Interwencjonizm państwa jest uzasadniony, ale pod pewnymi warunkami i w określonych przypadkach - mówili we wtorek uczestnicy Europejskiego Kongresu Finansowego w Sopocie.
"Interwencjonizm w gospodarce - jego pożytki i granice racjonalności" były jednym z tematów wtorkowego panelu podczas sopockiego kongresu ekonomicznego. W tym kontekście rozmawiano między innymi o tym, czy formą interwencjonizmu są fundusze europejskie.
Prof. Bogusław Liberadzki, wiceprzewodniczący parlamentu europejskiego (S&D) zwrócił uwagę, że z polityki spójności Polska może liczyć na 78 mld euro, a 28 mld euro ma zostać przekazane na programy rolnicze. Do tego dochodzą pieniądze z planu Junckera, które mają wygenerować w UE inwestycje warte 500 mld euro. Bruksela zastanawia się, jaki pożytek będziemy mieć z tych pieniędzy.
- Powinniśmy je zainwestować, a nie wydatkować - podkreślił Liberadzki.
Unia także interweniuje
- Czy programy europejskie są przejawem interwencjonizmu? Tak, UE interweniuje na swoim obszarze, aby stymulować zmniejszanie się rozbieżności rozwojowych między państwami tzw. starej UE i nowej UE. Czy to jest coś złego? Nie, to jest prowadzenie świadomej polityki rozwojowej swojego terytorium - ocenił.
Liberadzki powiedział, że UE mówi jednak "nie" dla protekcjonizmu, dlatego uzasadniony jest interwencjonizm w celu obrony przed protekcjonizmem. Takiej interwencji w związku z protekcjonizmem stosowanym przez Niemcy i Francję oczekują np. od Komisji Europejskiej polskie firmy przewozowe.
Po 2020 r. zabraknie "darmowych pieniędzy"
Wiceprzewodniczący PE zwrócił uwagę, że polityka spójności kiedyś się skończy. Przypomniał przy tym, że w 2006 r. zakończyła się pomoc z funduszy spójności dla Grecji, Hiszpanii, Portugalii i Irlandii. Większość pieniędzy na spójność przejęła Polska, a kraje te - spośród których Hiszpania była wskazywana jako wzór do naśladowania - popadły w kryzys.
Liberadzki pytał, czy jesteśmy przygotowani na to, że po 2020 r. nie będzie już "darmowych pieniędzy" z UE.
- To są wyzwania przed którymi stoimy i zagrożenia, przed którymi stoimy - wskazał.
Były minister finansów w latach 2004-2005 Mirosław Gronicki zwrócił uwagę, że udział inwestycji publicznych w całym PKB Unii Europejskiej jest niewielki, w porównaniu z inwestycjami sektora prywatnego. "To sektor prywatny de facto determinuje to, co się dzieje w całej gospodarce, sektor publiczny jest tu dodatkiem" - powiedział.
Interwencjonizm: dobry czy zły?
Gronicki wskazał na pytanie o skuteczność interwencjonizmu. Jego zdaniem można sobie wyobrazić elementy interwencjonizmu państwowego zmierzające do ograniczenia ryzyka dla inwestycji dokonywanych przez sektor prywatny.
Krytycznie o interwencjonizmie mówił prof. Dariusz Filar z Uniwersytetu Gdańskiego. Dopuścił jednak prorozwojowe interwencje państwa pod kilkoma warunkami. Wskazał na inwestycje państwa w infrastrukturę, ale tylko w przypadku, gdy biznes na to czeka.
- W żadnym wypadku nie jest uzasadnione wciskanie się państwa tam, gdzie powinien działać biznes prywatny, a tym bardziej wtedy, kiedy biznes prywatny uważa, że to nie ma uzasadnienia - powiedział.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.