W polskim górnictwie lawinowo ubywa osób z wysokimi kwalifikacjami i doświadczeniem. Eksperci ostrzegają, że jeśli nic się w tym względzie nie zmieni, to już za pięć lat wystąpią ogromne problemy z naborem kandydatów na stanowiska w dozorze wszystkich szczebli. Kierownictwa spółek węglowych głowią się, w jaki sposób przeciwdziałać tym niekorzystnym zjawiskom.
W Polskiej Grupie Górniczej mają już na to konkretny pomysł. Po pierwsze, wykorzystać potencjał tkwiący w ludziach, którzy posiadają już wyższe wykształcenie, lecz nie w zawodach górniczych. Po drugie, zachęcić pracowników do podnoszenia swoich kwalifikacji. Z pomocą mają przyjść studia zaoczne organizowane przy współpracy Politechniki Śląskiej.
– Z pewnością każda inicjatywa, która zatrzymuje ludzi o pewnym poziomie wykształcenia i kompetencji, jest w obecnej rzeczywistości cenna. Osoby z wyższym, niegórniczym wykształceniem stanowią dobrą materię do przyszłej pracy w dozorze, ponieważ posiadają duży zasób wiedzy ogólnej wyniesionej z uczelni. Co się zaś tyczy autorytetu dozoru, to od ponad 30 lat jego poziom spada. Każdy sztygar lub nadsztygar musi go potrafić zbudować sam. A na to trzeba czasu. Poza tym ludzie muszą zrozumieć, że tylko odpowiednie wykształcenie i posiadane kompetencje dają szansę na awans – wskazuje Jerzy Markowski, były sekretarz stanu w Ministerstwie Przemysłu i Handlu odpowiedzialny za górnictwo.
Uprzedza jednak, że byłby za tym, aby całą tę kadrową operację w górnictwie rozpocząć od góry, czyli od znalezienia sposobu na zatrzymanie exodusu najbardziej doświadczonych pracowników.
– W ub.r. odeszło z kopalń 4 tys. osób o najwyższych kompetencjach. Skorzystali z odpraw, które dało im państwo niepotrafiące zwiększyć wydobycia węgla, bo brakuje rąk do pracy. To jakiś absurd! Tymczasem mamy pogłębiającą się stale lukę kadrową w dozorze, która może się przełożyć na bezpieczeństwo pracy, jeśli już się nie przekłada. Niech więc zabrzmi konkretna oferta w stylu: „zostaniesz dłużej, to otrzymasz odprawę wyższą niż dostałbyś teraz” – proponuje.
Problem podobnie widzi dr inż. Krzysztof Król, wiceprezes Wyższego Urzędu Górniczego.
– Problemy w zarządzaniu bezpieczeństwem pracy w polskim górnictwie coraz częściej rzucają się w oczy. Przed laty trzeba było legitymować się długoletnią praktyką, aby móc objąć stanowisko w dozorze średnim. Potrzebny był czas, aby kandydat nabył wystarczające doświadczenie. Sama wiedza zdobyta na studiach to za mało. Dziś na najbardziej newralgiczne stanowiska kieruje się bardzo młodych ludzi z niewielkim doświadczeniem. Nawet studenci napotykają na problemy z odbyciem praktyk – zauważa dr inż. Krzysztof Król.
Jego zdaniem należy najpierw właściwie przygotować ludzi do pracy, a w drugiej kolejności skupić się na tym, w jaki sposób budować reputację dozoru.
– Gdy podwładni widzą osobę dozoru, która na jednej zmianie wydaje sprzeczne z sobą polecenia, a następnie otrzymuje z góry kolejne wytyczne i gubi się w tym wszystkim, to taki szef nie będzie cieszył się poważaniem. Daje tylko zły przykład. Nigdy nie zbuduje własnej reputacji i żadne programy tu nie pomogą – podkreśla.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.