Rozmowa z LUBOMÍREM ZAORÁLKIEM, prezesem think tanku Akademii Demokratycznej Tomasza Masaryka, byłym ministrem spraw zagranicznych i przewodniczącym izby niższej Parlamentu Republiki Czeskiej
Co, pańskim zdaniem, kryje się pod hasłem „okres przejściowy w gospodarce”?
Nawet Komisja Europejska podkreśla, że okres przejściowy nie jest do końca wyjaśnioną kwestią. W Czechach w budowie są dwie elektrownie gazowo-parowe, mielibyśmy mieć cztery i właśnie one miałyby odegrać najważniejszą rolę w tym okresie przejściowym. Spóźnienie na pewno jest i włączenie nowych bloków atomowych niestety będzie opóźnione. Do momentu wyłączenia elektrowni Pocerady i Valetice, produkujących prąd z węgla brunatnego, nie stanie się od razu, ale obawiam się, że już za dwa lata Republika Czeska będzie musiała kupować energię elektryczną za granicą.
Może wydłużyć okres eksploatacji węgla w OKD?
To jest decyzja rządu czeskiego. Jeśli rząd znajdzie jakąś instytucję, która będzie w stanie dotować wydobycie węgla kamiennego przez pewien czas, to czemu nie? Nie wydaje się jednak to prawdopodobne, bo wiązałoby się z pomocą publiczną dla górnictwa, a na to nie pozwala Unia Europejska.
Pozostają więc nowoczesne technologie. Może wodór?
Trudno powiedzieć. W ostatnim czasie otwierają się ogromne możliwości, jeśli chodzi o nowoczesne technologie wytwarzania energii, ale towarzyszy temu wszystkiemu spora doza niepewności. Nie wiemy na sto procent, która z tych technologii przyniesie największe korzyści. Najwięcej szans upatrywałbym jednak w energetyce jądrowej. Ale źródła jądrowe wielkiej mocy zazwyczaj nie są w stanie zastąpić wszystkich źródeł wytwórczych energii opalanych paliwami kopalnymi, zwłaszcza w przemyśle lub na obszarach pozbawionych odpowiedniej sieci energetycznej. Tutaj ciekawa jest koncepcja francuska, czyli projekt związany z SMR – małymi reaktorami modułowymi. O atomie mówi się dziś dużo, ale są to ogromne inwestycje za wielkie pieniądze. Jednak w ostatnich latach wiele dużych koncernów światowych angażuje się w te przedsięwzięcia, inwestują w to ogromne pieniądze. Jednocześnie pojawiają się inne nowe projekty niezwiązane bezpośrednio z atomem.
Konkurencja powoduje zatem, że atom może stać się coraz bardziej dostępnym źródłem energii. Poza tym energia atomowa ma to do siebie, że nie produkuje ogromnych ilości odpadów i staje się coraz bardziej bezpieczna. Wydaje się, że jest najlepszym rozwiązaniem, gwarantującym niezależność i bezpieczeństwo energetyczne, także dla mojego kraju. Według Akademii Nauk Republiki Czeskiej w Czechach miałby już w latach 40. zostać wybudowany prototyp elektrowni termojądrowej, umożliwiającej bezodpadową produkcję energii. Mógłby stanąć w miejscu którejś z obecnych elektrowni węglowych, a samo wybudowanie przyniosłoby korzyści wielu czeskim firmom produkującym rozmaite podzespoły. Na razie to wszystko jest jednak melodią przyszłości, choć rząd szykuje już konkretne plany.
Są też pytania, na które dziś odpowiedzi nie ma: ile czasu pochłonie budowa takiej elektrowni i jaka będzie sytuacja w energetyce, gdy zostanie oddana do użytku? Owszem, szkoda, że poprzednie rządy się tą sprawą nie zajęły, ale z drugiej strony sam byłem członkiem jednego z tych rządów i wiem, jak bardzo trudne były to debaty. Jak trudno było cokolwiek wykalkulować, a tu przecież chodziło o potężne inwestycje. Dlatego nikogo nie można obwiniać, że ta sprawa nie jest do dziś wyjaśniona, tak samo, jak nikt nie mógł przewidzieć, jak bardzo skomplikuje się sytuacja z gazem, że wybuchnie wojna na Ukrainie. To nie jest oczywiście dobra wiadomość, że kwestie okresu przejściowego w energetyce nie są do końca jasne. I czy te wszystkie inwestycje w różne rozwiązania dadzą się pogodzić, i czy przypadkiem w przyszłości nie będziemy tracić olbrzymich pieniędzy na import energii. Tak samo jak nie wiemy, czy w ogóle znajdzie się ktoś, kto będzie chciał ją nam sprzedać i jak będzie wyglądał rynek energii za 10 czy 20 lat.
Czy nie obawia się pan skutków szybkiego odejścia od węgla na północy Republiki Czeskiej?
O ile bezrobocie w Republice Czeskiej jest stosunkowo niskie, to jednak w kraju morawsko-śląskim, zwłaszcza w regionie karwińskim, jest największe. Skutki odchodzenia od węgla dają się coraz silniej odczuć. W społeczeństwie mamy do czynienia ze sporą niepewnością jutra. Nie ma jakichś specjalnych programów dedykowanych restrukturyzacji rynku pracy. Jednak zdecydowanie większym problemem będzie zaprzestanie działalności przez Liberty Stell. Tu może dojść nawet do niepokojów społecznych.
Może receptą na to byłoby spowolnienie polityki klimatycznej Unii Europejskiej?
Polityka klimatyczna Unii Europejskiej cały czas mnie zaskakuje. Najpierw ustala się jakieś daty i terminy, jakieś limity, a następnie poszukuje się technologii, żeby te cele zrealizować i wciąż do końca nie wiadomo, czy w ogóle to wszystko da się osiągnąć. To mi trochę przypomina okres socjalizmu, gdy władza wyznaczała cele, a społeczeństwo miało je osiągać w wyznaczonym czasie i nigdy nic z tego nie wychodziło. Ja powiedziałbym, że w Unii Europejskiej tego rodzaju polityka stała się już tradycją. Strategia lizbońska miała uczynić unijną gospodarkę w 2010 r. najbardziej konkurencyjną na świecie, co skończyło się kompletnym fiaskiem.
Następnie przyszedł Zielony Ład, który już teraz trzeba korygować. Walczymy z dwutlenkiem węgla za każdą cenę, bez oglądania się na społeczne skutki tej walki. To jest poważny błąd unijnej polityki. Ludziom wmawia się, że jej sukces zależy tylko od nich i jeśli nie podołają, to się to wszystko obróci przeciwko nim. Tymczasem cała filozofia unijnej transformacji klimatycznej powinna polegać na wypracowaniu umowy społecznej. Mówi się, że Zielony Ład jest szansą, a ja pytam, dla kogo? Chyba nie dla tych, którzy zostaną pozbawieni pracy i będzie im coraz trudniej odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości. Myślę, że prędzej czy później dojdzie do poważnej korekty Zielonego Ładu, nie tylko jeśli chodzi o przemysł, który nie nadąża, ale właśnie od strony socjalnej. Grożą nam podwyżki cen paliw, utrzymania, ogrzewania. To może wywołać niepokoje społeczne, a także polityczne, ponieważ do głosu dojdą ugrupowania polityczne przeciwne europejskiej integracji.
Unia Europejska, jako instytucja, popełnia duży błąd, nie dopuszczając do stołu obrad o polityce klimatycznej organizacji społecznych czy związków zawodowych. Zielony Ład pozostaje w rękach banków i wielkich korporacji, a zwykli ludzie w tym przedsięwzięciu nie uczestniczą. Zawsze powtarzałem, że tak ważnych reform, jak te związane z polityką klimatyczną i restrukturyzacją przemysłu, nie da się przeprowadzić bez umowy społecznej, która zagwarantuje obywatelom, że nie poniosą kosztów tych transformacji i nie będą do nich dopłacać ze swojej kieszeni. Takiej umowy nie ma, dlatego Zielony Ład staje się coraz mniej popularny.
W jaki sposób to naprawić?
Musimy wykorzystać różne platformy, takie jak Grupa Wyszehradzka. W przeszłości była wielką siłą. Gdy cztery kraje zajęły wspólne stanowisko wobec jakiegoś problemu, to już się z tym w Brukseli liczono. Trzeba w kwestii Zielonego Ładu działać wspólnie, a nawet uzyskać wsparcie, a to dlatego, że najsilniejszym organem Unii Europejskiej jest Rada Europejska, reprezentująca wszystkie stowarzyszone kraje. Tam są największe szanse na osiągnięcie konsensusu.
Wydaje się, że podejście do polityki klimatycznej się zmienia, nie tylko w Polsce i w Czechach, ale także we Francji czy w Holandii. Filozofia funkcjonowania zjednoczonej Europy miała polegać m.in. na zrównywaniu kosztów, warunków i poziomu życia. Obawiam się, że cały ten proces zbyt wolno przebiega, a sam Zielony Ład często nie odpowiada specyfice wielu regionów. Nie ma żadnych audytów, które przybliżałyby skutki tych przeobrażeń. To wszystko trochę przypomina wróżenie z fusów niż przemyślaną politykę. To takie doświadczenie w stylu „zróbmy coś i zobaczmy, co z tego wyjdzie”.
Zielony Ład przyrównuje się dziś do programu reform ekonomiczno-społecznych wprowadzonych w Stanach Zjednoczonych przez prezydenta Franklina Delano Roosevelta w latach 1933-1939, którego celem było przeciwdziałanie skutkom wielkiego kryzysu. Program Roosevelta miał być programem socjalnym, a w rzeczywistości stał się programem biznesowym, szansą na wzbogacenie się dla banków i wielkich korporacji. Teraz jest podobnie. Zielony Ład zaczyna się bowiem kojarzyć z superdrogimi samochodami elektrycznymi, na które stać jedynie prezesów tych właśnie banków i korporacji. Cele Zielonego Ładu są nie do zrealizowania bez umowy społecznej. Same tylko korekty tego programu niczego dobrego nie przyniosą. Najlepiej po prostu napisać go na nowo.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Tego nie trzeba zmieniać tylko wypowiedzieć zaorać to są psychicznie chorzy ludzie , czeka nas bieda i przerwy w dostawie energii...