O wyprawach Rafała „Leona” Romanika, eksplorującego opuszczone kopalnie, pisaliśmy na łamach Górniczej już blisko 4 lata temu. Wówczas jego kanał na YouTubie subskrybowało nieco ponad 5 tys. użytkowników. Do dziś udało mu się tę liczbę pomnożyć przez 10, choć sam youtuber nie ekscytuje się nadmiernie liczbami.
– Kanał prowadzę od 5 lat i te 50 tysięcy subskrybentów na arenie YouTube’a można by nazwać wynikiem średnim, czy wręcz kiepskim, a sprawcą tego stanu rzeczy jest fakt, że eksploracja opuszczonych kopalń jest tematem niszowym i trafia do naprawdę wąskiego grona odbiorców. Kiedy ktoś prowadzi kanał motoryzacyjny czy technologiczny, to zawsze pojawi się jakiś materiał, który trafi w nasze gusta, tym samym można śmiało założyć, że prędzej czy później złapiemy się w widełki tematyczne kanału i go zasubskrybujemy, a w przypadku eksploracji podziemnej temat jest właściwie jeden. Nie widzę w tym jednak niczego złego, bowiem mam świadomość, że każdy mój widz, subskrybent, to osoba unikalna. Osoba, która tak samo jak ja, jest zafascynowana tym podziemnym, opuszczonym światem i nie trafiła do mnie z przypadku, więc tym bardziej cieszy mnie fakt, że takich osób jest już ponad 50 tysięcy – zaznacza Leon i przypomina, że każde wejście do nieczynnego wyrobiska niesie za sobą niebezpieczeństwo, bowiem wchodzimy do obiektów, które nierzadko zostały zamknięte 100 czy 200 lat temu. Na szlaku jego wędrówek nie ma zatem obiektów bezpiecznych w rozumieniu przepisów BHP.
Mam nadzieję, że nigdy go nie użyję
– Sztolnie, które odwiedzam, zazwyczaj nie mają już obudowy górniczej. Mówię – już, ponieważ obudowa istniała, ale obecnie zazwyczaj jest ona w stanie głębokiego rozkładu i tworzy spąg, po którym chodzę. Strop w zależności od rodzaju skał jest w mniejszym lub większym stopniu popękany, a nad głową wiszą kilkutonowe głazy, których nic nie trzyma i choć prace nie są już prowadzone, to górotwór nadal pracuje i czasami, kilka razy w roku, obserwujemy, jak pewne części sztolni ulegają niewielkiemu zawaleniu – opowiada youtuber.
Drugim poważnym problemem eksploracji podziemnej jest całkowity brak wentylacji. – Obiekty, do których wchodzimy, mają zazwyczaj tylko jedno wejście, które jednocześnie jest także wyjściem, zatem ciężko w tym przypadku mówić o jakiejkolwiek wentylacji grawitacyjnej. Zapuszczając się w głąb nieczynnej kopalni, musimy zatem liczyć się ze spadkiem ilości tlenu w powietrzu oraz możliwością pojawienia się dwutlenku węgla, ale na takie sytuacje jesteśmy przygotowani. Od dłuższego czasu korzystam z detektora wielogazowego Crowcon Gas Pro IR, który mierzy tlenek węgla, dwutlenek węgla, tlen, siarkowodór oraz metan. Na nic zda się nam detektor, jeśli niespodziewanie wejdziemy w strefę o dużym stężeniu CO2. Dlatego mając świadomość możliwości występowania niebezpiecznych gazów, takie obiekty eksplorujemy w pełnej ochronie dróg oddechowych, a więc przy pomocy aparatów powietrznych, wyposażonych w lekkie butle kompozytowe. Dają nam one większą swobodę niż butle stalowe. Jednak to nie wszystko! Bierzemy pod uwagę możliwość wystąpienia awarii aparatu powietrznego i dlatego kupiłem asekuracyjnie aparat ucieczkowy Dezega 1PVM KS, którego mam nadzieję nigdy nie będę musiał użyć – wyjaśnia Leon i dodaje:
– Na chwilę obecną nie ma takiej kopalni, do której nie bylibyśmy w stanie wejść, ponieważ sprzętowo jesteśmy przygotowani na każdą ewentualność.
Po prostu dziury w lesie
Zapytaliśmy podróżnika, jak realizacja tej niecodziennej pasji wygląda od strony prawnej.
– Kopalnie, które odwiedzam, to obiekty z lat 1500-1950. Tym samym prawnie, jako kopalnie one już nie funkcjonują. Są to po prostu dziury w lesie, które wielu spacerowiczów po prostu mija. Trzeba tutaj wyraźnie zaznaczyć, że eksploracja podziemna nie jest włamywaniem się do zabezpieczonych wyrobisk, bowiem takich zabezpieczeń kiedyś nie stosowano. Kopalnie były porzucane i wraz z upływem lat ich wloty ulegały zawaleniu, lub jak w przypadku sztolni pouranowych z lat 50., odstrzeliwano jedynie wlot i obiekt porzucano. Wejście do opuszczonej sztolni nie wymaga zatem pozwolenia, ale odpowiedniej wiedzy i sprzętu – podkreśla Leon.
Zapytaliśmy także, który odcinek „Wypraw Leona” jakoś szczególnie zapadł w pamięć twórcy.
– Bez wątpienia Lisia Sztolnia. Wałbrzyska sztolnia z roku 1794, która jako jedyna w regionie była wykorzystywana do wodnego transportu wydobywanego węgla i już wtedy stanowiła atrakcję turystyczną. Po zakończeniu wydobycia obiekt został otamowany i zapomniany. W latach 2000-2001 sztolnię częściowo udrożniono oraz udostępniono turystom, ale z uwagi na gromadzenie się dużych ilości CO2, po pewnym czasie z tego pomysłu zrezygnowano i obiekt został zamknięty. W 2014 roku dwie osoby włamały się do Lisiej Sztolni i niestety poniosły śmierć, a przyczyną zgonu było uduszenie. Myślę, że pomimo tego faktu, wiele osób chciało Lisią Sztolnię „zwiedzić”, ponieważ był to obiekt przez nikogo niezdobyty. W pewnym sensie był to Święty Graal dolnośląskiej eksploracji. Każdy zastanawiał się, jak wygląda całe wyrobisko, a nie tylko malutki wycinek trasy udostępniony turystom, ale nikt nie podjął się próby jego eksploracji. Nikt oprócz nas – mówi z dumą Leon.
Po odpowiednim przygotowaniu sprzętowym udało się więc wejść do środka tego wyjątkowego obiektu.
– Sami mogliśmy pokonać trasę, którą niegdyś poruszały się łodzie wypełnione węglem. Bardzo miłym doświadczeniem była możliwość zobaczenia oryginalnej sztolni spławnej, która zachowała się w dobrym stanie i możliwość jej pokazania szerszemu gronu osób. Zaskoczeniem okazała się wysokość sztolni, która miejscami mierzyła ponad 3 m, to coś, czego nie widuje się często w wałbrzyskim górnictwie.
Poza oryginalną obudową sztolni, natrafiliśmy również na tę współczesną ŁP, oraz wagoniki kopalniane, którymi wywożono rumosz podczas udrażniania wyrobiska. Gdybym miał w skrócie opisać tę sztolnię, to powiedziałbym, że była ona bogata. Bogata w różne przekroje wyrobisk, czy rodzaje zastosowanej obudowy – wyjaśnia youtuber.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.