Niezwyczajną nockę ma za sobą Ireneusz Czak, strażak z Zakładowej Straży Pożarnej Katowickiego Holdingu Węglowego. Z bazy w kopalni Mysłowice Wesoła wyjechał, aby w awaryjnych okolicznościach przewieźć sztygara Oddziału Rekonsolidacji z Ruchu Mysłowice do Wesołej. Los napisał jednak niespodziewany, odmienny scenariusz. W aucie urodził się chłopczyk. Było tak.
- Był bodaj kwadrans przed północą. Jechaliśmy z Mysłowic na Wesołą. Ja za kierownicą, obok uciorany po wyjechaniu z dołu sztygar. Raptem widzę stojące na poboczu auto z włączonymi światłami awaryjnymi i zatrzymującego mnie żywą gestykulacją gościa. Zatrzymałem się. - Pomóżcie, żona rodzi, a tu samochód diabli wzięli - prosił. Raz-dwa przenieśliśmy rodzącą do naszego auta i zawróciliśmy do mysłowickiego Szpitala nr 1. Ale dzieciak nie czekał. Urodził się jeszcze w drodze. Pielęgniarka z Izby Przyjęć była mocno zdziwiona, kiedy do przecięcia pępowiny i zajęcia się położnicą ponaglał ją chłop w roboczym drelichu prosto z dołu. Matka i nowo narodzony chłopczyk pozostali w szpitalu, zaś my, nieco spóźnieni, wróciliśmy do kopalni - opowiada nettg. pl wydarzenia niecodziennego strażackiego dyżuru Ireneusz Czak.
To był pierwszy taki przypadek w jego strażackich interwencjach. Podobnego przypadku nie pamięta też, kierujący od wielu lat zakładową jednostką, komendant Marian Kantor. Obaj spodziewają się, że chłopczykowi rodzice nadają imię Florian.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.