Właśnie dzisiaj, 1 kwietnia 2018 r., weszło w życie rozporządzenie Rady Ministrów, które implementuje do polskiego prawodawstawa unijną dyrektywę w sprawie równości płci. Zgodnie z nią we wszystkich zakładach pracy, także pod ziemią w kopalniach, w ciągu najbliższych dwóch lat powinny wyrównać się proporcje pracowników obu płci. To zaś oznacza, że zaczyna się polowanie na panie, które wyrażą chęć pracy pod ziemią. To powrót do lat sprzed 1958 r., kiedy to kobiety pracowały nawet na przodku.
- Ze względu na postępującą mechanizację i skok w rozwoju technologii, praca pod ziemią nie jest już tak wyczerpująca fizycznie jak przed laty. Kobiety spokojnie sobie poradzą - mówi Jan Zdebel, ekspert z Zagłębiowskiego Instytutu Pracy Fizycznej.
Przypomina, że sprawa ma kontekst historyczny. Zatrudniania kobiet na dole zabraniała 45. konwencja Międzynarodowej Organizacji Pracy z 1935 r. przyjęta przez Polskę w 1958 r.
W lutym 2005 r. Europejski Trybunał Sprawiedliwości uznał ją za przestarzałą i wezwał do jej wypowiedzenia. Po wypowiedzeniu przez Polskę konwencji zakaz pracy kobiet pod ziemią przestał obowiązywać jesienią 2008 r. Od tego czasu spółki węglowe mają obowiązek rozpatrywać podania kobiet na takich samych zasadach jak mężczyzn. Odrzucenie podania o zatrudnienie do pracy pod ziemią tylko dlatego, że złożyła je kobieta, może skończyć się w sądzie pracy. Teraz po wejściu nowych przepisów - panie będą preferowane, zatrudniane w pierwszej kolejności przed mężczyznami. Za niespełnienie wymogu równouprawnienia spółkom grożą wysokie kary - do 50 tys. zł miesięcznie.
Specjaliści od prawa pracy podkreślają, że to logiczne, bo nie można nikomu zabronić bycia górnikiem tylko dlatego, że jest kobietą. To dyskryminacja ze względu na płeć, której Unia zakazuje. Spółki górnicze będą musiały przygotować system zachęt do pracy pod ziemią dedykowany kobietom.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.