- Bez odpowiednio wykształconych do pracy górniczej ludzi, kadry kierowniczej, bez robót udostępniających, przygotowawczych, inwestycji w nowoczesne technologie i pola eksploatacyjne, nasze górnictwo samo się zlikwiduje – mówi nam w rozmowie prof. inż. JÓZEF DUBIŃSKI, naukowiec, były naczelny dyrektor Głównego Instytutu Górnictwa.
Pamięta Pan Profesor swój pierwszy dzień pracy w Głównym Instytucie Górnictwa?
To było 16 października 1971 r. Pamiętam, że przyszedłem do ówczesnej Pracowni Sejsmologii w Zakładzie Tąpań, którą kierowała Zofia Wierzchowska. Zapytałem, czy byłaby tam dla mnie jakaś praca. Pani kierownik poprosiła o indeks. Na szczęście byłem bardzo dobrym studentem Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Pobierałem stypendium naukowe od trzeciego roku. Nawet parę tygodni temu zajrzałem do tego indeksu i proszę sobie wyobrazić, że tylko jeden egzamin zdałem na cztery i pół. Reszta wszystko na bardzo dobry.
Ale nie byłem kujonem (śmiech). Miałem przede wszystkim dobrą pamięć. Geofizyka i geomechanika górnicza bardzo mnie interesowały. Na pierwszym roku studiów miałem praktykę semestralną pod ziemią w kopalni Czerwona Gwardia w Czeladzi. Odbywałem ją w dziale wentylacji. Trzeba było zaliczyć 100 zjazdów, ja wykonałem ich 104. Na dole było sucho, no i brak większych zagrożeń. W tym czasie byłem jeszcze niepełnoletni, ale z ogromnym zapałem do nauki.
Z pewnością górnictwo stało się dla Pana sporym wyzwaniem?
Tak, zwłaszcza po katastrofie w kopalni Mikulczyce-Rokitnica w Zabrzu, w której ucierpiał m.in. Alojzy Piontek. W nieprzysypanej niszy przetrwał ponad sześć i pół doby, do czasu przybycia ratowników. To zdarzenie otworzyło szanse dla rozwoju geofizyki górniczej w Polsce. Ówczesne władze zadecydowały, że przyczynę wypadku należy dokładnie zbadać i podjąć środki, aby w przyszłości unikać takich zdarzeń. Znalazły się na to środki. Zakupiono angielską aparaturę specjalistyczną do monitorowania sejsmiczności i ruchów górotworu. Była przeznaczona dla pięciu kopalń, ale szkopuł w tym, że nie wiadomo było, w jaki sposób ją instalować, obsługiwać, kalibrować i interpretować zapisy.
W tamtym czasie sejsmologia górnicza, jako dyscyplina nauki, jeszcze raczkowała, choć na Śląsku ziemia się trzęsła. Trzeba było – jak się to mówi – pomyśleć. No i udało się. W ten sposób powstała moja pierwsza publikacja naukowa poświęcona zagadnieniom obliczania energii wstrząsów występujących w kopalniach. Jeździliśmy po kopalniach, które miały ten sprzęt zainstalowany, m.in.: Rokitnica, Pokój, Nowy Wirek, Kazimierz-Juliusz, Kleofas, i uczyliśmy pracowników obsługi. Pracy było mnóstwo.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.