To opowieść w sam raz na letnie wieczory albo chęci polepszenia nastroju. Valerie Perrin, francuska scenarzystka, fotografka i pisarka ma na swoim koncie książki, które zdobyły szczyty na międzynarodowych rynkach wydawniczych. W najnowszej powieści „Colette” znów zaskoczyła czytelnika niesamowitą historią, która dzieje się w Paryżu i w małym mieście w Burgundii.
Jest rok 2010. Agnes Dugain, utytułowana reżyserka otrzymuje z żandarmerii niepokojący telefon. Właśnie zmarła jej ciotka, Colette Septembre, siostra ojca Agnes. Reżyserka była jej jedyną krewną.
Colette mieszkała samotnie w Gueugnon w departamencie Saony i Loary, była wiernym kibicem lokalnej drużyny piłkarskiej. Skromna, niepozorna, niczym się nie wyróżniająca. Zresztą czym może się wyróżniać kobieta, która całe życie naprawiała sąsiadom buty? Jej brat Jean był słynnym pianistą, ona zawsze była dla innych po prostu niewidzialna.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby... Colette nie zmarła już w 2007 roku. O jej pierwszej śmierci Agnes dowiedziała się w Stanach Zjednoczonych, gdzie mieszkała ze swoim mężem, aktorem. Teraz, po rozwodzie, wróciła z córką do Paryża próbując poukładać roztrzaskane życie.
Po telefonie od policjanta Agnes przyjeżdża do małego miasteczka w Burgundii. Zadaje sobie setki pytań o śmierć ciotki i o to, kto tak naprawdę został pochowany trzy lata wcześniej. I najważniejsze – dlaczego ciotka udawała przed wszystkimi, że nie żyje?
Jak po nitce do kłębka Agnes próbuje złożyć historię rodziny. Wspomina wakacje, które spędzała u ciotki w dzieciństwie, znajduje w jej domu kroniki sportowe z prasowymi wycinkami o ukochanej drużynie. I najważniejsze – w starej walizce na reżyserkę czekały dziesiątki kaset magnetofonowych. To Colette nagrywała je dla niej na starym magnetofonie. Głos Colette plus drobiazgowe śledztwo odkrywa fakty, o których Agnes nie miała pojęcia, choć w tym rodzinnym filmie odgrywa jedną z głównych ról.
Valerie Perrin postawiła na naprzemienną relację, sięgającą do lat 50. ubiegłego wieku, gdy Colette i jej brat byli jeszcze dziećmi. Historia opowiedziana pół wieku wcześniej uzupełnia losy rodziny w 2007 i 2010 roku.
Francuska pisarka kolejny raz pokazała swój świetny styl, dobre pióro, a także ciekawe opisy swojego kraju, z czego powinni być zadowoleni miłośnicy Francji i francuskiego stylu życia.
Niektóre dialogi w tej książce wyglądają jak w filmowym scenariuszu. To przewaga Valerie Perrin nad innymi pisarzami. Sama pisząc scenariusze, spogląda na historie filmowym okiem. Polecam!
Valerie Perrin, „Colette”, Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2025, stron 575, przekład: Joanna Prądzyńska
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.