Na dziś jest jeszcze czas na rozmowy. Nie chcemy strajku. Jednak zaproszenie na spotkanie piątkowe (20 stycznia) z przedstawicielami raciborskiej fabryki kotłów z 72-letnią tradycją, w której pracują całe pokolenia raciborzan przyjęła tylko opozycja - podkreśla Marek Tyłka, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Rafako, spółki, która jest na skraju upadłości.
Przypomnijmy, rekordowej kwoty – 1,3 mld zł tytułem kar umownych i odszkodowania domaga się Tauron Wytwarzanie od Rafako. Wezwanie do zapłaty wynika z kontraktu na budowę bloku 910 MW w Jaworznie. Rafako był generalnym wykonawcą tej inwestycji i zdaniem Taurona nie usunął wszystkich zidentyfikowanych wad. Konflikt pomiędzy spółkami wymknął się spod kontroli. Konieczna jest interwencja Ministerstwa Aktywów Państwowych.
– Zaproszenie na spotkanie otrzymali wszyscy przedstawiciele partii rządzących i opozycyjnych. Przyjechał tylko Donald Tusk. Na dzisiaj możemy agitować, monitorować i prosić o pomoc. Jesteśmy daleko od tego, żeby strajkować. Na razie jeszcze jest czas na rozmowy. One trwają cały czas, ale są zrywane i trudno je nazwać konstruktywnymi. Załoga milczy, bo ludzie boją się wystąpień publicznych. Załoga zawsze zajmowała się pracą, a nie wystąpieniami – podkreślił.
Wyliczył, że w Rafako działają trzy związki zawodowe i wszystkie mówią jednym głosem.
- Zatrudnionych w firmie bezpośrednio jest ok. 1000 osób, ale mówimy jeszcze o wielu firmach współpracujących z nami, więc tych osób będzie dużo więcej. Chcemy, żeby pozwolono nam dalej pracować, potrzebujemy spokoju. Jeżeli będziemy mieli spokój, to będziemy mieli zamówienia i Rafako sobie poradzi. Boimy się, że kontrahenci, którzy chcieli ulokować u nas swoje pieniądze i złożyć zamówienia, wycofają się z wiadomego powodu – martwi się przewodniczący Tyłka.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.