Jeśli choć kilka lat pracowaliście na dole, to chyba dobrze wiecie, jak należy budować stropnice. No właśnie, przed czy za urabiającym kombajnem? A to, że robota powinna iść zgodnie z ustaleniami projektu technicznego i technologii, to w ogóle już nie powinno ulegać najmniejszej wątpliwości, nawet dla ucznia. Ale nie wszyscy o tym wiedzą, mimo posiadania całej sterty zaświadczeń z kursów i szkoleń. Mówię: całej sterty, bo do tragicznego wydarzenia, o jakim dziś chciałem Wam opowiedzieć, doprowadzili pracownicy dozoru z szesnastoletnim stażem. Wyobraźcie sobie, że jeden z nich polecił wykonanie kolejnego skrawu kombajnem, mimo niezabudowania stropnic drewnianych obudowy ostatecznej chodnika likwidacyjnego. Mało powiedzieć: lekkomyślność, ale też na próżno szukać ostrzejszych określeń, bo teraz to nikomu na nic.
Cała ta przykra historia miała miejsce już jakiś czas temu w ścianie 717. Po uzyskaniu przewidywanego planem ruchu wybiegu ok. 1800 m podjęto decyzję o przeznaczeniu jej do likwidacji. Naturalnie opracowano projekt techniczny. W końcu trzeba było się brać do wykładania stropu równolegle do ociosu filarówkami o długości 6,0 m nad stropnicami sekcji obudowy zmechanizowanej. Uwzględniając warunki stropowe, przypinano w stropie warstwę węgla o grubości ok. 0,8 m na odcinku ok. 5 m postępu ściany.
Cały proces kontrolowali – na pierwszej zmianie kierownik robót górniczych Zaleski, na drugiej nadsztygar chodnika likwidacyjnego Kania. Obu uważano za fachowców. Ja również nie miałem wątpliwości, że nimi są. Razem zresztą zaczynaliśmy pracę w kopalni. Pewnie miałbym o nich dobre zdanie do dziś, ale... Co tu dużo mówić. Zaleski i Kania krytycznego dnia skontrolowali wykonywanie chodnika likwidacyjnego w ścianie 717. Po tej kontroli ten pierwszy nie ustalił w projekcie technicznym sposobu wykonywania obudowy za urabiającym kombajnem, a drugi nie zareagował na brak ustalenia. I co Wy na to? Wierzyć się nie chce.
Czasami tak myślę sobie, że Zaleskiemu zależało na tempie robót, a Kania nie chciał się wdawać z nim w spory, bo do tego nigdy śpieszno mu nie było. Poza tym Zaleski uchodził za supereksperta i wszystko zawsze najlepiej wiedział. W każdym razie po wykonaniu skrawu na odcinku między sekcjami obudowy nr 86-70 zespoły przystąpiły do zakładania stropnic drewnianych o długości ponad 3 m na stropnice sekcji obudowy zmechanizowanej. No i tak budowano drewniane stropnice w dwóch miejscach, zamiast sukcesywnie za urabiającym kombajnem. Pomimo niezabudowania stropnic drewnianych na sekcjach 81, 82, 83, na polecenie górnika przodowego przystąpiono do wykonywania kolejnego skrawu na tym samym odcinku, między sekcjami 86-70.
Wreszcie górnicy zabrali się do wykonywania ostatecznej obudowy chodnika likwidacyjnego. Chyba na godzinę przed końcem trzeciej zmiany przodowy wraz z górnikiem podjęli pracę na sekcji 83, na którą nie założono stropnic drewnianych przed wykonaniem ostatniego skrawu kombajnem. Dla założenia stropnic drewnianych opuszczono więc stropnicę sekcji o ok. 0,3 m. Teraz obaj górnicy, stojąc na trasie przenośnika ścianowego, usunęli znad stropnicy sekcji 83 drewniane stropnice zabudowane po pierwszym skrawie. Nie wiem nawet, kiedy zorientowali się, że na długości 2,5 m i szerokości 2,7 m strop nie jest zabezpieczony. To był moment. Odpadające bryły przygniotły górnika do trasy przenośnika ścianowego.
Zaleski z Kanią już w górnictwie nie pracują, ale z pewnością tamtego dnia szybko nie zapomną. Powtarzam Wam jeszcze raz: trzymajcie się przepisów, bo nie znacie dnia ani godziny
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.