W tym roku mija 125 lat od pierwszego książkowego wydania w języku polskim utworu Juliusz Verne Czarne Indie. Wcześniej powieść ta drukowana była dwukrotnie w odcinkach w prasie. Wbrew może nieco mylącemu tytułowi nie ma ona wiele wspólnego z kontynentem azjatyckim, lecz z przemysłem wydobywczym.
- Najważniejszą książką „górniczą” [Juliusza Verne - red.] są niewątpliwie Czarne Indie, gdyż akcja dzieje się w szkockiej kopalni Aberfoyle, już porzuconej, ale po odkryciu nowych złóż węgla, trochę przypominających wysady solne, trochę złoża pokładowe, znowu rozkwitającej - uważa Andrzej Zydorczak, były główny geolog w Rudzkiej Spółce Węglowej, a zarazem tłumacz i wydawca powieści francuskiego pisarza.
Czym są tytułowe Czarne Indie, czytelnik dowiaduje się już na drugiej stronie powieści. Tym mianem Anglicy określali swój przemysł węglowy. „I naprawdę, Indie te przysparzają bogactwu Wielkiej Brytanii więcej korzyści, aniżeli Indie Wschodnie. Dzień po dniu całe zastępy górników pracują tutaj nad wydobyciem na powierzchnię węglowych czarnych diamentów, których energia palna jest pierwszą, nieodwołalną potrzebą przemysłu” - pisał Juliusz Verne.
Książka nie rozpoczyna się jednak obrazem ciężkiej pracy na przodku. Wręcz przeciwnie - sceną uroczystego pożegnania górników ze względu na całkowite wyczerpanie zasobów węgla kopalni Dochart w Aberfoyle. Później jednak akcja powieści przybiera niespodziewany obrót. W wyczerpanej z pozoru kopalni odnalezione jednak zostają bogate pokłady węgla, co zapoczątkowuje ciąg poważnych zdarzeń. Verne, świadomy tego, że nie każdy czytelnik miał do czynienia z górnictwem, w trzecim rozdziale książki zamieścił skróconą historię powstania złóż węgla kamiennego na przestrzeni epok geologicznych.
Nie brakuje też, jak to miał w zwyczaju pisarz z Nantes, wątku miłosnego oraz motywów dramatycznych. Oto pod sam koniec książki czytamy:
„- Uciekać z kopalni! Prędzej, uciekać - napominał powtórnie inżynier. Za późno było na ucieczkę. Stary Silfax był już tutaj, gotów spełnić swą ostatnią groźbę i w ten sposób, grzebiąc pod gruzami kopalni wszystkich mieszkańców Coal City, powstrzymać ślub Harrego z Nelly”.
Nie miejsce tu, by zdradzać, czy tak się stało. Kto ciekaw, zajrzy do książki.
Juliusz Verne kojarzony jest raczej z fantastyką naukową niż z tematyką górniczą. Jednak Czarne Indie wcale nie są jedyną jego książką oscylującą wokół węgla. Wskazać można także choćby powieść „Bez przewrotu”, znaną także pod tytułem „Świat do góry nogami”, albo „Bez góry i dołu”, w której trwają szaleńcze starania o przesunięcie osi ziemi, żeby stopić lody na biegunie pokrywające tamtejsze wielkie złoża węgla kamiennego.
Powieść Czarne Indie ukazała się w języku francuskim w 1877 r. pod tytułem Les Indes noires. Jeszcze w tym samym roku Joanna Belejowska przełożyła tekst na język polski. Ukazał się on w odcinkach w czasopiśmie Przyjaciel Dzieci, w numerach od 36 do 51. W tym samym roku, także w odcinkach, powieść wydrukował Korespondent Płocki. Dopiero w 1895 r. nakładem Księgarni Juliana Guranowskiego z Warszawy ukazało się książkowe wydanie Czarnych Indii. Przed wybuchem drugiej wojny światowej książka ta miała na polskim rynku jeszcze cztery kolejne edycje, natomiast po wojnie została kompletnie zapomniana. Następne wydanie, przygotowane na podstawie jednej z przedwojennych edycji, ukazało się dopiero w 1995 r. W XXI w. górnicza powieść Juliusza Verne ukazała się już czterokrotnie, ostatni raz w 2018 r.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.