Z roku na rok coraz mniej jest miejsca na składowanie odpadów poflotacyjnych wytwarzanych przez krajowy przemysł górnictwa miedziowego. Jednak z tego powodu aktualnie nie ma żadnego zagrożenia dla jego sprawnego funkcjonowania przynajmniej do 2037 roku. Do tego czasu przemysł ten ma pozwolenie na składowanie tychże odpadów w nowej kwaterze południowej Żelaznego Mostu. Pozornie nie ma się czym martwić, jest jeszcze 13 lat na znalezienie nowego rozwiązania dla dalszego ich składowania.
Składnie odpadów poflotacyjnych
Po raz pierwszy problem ten został rozwiązany pół wieku temu w postaci obiektu Żelaznego Mostu. Po wyczerpaniu jego pojemności do ok. 780 mln m sześc., otrzymano zgodę na zbudowanie nowej jego kwatery o dalszej pojemności ok. 170 mln m sześc., do łącznej pojemności ok. 950 mln m sześc. Dotychczasowe badania osadów tego zbiornika koncentrowały się na odzyskiwaniu pozostawionych tam resztkowych metali: miedzi, srebra, złota i innych pierwiastków. Okazuje się jednak, że mimo nawet interesujących ich ilości, skomplikowane procesy odzyskiwania powodują, że kierunek ten jest nieopłacalny.
Dodatkowo nie eliminuje on ilościowego składowania tychże odpadów, bo jego pomniejszenie o 0,2 proc. objętości tychże metali niczego nie zmienia. Tymczasem ten właśnie problem staje się najistotniejszy dla dalszego trwania i istnienia krajowego przemysłu miedziowego.
Kwestionując obecne narastanie tego problemu, można stwierdzić, że jego podejmowanie jest przedwczesne. Wszak na kilka lat przed wyczerpaniem pojemności zbiornika wystąpi się o zgodę na nową kwaterę składowania odpadów. Ze względu na znaczenie tego przemysłu, tak jak dotychczas nie powinno być z tym specjalnych kłopotów.
Brak ciągłości
Optymistyczne stanowisko czekania na podobne rozwiązania jak dawniej, teraz nie wytrzymuje krytyki, choćby tylko z dwóch powodów. Pierwszych z nich jest lokalizacja, której bezkolizyjne możliwości zostały już wyczerpane w ramach jeszcze pół wieku temu przyznanej lokalizacji składowania odpadów poflotacyjnych Żelazny Most. Nowych rezerwowych lokalizacji nie ma i wszystko wskazuje na to, że ich uzyskanie będzie trudne, lub nawet niemożliwe.
Od strony technicznej można by je uzyskać likwidując kolejne wioski i przejmując na ten cel następne tysiące hektarów ziemi rolniczej. O ile za czasów PRL zapewne nie byłoby problemu, to obecnie przepisy UE o ochronie środowiska i silna pozycja zielonych organizacji decyzje takie może zatrzymać.
Na razie nikt się tym nie martwi, co z punktu widzenia władz tego przemysłu jest w pełni uzasadnione. Ich polityczna kadencja trwa na ogół cztery lata do następnych wyborów parlamentarnych, a po tych wyborach, choćby to była nawet najlepsza kadra inżynierska, zostanie zwolniona, jako reprezentująca przegrany obóz polityczny. Ten brak ciągłości powoduje, że realizowane są tylko bieżące inwestycje odtworzeniowe, gwarantujące funkcjonowanie tego przemysłu.
Ostrzeżenie
Historia niedawno oddanej do eksploatacji kwatery południowej winna być ostrzeżeniem na przyszłość. Z dostępnych informacji wynika, że jej budowę rozpoczęto w 2018 roku i pięć lat później została ukończona. Dwa, trzy lata wcześniej rozpoczęły się prace projektowe oraz był to czas na uzyskanie wszystkich potrzebnych na to zezwoleń. Razem proces ten trwał około ośmiu lat, i to w sytuacji kiedy istniała możliwość zagospodarowania przyległego terenu do zbiornika Żelazny Most.
Teraz ta rezerwa powierzchniowa i terenowa została już wykorzystana. Nic nie słychać, na stronach internetowych tego przemysłu, aby cokolwiek w tej sprawie czyniono. Nie jest to do końca prawdą, bo podjęte zostały medialne przedsięwzięcia promujące sukces południowej kwatery Żelaznego Mostu, co według najwyższych rangą jej przedstawicieli ma zapewnić spokojne funkcjonowanie tego przemysłu do roku 2037, a więc jeszcze 13 lat. A co potem?
Domyślna i stale w tej branży aktualna odpowiedź jej kierownictwa jest taka, że to nie nasze zmartwienie, nas już nie będzie i nich martwią się ci, co będą po nas. To z jednej strony historia stara jak istnienie tego przemysłu, przynajmniej od czasu odwołania legendarnego dyrektora naczelnego jakim był Jerzy Zastawnik. Warto przypomnieć, że prawie ćwierć wieku temu eksperci z Politechniki Wrocławskiej ostrzegali przed kontynuacją obecnego sposobu składowania odpadów poflotacyjnych. Oceniali oni dalszą tego rodzaju technologię, jako rozwiązanie najbardziej negatywne dla dalszej jego przyszłości.
Propozycje
Wspomniani eksperci proponowali podjęcie pilnych prac związanych z zagospodarowaniem tych odpadów, preferując kierunek budowlany. Zasygnalizowali oni, że prace na ten temat prowadzone były już wtedy od blisko 30 lat, ale ich wynik stale był oceniany jako negatywny, z czym naukowcom tym trudno było się pogodzić. Twierdzą oni, że na pewno istnieje możliwość wykorzystania tych odpadów poflotacyjnych, które są tylko zmieloną skałą. Niekoniecznie muszą to być cegły, ale istnieje zapotrzebowanie na różnego rodzaju grysy spiekane dla drogownictwa i inne podobne asortymenty.
Brak ekonomicznej gwarancji opłacalności wykorzystania tych szlamów też nie powinien być najważniejszym problemem. Oczywiście, dobrze by było, aby tak się stało.
Bilans ilościowy i finansowy
Istotą tego rozwiązania problemu składowania odpadów poflotacyjnych jest ich dodatni bilans dostaw w ilości ok. 30 mln ton rocznie i ujemny poprzez jakiekolwiek ich zastosowanie gospodarcze, tak aby produkcja z tych szlamów przekraczała wielkość ich składowania. Bilans taki byłby ujemny dla Żelaznego Mostu, a jego zasoby pomniejszałyby się w czasie i w takim przypadku nie byłoby potrzeby poszukiwania nowych kwater dla składowania tychże odpadów po 2037 roku.
Należałoby sporządzić też bilans finansowy polegający na podsumowaniu kosztów istnienia tego zbiornika, z ewentualnymi dopłatami do zagospodarowania tychże odpadów przez przemysł budowlany. Generalnie ocenia się, że zagospodarowanie odpadów poflotacyjnych to, około 8 proc. wszystkich wydatków tego przemysłu.
Przyjmując koszty produkcji jednej tony miedzi na 2024 r. w prognozowanej przez ten przemysł wielkości 35 900 zł i wyprodukowaną jej ilość w wysokości około 600 tys. ton, to 8 procent z tych sum wynosi 1,7 mld złotych. Dokładność tych obliczeń można zakwestionować, ale tu chodzi nie o ścisłość, ale o rząd wielkości, który przekracza 1 miliard zł.
Dofinansowanie w tej skali przemysłu budowlanego mogłoby doprowadzić jego nawet deficytową produkcję do poziomu opłacalności, a problem składowania odpadów poflotacyjnych przestałby zagrażać istnieniu przemysłu miedziowego. Być może, że wobec negatywnego stanowiska ochrony środowiska, nie jest przewidziana kontynuacja tego przemysłu po roku 2037, co w takim przypadku wszystkie te rozważania i propozycje stałyby się bezprzedmiotowe.
Tekst napisano z wykorzystaniem pracy: Andrzej Łuszkiewicz - Koncepcje wykorzystania odpadów flotacyjnych z przeróbki rud miedzi w regionie legnicko – głogowskim. Inżynieria Mineralna — styczeń – czerwiec 2000 — oraz internetowe informacje dotyczące Żelaznego Mostu.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.