Adam Małysz przeżywa swoje dni chwały. Po zdobyciu srebrnego medalu olimpijskiego na średniej skoczni w Whistler, zapowiada kolejny krążek. Tym razem ma to być olimpijskie „złoto”, którego brakuje mu do kolekcji. – Po ośmiu latach wróciłem na olimpijskie podium. Teraz powalczę o złoty medal – stwierdził Małysz po swoim sobotnim wyczynie.
Wcześniej były wzloty i upadki, byli i tacy, którzy postawili na Adamie przysłowiowy krzyżyk… Jak ocenia tę sytuację?
– Powtarzałem sobie, że do igrzysk przygotowałem się solidnie. Nie miałem sobie nic do zarzucenia, nic nie zawaliłem, nic nie zaniedbałem. Brakowało wyników. Miałem chwile zwątpienia, tak jak podczas całej kariery. Nigdy jednak nie poczułem się wypalony jako sportowiec. Kiedy było źle, wspominałem to, co było dobre. Sukcesy. Przypominałem też sobie kibiców i wtedy chęć do skakania, pracy i treningów wracała. Ostatnio na duchu podtrzymywali mnie trener Hannu Lepistoe, jego asystent Robert Mateja i serwismen Maciek Maciusiak. Ale jednak to Hannu zawdzięczam najwięcej. Właściwie wszystko, co jest związane z tym medalem. Im go dedykuję i dziękuję za ciężką pracę. Nikt nigdy wprost mi nie powiedział, że się nie nadaję, że powinienem skończyć ze skakaniem, bo jestem za stary i że na igrzyskach nie odniosę sukcesu. Może ci, co tak sądzili, nie ujawnili się ze strachu? Nie wiem. Każdy mój medal okupiony jest ciężką pracą i ogromnymi wyrzeczeniami. To nie jest zagraniczna wycieczka z przerwą na kilka skoków. Nie myślę o tym teraz. Teraz się cieszę. Taką prostą radością.
Po dekoracji medalami, Adam był długo oblegany przez reporterów, ale cierpliwie odpowiadał na wszystkie pytania. Nawet na takie, czy nie powinien udusić Simona Ammanna, bo wtedy miałby wymarzony złoty medal.
Lahti (2001): skocznia K-90 indywidualnie złoto, skocznia K-116 indywidualnie srebro
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.