Polska Izba Gospodarcza Sprzedawców Węgla przygotowała analizę sytuacji dotyczącej węgla opałowego przed kolejnym sezonem grzewczym. - Prawdopodobnie wiosna była w tym roku najlepszym czasem na zakup węgla opałowego. Uważamy, że wskazane byłoby, aby w węgiel zaopatrzyć się już teraz. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że unikniemy w ten sposób konieczności kupowania opału w jeszcze wyższych cenach w sezonie grzewczym – podkreśla Łukasz Horbacz, prezes zarządu Polskiej Izby Gospodarczej Sprzedawców Węgla.
Obszerna analiza dotycząca węgla opałowego została opublikowana na stronie Polskiej Izby Gospodarczej Sprzedawców Węgla (PIGSW). - Media od początku roku donoszą, że na zwałach krajowych producentów, państwowych importerów i energetyki leżą miliony ton węgla. Czytając tego rodzaju doniesienia, można by pokusić się o tezę, że cena węgla na składach opału powinna spadać. Dlaczego więc obserwujemy zjawisko odwrotne, tzn. ceny węgla opałowego na składach i w sklepach internetowych systematycznie rosną od kwietniowego dołka? Odpowiedź jest dość prosta – te kilkanaście milionów ton węgla to nie węgiel opałowy, a w głównej mierze miały węglowe przeznaczone dla sektora ciepłowniczego i energetyki. Jest to asortyment, który zgodnie z aktualnie obowiązującymi normami jakości węgla, nie może nawet być sprzedawany z przeznaczeniem do spalania w instalacjach grzewczych o mocy poniżej 1MW, a w tej właśnie kategorii mieszczą się gospodarstwa domowe – wskazuje Łukasz Horbacz.
Prezes PIGSW przypomina, że czasach przed pandemią COVID-19 przyjmowało się, że cały rynek komunalno-bytowy to 9 mln ton +/- 1 milion, ten szacunek pokrywał się z danymi pochodzącymi z GUS-u odnośnie liczby gospodarstw domowych ogrzewających się węglem. - Załóżmy jednak konserwatywnie, że w wyniku wymiany źródeł ogrzewania ten rynek skurczył się już o niemal 30%, co oznaczałoby, że w tym roku zapotrzebowanie oscyluje w okolicy 6,5 mln ton, co pokrywa się z szacunkami prezentowanymi przez komentatorów rynku. Poziom zapasów w piwnicach odbiorców indywidualnych jest wyjątkowo wysoki – może sięgać nawet 1 mln ton. Naszym zdaniem to ponad dwa razy więcej niż zwykle o tej porze roku, co w naszej ocenie może być efektem wyjątkowo łagodnej zimy, zakupów „na zapas” w 2022 i 2023 roku oraz agresywnej polityki sprzedażowej poprzedniego zarządu Polskiej Grupy Górniczej w czwartym kwartale ubiegłego roku. Realne zapotrzebowanie w 2024 roku możemy więc szacować na około 5,5 mln ton – wylicza.
W 2024 roku z krajowych kopalń na rynek powinno trafić około 3 mln ton węgla opałowego. Problem z nadmiarem miałów na rynku powoduje, że krajowi producenci zmuszeni są zmniejszać wydobycie. Zmniejszone wydobycie, skutkuje zmniejszeniem produkcji węgla opałowego, który jest de facto produktem ubocznym przy produkcji miałów dla energetyki (węgiel opałowy jest produkowany przy okazji wydobycia miałów węglowych). Gigantyczny problem z nadmiarem miałów węglowych może więc skutkować zmniejszoną podażą węgla opałowego.
Izba zaznacza, że przed 2022 rokiem w Polsce funkcjonowało niemal 5000 aktywnych składów węgla, obecnie aktywnych składów jest 25-50% mniej. „Prywatni dystrybutorzy, którzy zostali na rynku, „zmasakrowani” finansowo przez cenowy rollercoaster i ręczne sterowanie rynkiem przez polityków w latach 2022/23, boją się już ryzykować, a co za tym idzie zapasy na składach utrzymują na poziomie symbolicznym. Załóżmy jednak optymistycznie, że na składach opału zgromadzone jest łącznie około 0,5 mln ton, czyli 1/3 standardowego poziomu zapasów o tej porze roku. Nadal mamy więc deficyt na poziomie około 2,0 mln ton. Sytuację uratować może wyłącznie import” – tłumaczy Łukasz Horbacz.
W analizie czytamy, że kierunki importu dobrej jakości węgla opałowego to głównie Kazachstan i Kolumbia. „Są to węgle o parametrach niejednokrotnie lepszych od węgli krajowych, ale to jednocześnie węgle relatywnie młode, co przekłada się na ich kruchość. W rezultacie, 30-80% ładunku z każdego statku stanowi miał węglowy – ten sam miał, którego już jest na rynku za dużo i którego cena szoruje po dnie. Stratę poniesioną na wysianym z zaimportowanego półproduktu miale importer musi zrekompensować sobie wyższą ceną węgla opałowego” – podkreśla prezes PIGSW.
25 kwietnia Ministerstwo Klimatu ogłosiło konsultacje zmian rozporządzenia regulującego normy jakości węgla dla gospodarstw domowych i instalacji poniżej 1MW. „Po wstępnych konsultacjach normy zostały delikatnie złagodzone, jednak pamiętać należy, że obecnie obowiązujące normy są kompromisem wypracowanym w bólach. Każde ich dalsze zacieśnianie będzie eliminować część węgla z rynku. W pierwszej kolejności eliminowany będzie węgiel polski – import jest na tym polu dużo bardziej elastyczny. W wyniku zmian w normach jakości, pewien wolumen węgla opałowego wypadnie z rynku. Mniej węgla to wyższe ceny. Ministerstwo Klimatu wydaje się tym specjalnie nie przejmować. Branża natomiast patrzy na tę sytuację z przerażeniem, o czym świadczyć może zwiększona aktywność w walce o złagodzenie rozwiązań zawartych w projekcie nowych norm jakości dla węgla – czy to związków zawodowych, czy też zarządów krajowych producentów” – zwraca uwagę Łukasz Horbacz.
Analiza kończy się podsumowaniem, że scenariusz, w którym ceny węgla opałowego będą spadać, jest w perspektywie do rozpoczęcia sezonu grzewczego bardzo mało prawdopodobny.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Tańszy nie będzie, kupujcie na cito, nie dziękujcie