Teoretycznie to każdy kraj, który ma odpowiednią ilość funduszy, może sobie zafundować energetykę jądrową. Przede wszystkim dlatego, że jest ona niezawodnym elementem trwałych dostaw energii, na dodatek po niskiej cenie. Jako bez emisyjne jej źródło, jest ona coraz bardziej popularna. Jednak nowoczesne technologie budowy reaktorów jądrowych opanowało tylko kilka krajów na świecie, skąd pozostali amatorzy tej energii, kupują projekty oraz ich wykonawców. Jednym z krajów starających się o budowę tego rodzaju siłowni jest Arabia Saudyjska, która słynie ze swoich zasobów ropy naftowej.
Dla jej własnych potrzeb wystarczą one na setki lat, po kosztach eksploatacji, które średnio wynoszą 5,4 USD za baryłkę. Jednak Arabia Saudyjska modernizuje swoją gospodarkę i pragnie zdywersyfikować posiadane źródła energii, uzupełniając je o energetykę jądrową. Nie do końca ustabilizowana sytuacja polityczna na Bliskim Wschodzie u amerykańskich dostawców tej technologii budzi podejrzenia, że jest to decyzja zmierzająca do posiadania przez ten kraj broni atomowej, co ma być sprzeczne z układem o nierozprzestrzenianiu tego rodzaju zbrojeń podpisanym przez 183 państwa.
Ponieważ Arabia Saudyjska chciałaby, aby Amerykanie budowali jej reaktory jądrowe, ci zażądali podpisania przez nią odpowiednich zobowiązań uniemożliwiających wzbogacanie uranu dla potrzeb militarnych. Na co Saudyjczycy zapytali, dlaczego podobnego zobowiązania nie wymaga się na przykład od Japonii, która posiada kilkadziesiąt takich elektrowni. Japonia, jako bliski sojusznik USA, nie musi składać tego rodzaju zobowiązań, bo jest ona na bieżąco kontrolowana przez amerykańskie służby. Arabia Saudyjska nie ma jednak szans na podobne traktowanie i dlatego USA domaga się takiego zobowiązania.
Ze względów prestiżowych, a być może i jeszcze innych, saudyjskie królestwo odmawia podpisania takiego dokumentu, który w tym przypadku jest tylko wzajemnym zobowiązaniem. Odmowa ta martwi Amerykanów, gdyż pod tym względem mają oni już kilku konkurentów do których obok Rosji zaliczyć trzeba Francję, Chiny i Koreę Południową. W ten sposób próba budowy pierwszej elektrowni jądrowej przez Arabię Saudyjską stawia przed Stanami Zjednoczonymi trudny wybór: złagodzić politykę z czasów zimnej wojny, mającą na celu zapobieganie rozprzestrzenianiu broni atomowej, albo zaryzykować wyparcie jednego z najpotężniejszych eksporterów energii na świecie dalej pod wpływy Chin lub Rosji, co prawie na jedno wychodzi.
Od strony eksportu tej technologii Rosja jest jej światowym liderem. Spośród prawie 60 reaktorów budowanych obecnie w 15 krajach – w tym użytkowników energii jądrowej po raz pierwszy, takich jak Bangladesz, Egipt i Turcja – mniej więcej jedna trzecia to konstrukcje rosyjskie. Pozostałe reaktory Chińczycy budują na własnym terytorium.
Dawni liderzy energetyki jądrowej, którymi były Stany Zjednoczone i Francja przechodzą do historii, co jest zauważalne zarówno po kłopotach wyłączenia ponad ich połowy we Francji, oraz ich stagnacji rozwojowej w USA. Od 1979 r. do marca 2023 r. nie uruchomiono w USA żadnej elektrowni jądrowej. Symbolem tego stanu jest fakt, ze Stany Zjednoczone importują 95 proc. uranu do zasilania swojej floty reaktorów, która choć wciąż największa na świecie, od dziesięcioleci stale jest redukowana.
Liczba reaktorów jądrowych w USA stale spada, począwszy od maksymalnego poziomu 111 w 1990 r., do chwili obecnej 93. Jedyny nowy typ reaktora komercyjnego zbudowanego w USA w ciągu ostach lat, to notorycznie opóźniony projekt Plant Vogtle w stanie Georgia, który przekroczył budżet o miliardy i dopiero teraz trafia do sieci z wieloletnim opóźnieniem. Rozmowy Arabii Saudyjskiej ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie budowy reaktorów atomowych w tym kraju ujawniają nie najlepszą ich sytuację w samych Stanach Zjednoczonych,
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.