Kradnie żyjąca na brukselskim garnuszku armia urzędników, kradną zwykli obywatele. W ubiegłym roku w Unii wykryto wyłudzenia na kwotę 320 milionów euro. Afery tropi unijny detektyw OLAF.
Szwindle, oszustwa i matactwa
Pomysłów na to, jak nielegalnie wyciągnąć pieniądze z Unii, jest całkiem sporo. Z europejskiego budżetu kradną nie tylko co bardziej obrotni beneficjenci, ale i pracownicy wspólnotowej administracji. Urzędnicze grzechy są dość typowe i znane zazwyczaj z lokalnego podwórka. Rozstrzyganie przetargów po znajomości, kradzieże oraz wyłudzanie emerytur - to najpopularniejsze sposoby na dodatkowe dorobienie sobie do, i tak już przecież wysokiej, unijnej pensji. Oczywiście, nie wszystkie sprawy mają spektakularny charakter. Na co dzień w Unii oszukuje się na niewielką skalę.
Dla całej UE dużym problemem jest chociażby kwestia rybołówstwa. Całkiem spore sumy unijnego euro dosłownie wyciekają z rybackich statków. I to na rozmaite sposoby. Zdarza się, że oszuści pod pozorem zamontowania nowoczesnego silnika łatają dziury w pokładzie. Stary sprzęt instaluje się jako nowy również w przetwórniach ryb. Wszystko pod płaszczykiem unijnych projektów modernizacyjnych.
Unia płaci też rybakom za poławianie ryb poza wodami jej krajów członkowskich. Ma jednak jeden wymóg: to, co wyłowią, muszą sprzedać na wspólnym rynku. I tak przez kolejne trzy lata od uzyskania dotacji. Rybacy notorycznie nie przestrzegają tych zasad, a interes kręci się sprawnie kosztem reszty unijnych podatników.
Polacy też potrafią
W Polsce europejskie się najczęściej z funduszy strukturalnych. Jedno z bardziej powszechnych nadużyć finansowych dotyczy zawyżania faktur. Zdarza się to szczególnie często, jeśli dostawca i beneficjent należą do tej samej firmy, na przykład w holdingu. Sporym problemem jest też naruszanie czasu kwalifikowalności wydatków. Wnioskodawcy fałszują dokumenty albo deklarują koszty, które w rzeczywistości nie zostały przez nich poniesione. Naciąganie Unii na rozmaite nadprogramowe wydatki dotyczy też delegacji służbowych i spotkań niezwiązanych z realizacją projektu. Jeden z obrotnych polskich beneficjentów pieniądze na innowacje przeznaczał na wojaże po Nowej Zelandii oraz Chinach.
- Liczba tych nieprawidłowości będzie się zwiększała - mówi Marek Kalupa, dyrektor Departamentu Koordynacji i Zarządzania Podstawami Wsparcia Wspólnoty w MRR. - Trzeba mieć świadomość, że ich poziom rośnie wraz z wielkością przyznanych funduszy. Mając w perspektywie do wydania ponad 67 miliardów euro, musimy się z tym liczyć. Do tej pory zgłosiliśmy do KE nieprawidłowości na kwotę ok. 170 milionów złotych z 25,4 miliardów złotych wypłaconych do tej pory beneficjentom - dodaje.
OLAF na tropie
Nowoczesny wieżowiec ze szkła i stali, Joseph II Straat numer 30 w Brukseli. Władze UE ulokowały tam biuro detektywistyczne i jednostkę dochodzeniową w jednym. Instytucja wcale nie jest tajna. Wychodzący z budynku inspektorzy mają na ramionach przepaski z napisem OLAF albo granatowe kurtki z logo urzędu. Niechętnie jednak pokazują twarze. W końcu zamiast przerzucać dokumentacje programów, projektów i poddziałań, realizują akcje pod tajemniczo brzmiącymi kryptonimami: Diabolo, Wasabi czy Prima3. Ich cel jest zawsze ten sam. Odkryć i zwalczyć jak największa liczbę nadużyć, które co roku nadwerężają unijną kasę.
Walka z oszustami jednak kosztuje. W przypadku OLAF-u to dziesiątki milionów euro budżetu administracyjnego, w tym pensje setek zatrudnionych osób. A efekty? Urzędnicy chwalą się, że w wyniku dochodzeń przeprowadzonych przez tę europejską specsłużbę odzyskano ponad 200 milionów euro.
Z raportu opublikowanego przez tę instytucję pod koniec lipca wynika jednak, że w zeszłym roku Unia, czy raczej jej obywatele, stracili w wyniku rozmaitych przekrętów w sumie około 320 milionów euro.
- Tak jak w poprzednich latach działalność OLAF-u ponownie doprowadziła do odzyskania pieniędzy podatników w kwocie kilkakrotnie przekraczającej roczny koszt pracy urzędu - chwali się Franz-Hermann Brüner, dyrektor generalny urzędu, który nie ma zastrzeżeń do pracy swojej jednostki. Nie dodaje jednak, że wielu spraw nie udaje się wciąż wykryć. Tym samym wiele milionów euro ukradzionych z wspólnotowej kasy nadal bezkarnie płynie do kieszeni oszustów. Skuteczność OLAF-u jest więc, wbrew optymizmowi szefa tego urzędu, co najwyżej średnia.
Wyniki organizacji byłyby bardziej zadowalające, gdyby intensywny nadzór, który jest najskuteczniejszą bronią przeciwko oszustom, był prowadzony w koordynacji z krajowymi organami ścigania. Przecież najwięcej unijnych przekrętów wychodzi na jaw podczas tak zwanych kontroli na miejscu czy wstępnych czynności sprawdzających.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.