Powszechnie uważa się, że górniczy zawód jest domeną mężczyzn. Tymczasem w KGHM Polska Miedź na stanowiskach górniczych pracują również kobiety. Ile ich jest? Kilkadziesiąt czy kilkaset, nikt nie wie, wszak nie prowadzi się tego rodzaju statystyk.
Zajmują one na ogół stanowiska inżynierskie, badawcze i dokumentacyjne. Prace te wymagają jednak częstych zjazdów dołowych, kontroli robót i oceny występujących zagrożeń. Pracują one przede wszystkim w działach inwestycyjnych, geologicznych i mierniczych. Praca górnicza nie należy ani do łatwych, ani przyjemnych. Trudności w jej wykonywaniu ograniczają możliwości ich zatrudnienia. Nie znaczy to, że stronią one od zadań trudnych, a nawet niebezpiecznych.
Szczęśliwie tak się złożyło, że żadna z nich nie uległa dotąd jakiemuś poważnemu wypadkowi. Zawdzięczają to przede wszystkim samym sobie. Ich intuicja, wyczucie niebezpieczeństwa oraz brak nawyków do męskiej brawury i popisywania się ustrzegły je od najgorszych zdarzeń. Na początku pracy na ogół wszystkie przechodzą okres przynajmniej niedowierzania, co do ich możliwości wywiązywania się z nałożonych obowiązków. Z biegiem jednak czasu ich pracowitość, obowiązkowość i inteligencja są coraz bardziej dostrzegane i szanowane. Ich analityczny zmysł owocował licznymi publikacjami, odczytami i wystąpieniami na krajowych i międzynarodowych sympozjach naukowych, technicznych i zawodowych.
Górnicze środowisko z trudem akceptowało obecność płci odmiennej. Przywykłe do wulgaryzmów, nie przebierających w środkach metod rywalizacji oraz wyniszczającej siły fizyczne podziemnej pracy z podziwem przyglądano się ich adaptacjiw w tych trudnych warunkach. Młodsze pokolenie pań nadal pracuje w tych branżach, przynosząc zaszczyt swemu pracodawcy. Ich wstrzemięźliwość w trunkach, używkach i ambicjach zajmowania stanowisk owocuje znacznie dłuższym życiem. Jest to widoczne na wszelkich zjazdach emerytów górniczych, na których na ogół dominują kobiety. Wspominając tylko trzy krótkie ich biografie, trzeba znaczyć, że czyni się to tylko dlatego, że albo ich dokonania były niezwykłe, albo zachowały się na ten temat notatki i materiały. Ponieważ panie wrażliwe są na wszelkie o nich uwagi wyrażane publicznie, zachowamy pod tym względem pełną anonimowość.
Pani Krysia
Jej kariera stała się już legendą. Rozpoczęła ją od najniższego stanowiska sprzątaczki na jednym z szybów rejonu Polkowice Zachodnie. Jej praca polegała przede wszystkim na myciu okien i wyłożonych linoleum podłóg całego budynku, w którym mieściło się centrum zarządzania tym rejonem. Załoga i kadra kierownicza rejonu zjeżdżały pod ziemię o szóstej rano, potem kierownictwo, dozór i goście zjeżdżali o dziesiątej. Do godziny dwunastej budynek był prawie opustoszały. Wtedy miała ona dwie godziny na sprzątanie, zanim dozór wyjedzie o godz. 12.00 na powierzchnię.
Pewnego razu podczas swych rutynowych czynności zdarzyło się, że kierownik robót został pilnie wezwany do dyrektora kopalni. Rejon jest położony około 5 km od swojej dyrekcji. W tym czasie jego sekretarka była na zwolnieniu lekarskim. Kierownik musiał kogoś zostawić przy telefonie, aby odbierać zgłoszenia wypadków, czy choćby poinformować, kiedy on wróci i podejmie czynności zawodowe. Tymczasem w budynku nikogo już nie było. Kierownik nie mógł zostawić swego stanowiska pracy bez jakiegokolwiek nadzoru. Wiedział, że jeżeli tak je zostawi, a będzie jakiś wypadek, czy też inne tego rodzaju zdarzenie, może się on pożegnać ze swoim stanowiskiem. W budynku była tylko sprzątaczka, która myła podłogi. Rad nie rad, a nie miał już innego wyjścia, poprosił ją, aby siadła do telefonu i jeżeli ktoś zadzwoni, powiedziała, gdzie jest i zanotowała ewentualne dla niego polecenia. Tak też się stało. Kierownik opuścił rejon, a na stanowisku została tylko pani Krysia.
Jednak zanim kierownik dojechał do centrali, trzeba było złożyć sprawozdanie ze stanu wydobycia, obłożenia przodków i wykorzystania transportu. Nikt nie wie, jakim cudem pani Krysia to wszystko wiedziała. Znała po imieniu sztygarów, miała w głowie skomplikowany plan wyrobisk i wiedziała, gdzie, co jest i dlaczego. Od tego czasu już nie wróciła do sprzątania i mycia podłóg. Jej wiedza górnicza, mobilność, pasja poznawcza znacznie przekraczały poziom zmęczonych swoją pracą inżynierów i jej szefów. Dyrektorzy, jeżeli chcieli się dowiedzieć szczegółów pracy rejonu, to kurtuazyjnie dzwonili do kierownika robót. A potem rozmawiali z panią Krysią, od której dowiedzieli się znacznie więcej o sytuacji na dole kopalni.
Jej zaletą była nie tylko uroda, ale życzliwość, którą obdarzała wszystkich swoich rozmówców - począwszy od prezesa KGHM, a skończywszy na górniku przodowym. Dla wszystkich miła, uprzejma i życzliwa, zawsze uśmiechnięta i zadowolona ze swojej pracy. Każdego, kto miał kłopoty, starła się z nich wyciągnąć, broniąc, tłumacząc, obdarowując krytyków drobnymi prezentami stosownie do potrzeby i możliwości. Przyjmowała gości z ministerstwa, kombinatu, naukowców i urzędników. Wszyscy wyrażali swój podziw dla jej talentów osobistych i umiejętności kierowania sprawami górniczymi pod nieobecność swoich szefów. Było to wiele lat temu lat temu i zapewne pani Krysia jest już na zasłużonej emeryturze, a jej brak wszyscy tu odczuwają.
Pani profesor
Ukończyła studia w Leningradzkim Instytucie Górniczym. Powróciła do kraju w 1956 r. Początkowo pracowała jako geolog w kopalniach węgla kamiennego na Górnym Śląsku. Potem jako projektant w Biurze Projektów Górniczych we Wrocławiu. Od 1965 r. podjęła pracę hydrogeologa w obecnych zakładach Cuprum stanowiących zaplecze naukowo-badawcze dla KGHM Polska Miedź. Była to kobieta o niespożytej energii. Posiadając równoprawne wykształcenie i możliwości pracy w górnictwie rud miedzi, nie miała tam w początkowych latach swojej pracy łatwego życia. Pełna woli poznania, zbadania i określenia warunków zawodnienia kopalń często była na przodkach i w strefach prowadzonych robót udostępniających, aby osobiście dopilnować pomiarów, obserwacji i ocenić charakter dopływów wód podziemnych do kopalń rud miedzi.
Dojeżdżała z Wrocławia do Lubina, gdzie w pełnym rynsztunku górniczym meldowała się o szóstej rano na podszybiu. Zimową porą warunki pracy hydrogeologa stają się ekstremalne. Na podszybiu ziąb z tłoczonego przez wentylator powietrza jest przejmujący. Kilkaset metrów dalej od szybu panują już warunki tropikalne. Lejąca się ze stropu woda przemaka odzież na wylot. Powrót do szybu w tym stanie to murowane zapalenie płuc. Trzeba się przebrać w suche ubranie. Wszystkie te niedogodności Tatiana dzielnie znosiła. Gromadziła notatki, wyniki badań, studia literatury, to była jej pasja. Niczym się nie zniechęcała, choć męskie towarzystwo nie zawsze w tym czasie było jej życzliwe.
Pierwszym życiowym sukcesem było uzyskanie doktoratu. Od tego czasu miała już znacznie łatwiejsze dojścia do potrzebnych jej obserwacji. Zaproponowano jej zajęcia dydaktyczne na Uniwersytecie Wrocławskim. Wkrótce uzyskała habilitację i profesurę za prace związane z rozpoznaniem budowy geologicznej złóż rud miedzi i panujących w tej strukturze warunków hydrogeologicznych. Była zapraszana do najbardziej szacownych gremiów Polskiej Akademii Nauk, Ministerstwa Środowiska i Wyższego Urzędu Górniczego. Była człowiekiem wielce wrażliwym na krzywdę ludzką. Pomagała, doradzała i broniła swoich współpracowników. Jej samej jednak los nie oszczędził. Ciężko przeżyła tragiczną śmierć swego ukochanego męża. Wkrótce po nim również w tragicznych okolicznościach odeszła z tego świata. Pozostały po niej prace, książki, publikacje i analizy dotyczące złoża rud miedzi na Dolnym Śląsku.
Mistrz mrożenia
Panie, które osiagnęły zawodowy sukces w górnictwie rud miedzi na ogół miały już ogromne doświadczenie w innych branżach górniczych. Pani Irena ukończyła studia na AGH jako magister inżynier geolog. Najpierw pracowała w Gliwickim Przedsiębiorstwie Geologiczno-Poszukiwawczym. Potem była głównym geologiem kopalni barytu Boguszów. Od 1964 r. rozpoczęła prace w Przedsiębiorstwie Budowy Kopalń Rud Miedzi w Lubinie. Powoli uzyskiwała coraz wyższe stanowiska w dziale geologiczno-wiertniczym i postępu technicznego.
Firma w tym czasie miała poważne kłopoty z głębieniem szybów, które dość często były zatapiane przez podziemne dopływy wód. Postanowiono temu zapobiec poprzez proces zamrażania górotworu. Ta idea stała się dla pani Ireny nowym wyzwaniem zawodowym. Jej studia nad tą technologią zaowocowały otrzymaniem doktoratu. Od tego czasu nadzorowała ona wszystkie procesy mrożeniowe głębionych przez PBK szybów. Opracowała akustyczną metodę kontroli grubości płaszcza mrożeniowego. Potrafiła obliczyć i wskazać w dowolnym miejscu tempo zamarzania i rozmrażania górotworu. Jej wiedza była tak dogłębna, że była ona zapraszana na wykłady w swojej macierzystej uczelni. Do ostatnich dni swego życia była związana z PBK i służyła jej swoją wiedzą i doświadczeniem.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Co tam 70 lat.! Niech żyją nam sto lat!
Średnia wieku 70 lat
To chyba nieważne skąd zdjęcie, bo to niczego przeciez nie zmienia
Zdjęcie z KWK Bolesław Śmiały