W piątek (22 kwietnia) zdecydowano o przerwaniu akcji ratunkowej i odcięciu rejonu kopalni Pniówek, w którym doszło do katastrofy. Na dole zostało siedem osób (pięciu ratowników i dwóch górników pracujących w ścianie), ale jak oceniają przedstawiciele JSW, dotarcie do nich potrwa co najmniej kilka miesięcy. Sytuacja od razu nasunęła skojarzenie z podobnym tragediami, które miały miejsce w kopalni Brzeszcze i czeskiej Stonawie.
Do analogii sytuacji z Pniówka i zdarzenia, które miało miejsce 19 lat temu w kopalni Brzeszcze, odniósł się Tomasz Cudny, prezes JSW.
- Takich przypadków w górnictwie nie zdarzało się dużo. Miało to miejsce w kopalni Brzeszcze, gdzie również nie było żadnych szans na zachowanie warunków bezpieczeństwa ratownikom. Powrót po pracownika w Brzeszczach miał miejsce po kilku miesiącach – przypomniał Cudny.
- Izolując rejon zostawiamy w tym obszarze linie chromatograficzne, będziemy na bieżąco analizować atmosferę za korkami i wtedy, po jakimś czasie, będzie można podjąć decyzję, czy wejście w tamten rejon jest możliwe. Dzisiaj, przy tych informacjach, które mamy, nie można określić tego terminu – dodał.
Prezes JSW nie pozostawił wątpliwości, że powrót do odciętego rejonu katastrofy, to kwestia miesięcy.
- To jest duży obszar i duży rejon. Próbujemy też przeanalizować możliwość dostępów otworami, żeby tam wpuścić gazy inertne. Natomiast to wszystko będzie można zrobić dopiero po wykonaniu korków izolacyjnych doszczelniających dopływy powietrza do rejonu – wskazał Cudny.
Co dokładnie wydarzyło się w kopalni Brzeszcze? 1 kwietnia 2003 r. na skrzyżowaniu ściany 108 z chodnikiem wentylacyjnym na poziomie 640 doszło do zapalenia się metanu. W rejonie zdarzenia pracowało 46 pracowników. Uratowano 45 osób, ale jeden górnik został na dole. Po 17 dniach akcji zdecydowano o zamknięciu pola tamami przeciwwybuchowymi, a 26 kwietnia akcję zawieszono. W październiku ratownicy chcieli podjąć kolejną próbę dotarcia w ten rejon, aby odszukać szczątki 38-letniego górnika, ale próba zakończyła się niepowodzeniem. Ostatecznie akcję wznowiono 26 stycznia 2004 r., a szczątki górnika znaleziono 3 lutego, czyli po 10 miesiącach.
Jeszcze bardziej tragiczne były okoliczności katastrofy w Stonawie. Do wypadku w czeskiej kopalni CSM Stonawa w Stonawie koło Karwiny doszło 20 grudnia 2018 roku. W wyniku zapalenia i wybuchu metanu ponad 800 metrów pod ziemią zginęło 13 górników, w tym 12 Polaków. Ciało jednej z ofiar wydobyto krótko po tragedii, a zwłoki trzech kolejnych górników - 23 grudnia. Ze względu na panujące w kopalni ekstremalne warunki, rejon katastrofy odgrodzono od pozostałych wyrobisk specjalnymi tamami. Dopiero w kwietniu 2019 roku ratownicy po raz pierwszy weszli w rejon wybuchu. Najpierw wydobyto ciało jednego górnika, następnie kolejne cztery. Ponieważ ostatnie cztery ciała ofiar wybuchu znajdowały się w innym miejscu chodnika, potrzebne były dodatkowe prace przygotowawcze. Czterech ostatnich górników ratownicy wydobyli 11-12 maja. Po przeprowadzonych sekcjach zwłok ciała zostały przekazane rodzinom.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.