Niektórzy z nas pamiętają jeszcze 100 mln starych złotych dla każdego, obiecywane przez Lecha Wałęsę, milion miejsc pracy Kongresu Liberalno-Demokratycznego czy 3 miliony mieszkań Prawa i Sprawiedliwości sprzed kilkunastu lat. „Nikt ci tyle nie obieca, co polityk przed wyborami” – a co z realizacją? Czy prezydent Karol Nawrocki zdoła dowieźć swoje zobowiązania? Niewielu w to wierzy.
Pewien ukraiński politolog już lata temu sprawdził wiarygodność politycznych obietnic. Okazało się, że u naszych wschodnich sąsiadów realizowana jest mniej więcej co trzecia obietnica. Czy u nas jest lepiej? Raczej nie. I to bez względu na opcję polityczną oraz status polityka: prezydenta RP, europosła, parlamentarzystę czy samorządowca.
Ale jak tak się zastanowić, może to i czasami dobrze, bo tylko zapowiadane przez prezydenta Karola Nawrockiego ulgi podatkowe dla rodzin z dziećmi, zmiany w VAT i podwyżka kwoty wolnej to koszt, który może sięgać 100 mld zł rocznie! Tymczasem potrzebujemy pieniędzy na rozwój infrastruktury, przemysłu, transformację energetyczną i zbrojenia, bo przecież wróg niemal u bram. Prezydent niby o tym pamięta i grzmi w przemówieniach, ale obiecuje jednak coś zgoła odmiennego.
Inna rzecz, że przez co najmniej dwa lata, o ile parlament nie zostanie wcześniej rozwiązany, Karol Nawrocki na realizację obietnic ma szanse nikłe. Później będzie to uzależnione od nowego układu politycznego, który niby zaczyna się powoli kształtować, ale nie znam politologa, który odważyłby się już dzisiaj powiedzieć, jak rozłożą się siły i kto te kolejne wybory parlamentarne wygra. Czy będzie to kolejne rozdanie POPiS-u w odświeżonej odsłonie, czy też czeka nas rewolucja, wyłonią się nowi liderzy?
Nie wierzymy politykom
Tuż przed pierwszą turą tegorocznych wyborów prezydenckich Instytut Badań Pollster zrealizował ciekawy sondaż. Zapytał Polaków, czy wierzą w realizację obietnic wyborczych. 59 proc. respondentów odpowiedziało, że nie. W spełnienie obietnic składanych w kampanii wierzy 28 proc. badanych, a 13 proc. nie ma zdania. Jeśli przełożyć to na frekwencję, okazuje się, że jesteśmy świadomi okłamywania nas przez polityków, a mimo to idziemy do urn. Dlaczego? Mam nadzieję, że ten temat być może zaintryguje jakiegoś ambitnego socjologa.
Obietnica wyborcza nie jest umową cywilną i nie rodzi określonych zobowiązań prawnych, jeśli nie zostanie zrealizowana. Jak to niedawno powiedział jeden z polityków koalicji rządzącej: „Cóż szkodzi obiecać?”.
Co ciekawe, w 1996 r. Sąd Wojewódzki w Gdańsku w ramach jednej ze spraw postanowił przedstawić to zagadnienie prawne do rozpatrzenia Sądowi Najwyższemu. Zapytał: Czy hasła wyborcze, będące częścią składową kampanii wyborczej, mogą być źródłem zobowiązań cywilnoprawnych, a w związku z tym, czy dopuszczalne jest dochodzenie na drodze sądowej roszczeń, których źródło tkwi w hasłach wyborczych? W odpowiedzi na pytanie sądu wojewódzkiego, Sąd Najwyższy podjął uchwałę SN III CZP 72/96, iż nie jest dopuszczalne dochodzenie na drodze sądowej spełnienia obietnic wyborczych. Słowem – wszystko jasne.
W 2017 r. w „American Journal of Political Science” ukazał się artykuł o tym, że najwyższy odsetek realizacji punktów programu wyborczego odnotowano w 12 krajach: Austrii, Bułgarii, Niemczech, Wielkiej Brytanii, Irlandii, Hiszpanii, Włoszech, Kanadzie, Holandii, Portugalii, Stanach Zjednoczonych i Szwecji. Tak, dobrze widzicie. Polski na tej liście nie ma i chyba długo nie będzie. Czy szkoda? W sumie to nie jestem tego pewna. Niektóre obietnice są tak surrealistyczne, że zdecydowanie lepiej, aby pozostały tylko na papierze czy w wirtualnej chmurze.
Aldona Minorczyk-Cichy
sekretarz redakcji portalu netTG.pl
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.