasza spółka uregulowała wobec gmin wszystkie zaległe zobowiązania z tytułu opłaty eksploatacyjnej niewpłaconej przez byłe spółki węglowe w wysokości 498 mln zł. A zatem tylko z opłaty eksploatacyjnej gminy górnicze dostały od Kompanii w tym okresie ponad 861 mln zł. Np. do budżetu Bierunia rocznie wpływa z tego tytułu 8 mln zł. To swoista rekompensata za uciążliwości wywołane prowadzoną podziemną eksploatacją górniczą. Naszym zdaniem do gmin powinien trafiać większy procent tych opłat. Teraz dostają 60 proc., a pozostałe 40 proc. wpłacane jest do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
Czy można unikać skutków eksploatacji na powierzchni? Przy stosowanej u nas technologii to chyba niemożliwe?
- Ma pan rację. Bez względu na to, czy będziemy mówić o górnictwie odkrywkowym, czy głębinowym, skutki eksploatacji górniczej będą widoczne na powierzchni. Chodzi o to, by były jak najmniejsze. W prawie górniczym i geologicznym położono szczególny nacisk na należytą współpracę przedsiębiorcy górniczego z szeroko rozumianym otoczeniem. Samorząd może zatem wpływać na zakres prac i sposób ich prowadzenia na terenie gminy. I proszę mi wierzyć, że zarząd Kompanii Węglowej do tych opinii przykłada bardzo dużą uwagę. Nigdy nie działamy wbrew społeczności lokalnej.
Jak górnictwo powinno chronić się przed pozwami o odszkodowanie? Może jakieś dodatkowe ubezpieczenia, albo specjalna umowa z mieszkańcami?
- Nie unikniemy wniosków o naprawę szkód górniczych. Od 2003 r,, czyli od momentu powołania Kompanii, na naprawę szkód górniczych przeznaczyliśmy 1,1 mld zł. Aż w 84 proc. spraw dochodzi do zawarcia ugód z poszkodowanymi - wtedy naprawiamy uszkodzone budynki. Nie uciekamy od odpowiedzialności. Ale to nie tak, że wszystkiemu jest winne górnictwo, jak to się często przedstawia. Poza Śląskiem powódź wyrządziła nie mniejsze szkody, a tam przecież nie wydobywa się węgla.
Kopalnie też ucierpiały podczas powodzi. Gdzie było najgorzej?
- Zalanych zostało 2,5 tys. ha terenów górniczych, najwięcej wokół KWK Piast (aż 1,5 tys. ha). W niektórych kopalniach zmuszeni byliśmy ograniczyć wydobycie i sprzedaż węgla. Mimo tych trudności praktycznie wszystkie kopalnie oddelegowały część załogi do akcji przeciwpowodziowej. Na zalane tereny dostarczaliśmy paliwo, pompy i agregaty zasilające, worki, piasek i kamień do umacniania wałów.
Powódź pokazała nam, że chcąc przeciwdziałać jej skutkom, musimy mieć większe możliwości prawne niż obecnie. Bo cóż z tego, że od kilku lat chcemy uregulować potok Chudowski w Przyszowicach. Posiadamy niezbędne projekty i dokumentację, mamy zagwarantowane środki finansowe na wykonanie tego zadania. Ale niezrozumiały dla nas opór kilku mieszkańców, którzy są właścicielami pobliskich działek, uniemożliwia regulację tego potoku. Prawo własności kilku mieszkańców Przyszowic jest w tym wypadku ponad dobro ogółu. Takich spraw jest więcej. Wierzę jednak, że i te przeszkody uda się w przyszłości pokonać.
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.