Dokładnie tydzień temu w Katowicach wznowił działalność Międzyzwiązkowy Komitet Protestacyjno-Strajkowy oraz ogłoszono pogotowie strajkowe na terenie regionu-śląsko dąbrowskiego. Strona społeczna dała siedem dni premierowi Mateuszowi Morawieckiemu na to, aby zadeklarował swój udział w rozmowach dotyczących transformacji górnictwa i energetyki. Termin minął dziś o północy. Premier nie odniósł się do tego postulatu bezpośrednio. Jego przyjazd w poniedziałek na Śląsk wykluczył wicepremier Jacek Sasin. Co dalej?
Przypomnijmy, że pomysł powołania zespołu ds. transformacji górnictwa pojawił się pod koniec lipca. Najpierw ustalono szczegóły prac, a potem zaczęły się już merytoryczne spotkania, które jak się okazało wniosły niewiele. Przedstawiciele rządu mówili o tym, że w pierwszej kolejności trzeba wprowadzić rozwiązania systemowe, a strona społeczna zwracała m.in. uwagę na relacje na linii energetyka – górnictwo, a szczególnie brak odbioru zakontraktowanego węgla (co ma kluczowy wpływ na słabą kondycję Polskiej Grupy Górniczej). Jedynymi pozytywnymi aspektami prac zespołu była deklaracja wprowadzenia ustawy, która zniesie giełdowe obligo handlu energią oraz powołanie pełnomocnika rządu ds. transformacji energetycznej i górnictwa w osobie wiceministra aktywów państwowych Artura Sobonia. Wcześniej przez kilka miesięcy sektor węgla kamiennego nie miał bezpośredniego nadzorcy.
Czara goryczy przelała się 10 września, kiedy zaprezentowane zostały dwa strategiczne dokumenty dla przyszłości polskiej energetyki, której fundamentem w obecnej chwili jest węgiel kamienny. Pierwszym był "Plan na rzecz energii i klimatu na lata 2021-2030" , a drugim projekt "Polityki Energetycznej Polski o 2040 r.", w którym zapisano drastyczne odejście od węgla, co wiąże się z likwidacją kopalń. Strona społeczna powiedziała wprost, że ten dokument jest dla niej nie do zaakceptowania. Cztery dni później ogłoszono reaktywację MKPS i pogotowie strajkowe.
Lider śląsko-dąbrowskiej Solidarności Dominik Kolorz przypomniał w czasie spotkania z dziennikarzami to, co się działo na Śląsku pięć lat temu i przyznał, że najgorszym rozwiązaniem jest strajk totalny, a takiego nie można wykluczyć, patrząc na mobilizację nie tylko w samych górniczych spółkach. Sprawa ma bowiem szerszy kontekst, bo jak wyjaśniają związkowcy, dotyczy całego regionu, który opiera się o przemysł energochłonny. To nie tylko kopalnie, ale m.in. także huty, elektrownie, sektor motoryzacyjny i całe ich otoczenie, na które składa się tysiące firm kooperujących. Strona społeczna mówi wprost, że to oznacza zagładę dla regionu.
Związkowcy przyznali przy tym, że mają świadomość, że zmiany będą musiały kiedyś nastąpić, chodzi im jednak o to, by dać na nie odpowidni czas i odpowiednie środki. Rząd mówi o kwocie ok. 60 mld zł, które tak naprawdę są kroplą w morzu potrzeb dla województwa liczącego ok. 4,5 mln ludzi. Ponadto strona społeczna oczekuje, że w miejsce likwidowanych miejsc pracy w przemyśle powstaną równowartościowe eaty w innej branży. Są duże obawy, że na Śląsku zostanie powtórzony scenariusz wałbrzyski. Temu dolnośląskiemu miastu do dziś odbija się czkawką restrukturyzacja/likwidacja górnictwa sprzed trzech dekad.
Stronie społecznej nie podoba się także to, że rząd – pomimo wcześniejszych deklaracji o obronie węgla i energetyki na nim opartej – tak szybko podporządkował się Unii Europejskiej, która coraz ambitniej podchodzi do polityki klimatycznej, czego przykładem jest choćby propozycja wzrostu redukcji emisji z 40 proc. do minimum 55 proc. Związkowcy powiedzieli wprost, że rząd może działać pod dyktat unijnych struktur, ale oni nie będą działać pod dyktat rządu.
Związkowcy oczekiwali spotkania z premierem, bo jak przyznali formuła rozmów z przedstawicielami Ministerstwa Aktywów Państwowych i Ministerstwa Klimatu wyczerpała się. Premier przez tydzień nie zabrał w tej sprawie głosu. Na temat rozmów wypowiedział się jedynie rzecznik rządu, który deklarował, że szef rady ministrów jest człowiekiem dialogu. Czas dla premiera skończył się o północy. Co to oznacza? Jak nieoficjalnie mówili związkowcy, arsenał środków jest spory. Na pewno nie należy się spodziewać od razu radykalnych działań protestacyjno-strajkowych i nie zacznie się od trzęsienia ziemi jak u Alfreda Hitchcocka. Na pewno rządzącym do myślenia daje to, że na Śląsku mobilizacja panuje nie tylko w górnictwie, ale także w innych branżach. To może być w sumie kilkaset tysięcy pracowników, którzy mogą także wybrać się na „wycieczkę” do stolicy, w końcu nie tak dawno w Warszawie byli rolnicy. Jak to będzie jednak wyglądać, przekonamy się już niebawem. Prawdopodobnie jeszcze dziś strona społeczna ogłosi plan swoich dalszych działań. Może one sprawią, że w trakcie rozmów o przyszłości koalicji rządzącej premier, który jest posłem z Katowic, znajdzie czas, aby pomyśleć o Śląsku.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Racz Pan wpaść