Wicepremier Jacek Sasin przyznał, że przewoźnik będzie wymagać znaczącego zastrzyku gotówki. Rząd wspólnie ze spółką szacuje wielkość wsparcia - pisze w czwartek Dziennik Gazeta Prawna.
Jacek Sasin w rozmowie z "DGP" przyznał, że LOT-owi nie wystarczą rozwiązania ratunkowe, które rząd szykuje w kolejnych wersjach tarczy antykryzysowej także dla dużych firm. - Trzeba będzie przewidzieć rozwiązania ekstra, by linie nie upadły. Spółka dziś praktycznie nie zarabia, a przecież ponosi koszty wynagrodzenia załogi czy obsługi umów leasingowych. Tak więc pomoc dla LOT-u na pewno będzie musiała być znacząca. Na razie w porozumieniu z zarządem spółki szacujemy te potrzeby - powiedział DGP wicepremier.
Gazeta podaje, że rozwiązania ratunkowe dla LOT-u przygotowywane są wspólnie z Polskim Funduszem Rozwoju. Jego wiceprezes Tomasz Fill powiedział "DGP", że więcej o pomocy dla przewoźnika będzie można powiedzieć w przyszłym tygodniu, po posiedzeniu rady nadzorczej Polskiej Grupy Lotniczej, której LOT jest najważniejszą częścią. Fill jest też członkiem tej rady. Przyznaje, że spółka ma koszty miesięczne, które dochodzą do 200 mln zł. Z tego sporą część pochłaniają raty leasingowe za samoloty. W całym 2018 r. wyniosły 747 mln zł.
"Skala spodziewanej pomocy państwa w dużej mierze jest uzależniona od tego, jak długo jeszcze samoloty będą uziemione. Wstępnie można szacować, że będzie to przynajmniej kilkaset milionów złotych. Pomoc będzie wymagała zgody Komisji Europejskiej. Unia będzie musiała baczniej przyjrzeć się przyjętym mechanizmom ratunkowym, bo teoretycznie LOT nie może uzyskać pomocy przed końcem 2022 r. Wtedy minie 10-letni okres zakazu wsparcia państwa dla przewoźnika, który w 2012 r. w ramach restrukturyzacji otrzymał 400 mln zł" - pisze "DGP".
Według dziennika można się jednak spodziewać, że w nadzwyczajnych okolicznościach, czyli w czasie epidemii koronawirusa, Bruksela nie będzie blokować pomocy od państwa. W ostatnich dniach Komisja Europejska wydaje kolejne zgody na ratowanie narodowych przewoźników. Ponad tydzień temu dała zielone światło rządowi Francji, który zamierza przekazać Air France 7 mld euro. Unijna komisarz ds. konkurencji Margrethe Vestager uznała, że bez tego zastrzyku linii groziłoby szybkie bankructwo.
Dziennik podał, że nasz narodowy przewoźnik daje do zrozumienia, że nie zamierza tylko wyciągać ręki po pomoc. Rzecznik spółki Michał Czernicki przyznaje, że pracuje ona nad optymalizacją kosztów. Na razie zrezygnowano z zakupu służbowych samochodów dla pracowników administracji i wstrzymano dla nich wypłatę nagród. Ale to nie przyniesie dużych oszczędności. "Przewoźnik na razie nie podaje szczegółów większych cięć. Wiadomo jednak, że trwają rozmowy na temat obniżenia lub nawet zawieszenia rat leasingowych za samoloty. Jednym z elementów planu ratunkowego miała być też obniżka płac pracowników - pilotów i stewardess. Rozmowy ze związkowcami na temat wprowadzenia płacy postojowej skończyły się jednak fiaskiem" - napisano.
Dodano, że choć w Polsce rządowy zakaz lotów obowiązuje do 23 maja, to LOT odwołał wszystkie rejsy do końca miesiąca. Branża czeka teraz m.in. na znoszenie obostrzeń w poszczególnych krajach i na bardziej szczegółowe wytyczne ze strony Unii Europejskiej.
"LOT na początek chce przywrócić rejsy krajowe i wybrane międzynarodowe. Można się jednak spodziewać, że na reaktywację wielu tras poczekamy jeszcze bardzo długo. Przewoźnik nie będzie latał np. tam, gdzie koronowirus wciąż występuje w dużym nasileniu. Eksperci spodziewają się, że zwłaszcza na wielu dalekich trasach np. do Azji czy USA jeszcze długo nie będzie popytu ze strony podróżnych" - czytamy w "DGP".
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.