Czołgaliśmy się w rejonie o wysokości maksymalnej wynoszącej 60 cm. W czasie pokonywania tego wyrobiska raz byłem nad przenośnikiem taśmowym, a za parę metrów zaraz pod nim, raz nad obudową łukową, a potem tuż pod nią - wspomina PIOTR MORAWIEC, kierownik Górniczego Pogotowia Ratowniczego w KGHM Polska Miedź, który brał udział w akcji w ruchu Zofiówka.
W czasie Akademii BHP Wydawnictwa Górniczego mówił pan o doświadczeniach związanych z akcją w ruchu Zofiówka. Docenił pan także trud, z jakim mierzą się wasi koledzy, którzy zabezpieczają kopalnie węgla kamiennego.
Przed Zofiówką nigdy nie byłem w kopalni węgla, nawet na wycieczce. To, co tam zobaczyłem, czyli skalę zniszczeń i to z czym ludzie muszą się zderzyć, przerosło moje największe wyobrażenie. W swoim życiu uczestniczyłem w wielu trudnych akcjach, ale taki dyskomfort pracy, jaki jest w kopalni węgla po tąpnięciu, to jest coś nie do opisania. Zdałem sobie sprawę, ile sił kosztuje działanie w takich warunkach. Prowadzę aktywny tryb życia – trenuję i dbam o siebie – i na własnym przykładzie mogę powiedzieć, że wyjeżdżając stamtąd, byłem skrajnie wyczerpany, a w zasadzie nic tam nie zrobiłem. Pojechałem tylko zweryfikować, jak możemy pomóc w tej akcji.
W Zofiówce doszło do tego, że spąg całował strop.
Czołgaliśmy się w rejonie o wysokości maksymalnej wynoszącej 60 cm. W czasie pokonywania tego wyrobiska raz byłem nad przenośnikiem taśmowym, a za parę metrów zaraz pod nim, raz nad obudową łukową, a potem tuż pod nią. Na drodze napotykaliśmy zastępy wracające z penetracji, więc w tych wąskich przestrzeniach musieliśmy się przeciskać, żeby dwóch mężczyzn mogło się zmieścić. Do tego należy dodać wysoką temperaturę i zagrożenie metanowe, które sprawiało, że w każdej chwili mogło paść hasło, że trzeba się wycofać. To nie było tak, że człowiek się odwraca i odchodzi. Było to obciążające zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym, ale jesteśmy po to szkoleni, aby dawać sobie radę w takich warunkach i to znosić.
W miedzi funkcjonuje system filarowo-komorowy, w węglu wyrobiska są zabudowywane przy pomocy obudów łukowych. Czy zderzenie z inną rzeczywistością powodowało dyskomfort?
Z tym akurat nie miałem problemu, ponieważ u nas po tąpnięciu wyrobisko także jest zdegradowane, tylko materiał jest inny. W kopalniach węgla dochodzą do tego elementy infrastruktury. W węglu „jedzie się” w obudowie ŁP i jej fragmenty znajdują się w wyrobisku. Ponadto są tam wszystkie rurociągi czy taśmociągi. To wszystko jest wymieszane. Natomiast w miedzi mamy do czynienia ze skałami, ewentualnie możemy natknąć się na kotwy, które możemy przeciąć i kopiemy dalej. Idąc po ludzi, raczej nie myśli się o tym, czy jest to wyrobisko w systemie komorowo-filarowym czy z obudową. Różnica jest taka, że infrastruktura znajdująca się w tych wyrobiskach jest zupełnie inna. U nas możemy użyć ciężkiego sprzętu, natomiast w kopalniach węglowych praca w wielu przypadkach opiera się właśnie na siłach i rękach ratowników, bo nie zawsze można użyć narzędzi czy maszyn.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Byłem uczestnikiem tej akcji