Transformcja górnictwa dotknie nie tylko Śląsk, ale i całą Polskę. Jak w tej sytuacji radzą sobie firmy okołogórnicze opowie w rozmowie z portalem netTG.pl Zdzisław Bik, prezes i dyrektor naczelny Grupy Fasing.
- W wąskim ujęciu górnictwo kojarzy się głównie z kopalniami. Jednak w perspektywie przemian, które czekają Śląsk, trzeba na tę branżę spojrzeć znacznie szerzej...
- Niestety mam takie odczucie, że mówiąc o ograniczeniu wydobycia i o transformacji górnictwa, nie mówi się, że takiej transformacji potrzebuje także tzw. zaplecze górnicze. Konieczne jest przytoczenie kilku danych, aby było wiadomo, o czym mówimy. Samo górnictwo to ponad 80 tys. zatrudnionych osób. Natomiast w firmach okołogórniczych tych pracowników jest ponad 280 tys. Te wszystkie przedsiębiorstwa bardzo mocno odczuwają to, co się dzieje w branży.
Posłużę się tu naszym przykładem. Fasing w 2020 r. zrealizował w tylko 37 proc. zamówienia w ramach przetargów, w których wygrał. My się do tych zamówień odpowiednio przygotowaliśmy, bo w chwili, gdy wygrywamy przetarg, to zobowiązujemy się do jego realizacji w 100 proc. Te przygotowania to koszty. Brak realizacji zamówień z powodu ograniczenia wydobycia w kopalniach odbija się na naszej całej działalności. Pokazują to dobitnie liczby. Nasz zysk za 2020 r. jest niższy o 70 proc. Jeśli to dalej tak będzie wyglądać, to firmy okołogórnicze też będą potrzebować pomocy, żeby się zdywersyfikować czy mieć szansę na rozwój eksportu. To będzie koniecznością, jeśli będą chciały zachować posiadane moce produkcyjne. W innym wypadku trzeba będzie je zamykać. Likwidacja miejsc pracy w tych firmach będzie bardziej dotkliwa niż w samym górnictwie. Mówimy o prawie 300 tys. zatrudnionych osób, którym trzeba będzie wręczyć zwolnienia.
- Jakie zatem trzeba uruchomić mechanizmy, aby stworzyć szanse tym firmom?
- W środowisku toczy się na ten temat poważna dyskusja. Patronuje jej Górnicza Izba Przemysłowo-Handlowa, do której należy znaczna część firm okołogórniczych. Takie mechanizmy wsparcia dla przedsiębiorstw powinny dotyczyć zmian produkcji i technologii oraz wsparcia eksportu. To może doprowadzić do przeobrażenia tych firm. Wymóg jest jeden – konkretne środki finansowe. Bez preferencyjnych warunków na okres 5-7 lat trudno bowiem mówić o transformacji firm, które w wielu przypadkach będą musiały wejść w zupełnie nowe branże. To są przedsiębiorstwa, których parki maszynowe są ustawione na konkretną produkcję. Na zmianę tego profilu potrzeba czasu.
Polskie firmy mogą zachować miejsca pracy, mogą znaleźć sobie miejsce na zagranicznych rynkach i tam konkurować z innymi podmiotami. To jednak wymaga nakładów finansowych. Samych firm na to nie stać, tym bardziej że od prawie roku wszyscy funkcjonujemy w zupełnie nowych okolicznościach. Rozmowy z bankami stały się trudniejsze. W sytuacji, gdy wskaźniki spadają, konieczne są dodatkowe ubezpieczenia kredytów. Nasza firma startowała do Tarczy Antykryzysowej 4.0, ale usłyszeliśmy, że Polski Fundusz Rozwoju nie jest od tego, żeby pomagać, tylko żeby ratować z bankructwa. Jak będziemy bankrutować, to będzie już za późno. Ta pomoc jest potrzebna teraz.
- A jak Fasing jest nastawiony do tych nowych branż?
- Szukamy nowych możliwości. Uruchamiamy właśnie produkcję nowego segmentu łańcuchów. To jest dla nas zupełnie nowy rynek, bo są to łańcuchy dla rolnictwa. Do Europy importuje się je przede wszystkim z Chin. Naszą ambicją jest konkurowanie na Starym Kontynencie właśnie z tymi produktami pochodzącymi z Państwa Środka. W naszej Grupie mamy też firmę zajmującą się obudowami i przenośnikami. Ona także będzie się przeobrażać w stronę różnego rodzaju konstrukcji stalowych. Do tego jednak potrzebny jest nowy sprzęt, a to są kolejne koszty.
- Zagraniczne rynki to dla wielu firm będzie zupełna nowość. Fasing ma tę przewagę, że lekcje za granicą już dawno odrobił. Świadczy o tym wasza pozycja w Chinach i rozpoznawalność marki.
- Dokładnie tak jest. Na tamtejszym rynku jesteśmy już obecni od 17 lat i pomimo tych wszystkich ograniczeń obroniliśmy tam swoją pozycję. Generalnie na świecie, a także w Chinach planowany jest wzrost wydobycia węgla. W tym roku to ma być ok. 2 proc. To Europa się ogranicza w wydobyciu i zużyciu węgla, bo chce być zielona. Świat jednak dalej go wykorzystuje. Dlatego jest miejsce dla takich firm jak Fasing. Tylko to miejsce na zagranicznych rynkach trzeba zdobyć, a potem umacniać. To praca, która trwa kilka ładnych lat i jest związana z dużymi wydatkami. Stwarza to jednak możliwości. Przykładem może być to, że właśnie szykujemy się do wejścia z nowym łańcuchem na rynek chiński. Prace nad tym projektem trwały przeszło dwa lata.
- Jak zatem w przypadku Fasingu wygląda struktura przychodów. Ile jest ich z rodzimego rynku, a ile z eksportu?
- W 2020 r. było to mniej więcej po połowie. Jednak rok wcześniej 70 proc. przychodów pochodziło z eksportu. Na wyniki z zeszłego roku wpływ miały oczywiście ograniczenia eksportowe. Pomimo tego i tak połowa przychodów została wygenerowana dzięki obecności na rynkach zagranicznych. To pokazuje, że to ważny element naszej działalności. To wszystko udało się zrobić przy spadającej produkcji i mniejszej liczbie zleceń.
- Zdradził pan, że Fasing wciąż będzie się skupiać na górnictwie, ale bardziej w perspektywie rynków zagranicznych. Do tego jeszcze dojdzie sektor rolniczy. Czy są jeszcze jakieś inne branże, w których chcecie zaistnieć?
- Myślimy też o energetyce, o kogeneracji. Jesteśmy dużym poborcą energii i dlatego zamierzamy zmieniać nasze źródła energii. Zastanawiamy się też nad budową drugiej nogi, która skupiałaby się wokół odnawialnych źródeł energii.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.