Węgry szukają alternatywy dla dostaw gazu przez Ukrainę. Budapeszt bierze pod uwagę możliwość dostaw przez Nord Stream 2. To niepokojące w kontekście Grupy Wyszehradzkiej - powiedział PAP ekspert i szef portalu energetyka24 Piotr Maciążek. Władimir Putin nie wykluczył powrotu do projektu gazociągu South Stream w celu zaopatrzenia Węgier w gaz.
Podczas czwartkowej (2 lutego) wizyty na Węgrzech prezydent Rosji Władimir Putin zapewnił, że rosyjski gaz "zawsze na 100 proc." będzie docierać na rynek węgierski. Z kolei szef węgierskiego rządu Wiktor Orban ze swej strony oświadczył, że trudno uniknąć kwestii stabilności dostaw przez Ukrainę i Węgrom zawsze zależało na dywersyfikacji szlaku dostaw. Nie wykluczył przy tym, że Węgry mogłyby otrzymywać gaz np. przez Turcję (gazociągiem South Stream) lub z Gazociągu Północnego przez Słowację.
Orban wspomniał też o planach rozpoczęcia rozmów ze stroną rosyjską o dostawach gazu rosyjskiego na Węgry po 2021 r.
W komentarzach do wizyty rosyjskie media podkreślały w piątek, że Władimir Putin nie wykluczył powrotu do projektu gazociągu South Stream w celu zaopatrzenia Węgier w gaz. Rosyjscy eksperci oceniali zaś, że najprostszym wariantem będzie jednak Nord Stream 2.
Jak powiedział w rozmowie z PAP szef specjalistycznego portalu energetyka24 Piotr Maciążek, Węgry od czasu, gdy rządzi nimi Victor Orban konsekwentnie podkreślały, że nie satysfakcjonuje ich sytuacja, w której są uzależnieni od odstaw gazu przez Ukrainę.
- Są w tym zgodni z Rosjanami, że Ukraińcy to partner, który może być problematyczny. Nie przesądzają przy tym, że może to być wina Ukraińców, czy Rosjan. W oficjalnych kanałach dyplomatycznych podkreślają, że szukają nowych dostaw gazu, by się lepiej zabezpieczyć - powiedział PAP.
Jak zauważył, Węgrzy chcieli partycypować w projekt budowy gazociągu South Stream, który zmienił się w projekt Turkisch Stream. To magistrala, którą rosyjski gaz - z pominięciem Ukrainy - mógłby docierać na Węgry przez Bałkany.
- Ten projekt jest jednak dość hipotetyczny, bo nie rozwiązano w nim najważniejszego problemu - zgodności z trzecim pakietem energetycznym UE. Rosyjski Gazprom chce bowiem być zarówno właścicielem rury i dostawcą paliwa. Nie ma z tym problemu, dopóki gazociąg biegnie przez teren Turcji. Jednak kiedy wejdzie na terytorium Grecji, czyli państwa unijnego - zaczyna obowiązywać prawo UE i pojawiają się kwestie dostępu stron trzecich.
Dodatkowo - jak podkreślił - Turkish Stream, to przedsięwzięcie dość kosztowne, a Rosjanie muszą liczyć pieniądze szczególnie po decyzji polskiego UOKiK, który nie zgodził się na zawiązanie konsorcjum zachodnich firm i Gazpromu, które miałoby zbudować drugą nitkę biegnącego pod dnie Bałtyku gazociągu Nord Stream.
- Rosjanie muszą myśleć, o tym jak sfinansować Nord Stream 2.
Jego zdaniem, Węgry i Orban nie za bardzo wierzą w to, że Turkish Stream powstanie. Dlatego stawiają na drugą nitkę podmorskiego gazociągu Nord Stream, której powstanie jest dużo bardziej realne.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.