Zginęło 37 osób, a 106 zostało ciężko poparzonych – to bilans najtragiczniejszego pożaru przemysłowego w historii Polski. Mija właśnie 50 lat od tej katastrofy. To wyjątkowo smutny dzień dla Czechowic-Dziedzic i Grupy Kapitałowej LOTOS. Przedstawiciele koncernu wzięli udział w oficjalnych obchodach rocznicy, które odbyły się w niedzielę 27 czerwca.
W konunikacie prasowym czytamy, że 50 lat po tragedii przedstawiciele Grupy Kapitałowej LOTOS uczestniczyli w Czechowicach-Dziedzicach w obchodach rocznicowych. Głównym ich punktem była msza świętej w intencji ofiar, którą odprawiono w kościele pw. NMP Królowej Polski. Następnie, uczestnicy uroczystości przeszli ulicą ks. J. N. Barabasza pod pomnik ofiar pożaru, gdzie odczytano okolicznościową informację, złożono kwiaty i uczczono pamięć ofiar minutą ciszy.
– Choć minęło już pół wieku, to nadal pamiętamy o wszystkich tych, którzy zginęli wtedy walcząc z żywiołem ognia. Jesteśmy tu dziś z ich rodzinami i bliskimi, by oddać hołd ofiarom tamtych wydarzeń. Ta był wstrząs dla całej społeczności, ale też impuls do wielu zmian w ochronie przeciwpożarowej. Miejmy nadzieję, że dzięki temu nigdy więcej nie będziemy świadkami takiej tragedii – mówi Zofia Paryła, prezes Zarządu Grupy LOTOS.
50 lat temu nad Czechowicami-Dziedzicami przechodziła burza. 26 czerwca o 19.50 piorun uderzył w zbiornik, w którym znajdowało się prawie 9 tysięcy m sześć. ropy. Eksplozja zniszczyła dach, a płonąca ropa rozlała się w tacy zbiornika. Podczas akcji gaśniczej, do zbiornika dostawały się dziesiątki tysięcy litrów wody, która znalazła się pod ropą. Wkrótce woda zaczęła wrzeć. Ciśnienie pary spowodowało gwałtowny wyrzut płonącej ropy w różnych kierunkach, na odległość do 250 metrów. Piana wylała się i popłynęła w kierunku elektrociepłowni oraz do tacy innego zbiornika, który chwilę później eksplodował.
- Piana mająca kilka metrów wysokości zakrywała ludzi, wozy i sprzęt gaśniczy, niszcząc wszystko na swojej drodze. Fale płonącej ropy odcięły drogę ewakuacji. Płonęły drogi asfaltowe. Niemal natychmiast zginęły 33 osoby (25 strażaków, 7 żołnierzy i jeden pracownik rafinerii). 4 ratowników zmarło w szpitalach. Temperatura była tak wysoka, że poparzeniom ulegali ludzie stojący w sporej odległości od zbiorników - czytamy w informacji prasowej.
Tadeusz Patan, dziennikarz Kroniki Beskidzkiej, napisał: „Ogień rozlał się szerokim, płonącym morzem. Pochłonął strażackie samochody, strawił zabudowania produkcyjne, stopił instalacje. Okoliczne pola i ogrody zmieniły się w pogorzelisko”.
Pożar nie ustępował. Po 14.. eksplodował kolejny zbiornik, stwarzając zagrożenie dla zbiorników z benzyną. Około 23. pękł płaszcz zbiornika z ropą. We wtorek 29 czerwca przystąpiono do generalnego natarcia. Po dwóch godzinach pożar ugaszono, jednak w jednym ze zbiorników doszło do ponownego, gwałtownego zapalenia się ropy. Gaszenie trwało 3 godziny.
Straty były ogromne. Ze zbiorników ocalał tylko jeden zawierający 7 tys. ton ropy. Spaliły się kolektor, pompownia, część oddziałów furfurolu, filtrolu, instalacja ABT, magazyn techniczny i zajezdnia lokomotyw. Spłonęły też 22 samochody pożarnicze i wiele sprzętu strażackiego. Ogółem w akcji brało udział 2610 strażaków z 371 sekcji, 313 wozów gaśniczych, 34 ciężkie wodno-pianowe, 197 pomp pożarniczych. Zużyto 227 ton chemicznych środków gaśniczych.
Odbudowa rafinerii trwała 4 miesiące i zaowocowała nowoczesną instalacją odgromową, gaśniczą oraz pływającymi dachami, które uniemożliwiają zgromadzeniu się oparów nad powierzchnią ropy. Na miejscu tragedii stanął dystrybutor paliw. Zbiorniki magazynowe przeniesiono poza obręb rafinerii i daleko od zabudowań miejskich.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.