Do Wigilii pozostały zaledwie cztery dni. Wszyscy myślami byli już w świątecznym klimacie. Ten nastrój przerwały jednak informacje, które napłynęły wieczorem z Czech. W kopalni CSM w Stonawie w czwartek, 20 grudnia, o godz. 17.16 na poziomie 800 doszło do wybuchu metanu.
Na początku niewiele było wiadomo. Stwierdzono, że w rejonie, w którym doszło do zdarzenia, pracowało 23 górników, w tym 22 Polaków. W rejon skierowane zostały trzy zastępy ratownicze oraz lekarze. Premier Mateusz Morawiecki zadecydował o wysłaniu do Czech zastępów z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu. W dniu katastrofy ratownicy dotarli do jednego ciała oraz do 10 rannych. Niestety nie można było dotrzeć do pozostałych 12 górników. Z powodu warunków zagrażających życiu ratowników akcję zawieszono w piątek, 21 grudnia. Zbudowano tamy, a w rejon, w którym wystąpił pożar, podawano azot. Dzięki wtłoczeniu gazu inertnego ratownicy mogli wejść i przeprowadzić rekonesans. Odnaleźli trzy ciała. Niestety dalszą penetrację trzeba było przerwać. Odcięty rejon był monitorowany. Pozostało w nim dziewięć ciał. 21 grudnia czescy parlamentarzyści minutą ciszy uczcili pamięć ofiar. Dzień później w południe w całym kraju zawyły syreny. Natomiast 23 grudnia był dniem żałoby narodowej w Polsce.
W Stonawie życie straciło 13 górników, w tym 12 Polaków. Byli to: Zbigniew Adamski, Arkadiusz Brzozowski, Aleksander Gamrat, Bogdan Góral, Kamil Jaguś, Artur Jokiel, Patryk Kaczmarek, Krzysztof Krażewski, Marcin Leśniewski, Marek Oświęcimski, Stanisław Trela i Piotr Wojciechowski. Wszyscy pracowali w przedsiębiorstwie Alpex. W większości pochodzili z województwa śląskiego, ale także z kujawsko-pomorskiego, wielkopolskiego i świętokrzyskiego. Najmłodszy miał 29 lat, najstarszy 54.
Akcję w kopalni wznowiono w kwietniu 2019 r. Nadzór górniczy stwierdził, że pożar został ugaszony i tym samym ratownicy mogą wejść do rejonu, w którym doszło do wybuchu metanu. Prace rozpoczęły się 15 kwietnia. Uczestniczyli w nich czescy ratownicy. W kierownictwie akcji stronę polską reprezentowali przedstawiciele bytomskiej CSRG. Ustalono, że pięć ciał znajduje się ok. 200 m od miejsca, gdzie wznowione zostaną działania. Pozostałe znajdują się 300 m dalej. 24 kwietnia na powierzchnię wydobyto jedno ciało. Sekcja zwłok, którą przeprowadzono dwa dni później, nie wskazała przyczyny śmierci górnika, zaś stan ciała uniemożliwiał identyfikację. Niezbędne były badania DNA. W sobotę 27 kwietnia wywieziono na powierzchnię następne cztery ciała. Na wydobycie kolejnych trzeba było czekać dwa tygodnie. Doszło do tego 11 i 12 maja. Wtedy czescy ratownicy wydostali cztery ostatnie ciała.
Przyczyny katastrofy wyjaśnia czeski nadzór górniczy. W postępowaniu tym uczestniczą także przedstawiciele Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach. Zostali oni zaproszeni do współpracy 27 grudnia 2018 r.
- To, że polski urząd górniczy został przez czeskie służby zaproszony do prac komisji powypadkowej, to dobra wola pana prezesa Martina Sztemberki i czeskich kolegów. To także oznacza, że koledzy z Czech nie mają nic do ukrycia i nic nie chcą ukryć - powiedział prezes WUG, deklarując, iż polscy przedstawiciele zrobią wszystko co możliwe, by pomóc w pełnym wyjaśnieniu wszystkich okoliczności katastrofy. Dodał, że ma pełne zaufanie do strony czeskiej.
Sprawą zajmuje się także prokuratura. W styczniu polscy i czescy śledczy podpisali międzynarodową umowę o powołaniu wspólnego zespołu dochodzeniowego w sprawie katastrofy. W jego skład wchodzą prokuratorzy i policjanci z obu krajów.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.