Kiedy w bitwie pod Warną, po namowie papieskiego legata król Władysław III rzucił się w eskorcie tylko 500 żołnierzy z szaleńczą szarżą na doborowe jednostki tureckiego sułtana, to dla nikogo nie było zaskoczeniem, że coś tutaj może pójść nie tak. Młody polski król stracił głowę w przenośni, a chwilę później dosłownie i naturalnie nie mógł już walczyć. Na nieszczęście rodzimego górnictwa i najuboższych Polaków ogrzewających domy węglem, obecna walka ze smogiem toczona jest trochę bez głowy i realizowane pomysły mogą okazać się dla wielu dosyć kosztowne.
Wystarczyło, że nad Warszawą pojawił się silny smog i zarówno media, jak i politycy, we właściwy dla siebie sposób podnieśli wrzask, że „coś z tym trzeba zrobić”. Mało kto pamięta, że smog w Polsce nie jest zjawiskiem nadzwyczajnym i nie powstał przedwczoraj, a zagrożenie nim jest analogiczne do zagrożenia blackoutem – wystarczy kilka nakładających się na siebie niesprzyjających warunków pogodowych i nieszczęście gotowe. Walka zaś z jednym i drugim jest niezwykle kosztowna, wobec czego powinna być prowadzona bez strachu, lecz z rozwagą (nec temere, nec timide - dewiza mojego rodzinnego Gdańska).
Medialny szum spowodował, że Ministerstwo Rozwoju, poganiane dodatkowo przez resort środowiska, przyspieszyło prace na rozporządzeniem ws. wymagań dla kotłów na paliwo stałe do 500 kW (projekt z 23 września 2016 r.), który zakłada wprowadzenie już od przyszłego roku zakazu sprzedaży kotłów klasy niższej niż piąta. Jedyny problem w tym, że pochodzącego z polskich kopalń paliwa do takiego kotła zwyczajnie brakuje. Wyśrubowane wymagania co do jakości węgla (zwłaszcza parametr spiekalności) powoduje, że lukę będzie zapełniał importowany węgiel z Rosji i Kolumbii, oczywiście stosownie droższy. O jakich ilościach mówimy? Policzmy.
W Polsce co roku kupuje się ok. 200 tys. nowych kotłów na węgiel, z których każdy co roku zużywa średnio 3 t węgla grubego. Z tego wynika, że w ciągu dwóch pierwszych lat potrzeba będzie w Polsce 1,8 mln t węgla dedykowanego do 400 tys. kotłów klasy piątej. Produkcja z polskich kopalń węgla o takich parametrach to maksymalnie 400 tys. t rocznie, co oznacza, że brakujący milion trzeba zapełnić węglem z zagranicy.
Dalsze rugowanie polskich producentów z rynku węgli średnich i grubych istotnie zaszkodzi ich polepszającej się obecnie kondycji finansowej; przypomnijmy, że stanowiące raptem 15 proc. całej produkcji węgla energetycznego sortymenty średnie i grube to aż 35 proc. przychodów krajowych kopalń.
Swego czasu lewicowy aktywista Piotr Szumlewicz postulował zniesienie ubóstwa ustawą. Tutaj skutek legislacyjnych rozwiązań będzie dokładnie odwrotny – nie ulega wątpliwości, że zwiększy się tzw. ubóstwo energetyczne, bo domowe ogrzewanie węglem jest wciąż najtańszym rozwiązaniem dostępnym na rynku. Choć sam jestem gorącym zwolennikiem ciepła systemowego (tam, gdzie możliwe jest stosunkowo tanie podłączenie budynków), które nie tylko nie powoduje niskiej emisji, ale też korzysta z sortymentów miałowych (czyli głównego produktu polskich kopalń), to ono również dla niektórych portfeli jest zwyczajnie poza zasięgiem.
Zdaję sobie też sprawę z tego, jak wygodne jest ogrzewanie gazowe, ale to niestety jeszcze większa pułapka. Z początkiem roku kolejne miasta rozpoczęły lub kontynuują programy dofinansowania wymiany starego pieca węglowego na piece gazowe (Gdańsk do 5 tys. zł, Warszawa do 7 tys.). Mało kto jednak pamięta, że to nie zakup nowego pieca jest największym kosztem, tylko roczne rachunki za paliwo. Przy dzisiejszych cenach w przypadku gazu odbiorcy końcowi zapłacą 2-3 razy więcej niż za paliwo węglowe. Nie bez powodu elektrociepłownie, które na fali taniego gazu i unijnych dopłat postanowiły kilka lat temu zainstalować u siebie turbiny gazowe, do dzisiaj jeszcze ani razu ich nie uruchomiły (m.in. MPEC w Lesznie czy PEC w Wyszkowie).
Wracając do kotłów - unijne prawo i tak zmusza Polskę do wprowadzenia zakazu sprzedaży kotłów klasy niższej niż piąta, ale dopiero od 2020 r. Jaki jest więc powód uchwalenia w Polsce tych przepisów na dwa lata przed obowiązkiem wynikającym z przynależności do UE, skoro wiemy, że ucierpieć mogą zarówno polscy producenci węgla, jak i odbiorca końcowy?
Co gorsza, okazać się może, że osoby ogrzewające dom węglem nie będą się stosować do zaleceń producenta urządzenia i wsypią do kotła klasy piątej paliwo niededykowane. Według nieoficjalnej opinii Instytutu Chemicznej Przeróbki Węgla, takie działanie będzie miało taki sam efekt emisyjny, jak gdyby te osoby paliły w kotle klasy trzeciej węglem do niego dedykowanym. A koszt takiego kotła jest ponad dwa razy niższy, nie wspominając o paliwie.
Odpowiedzialna za rozporządzenie minister Jadwiga Emilewicz pochodzi z Krakowa, którego władze samorządowe są z oczywistych powodów najaktywniejsze w zakresie walki ze smogiem (jeszcze ostrzejsze przepisy w tym zakresie, na poziomie lokalnym). Wobec faktu, że paliwa dedykowanego do kotłów klasy piątej w Polsce brakuje lub jest na tyle drogie, że część obywateli i tak będzie w nich palić węglem o niższych parametrach jakościowych i koniec końców pożądany efekt nie będzie osiągnięty, można stwierdzić że rozporządzenie o kotłach to tylko tworzenie prawa dla prawa, bez zachowania ratio legis. Swoiste tetmajerowskie eviva l’arte, znowu ze stolicy polskiego dekadentyzmu…
Dyrektor Działu Analiz Rynku Węgla Energomix i założyciel serwisu polishcoaldaily.com.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Polecam na zapoznanie się z wymogami dla kotłów klasy piątej (żeby zachowały normy emisyjne) i DTRkami od producentów, to przestaniecie opowiadać głupoty o tym że węgla dedykowanego jest pod dostatkiem. 15% to nie jest 400 tys? Orly? Czytanie ze zrozumieniem sie kłania. Gruby łącnzie to 15%, ale paliwa dedykowanego do piątek się produkuje tylko 400k t
Problem ekogroszków to coraz trudniej dostępny węgiel o niskiej spiekalności. Możliwości: - import takiego węgla (najgorsza możliwość), - opracowanie technologii polepszającej efektywność spalania w kotłach węgli o wyższej spiekalności, - aglomeracja, peletyzacja drobnoziarnistych frakcji węgli (miały, muły) oczywiście niskopopiołowych.
Jest to jedne z najglupszych artykułów jakich czytałem !!! Polska nie ma węgla do kotłów klasy piatej !!! To dalej zamykanie kopalnie ze świetnymi zlozami !!! Istna propaganda
A czy to nie jest tak, że gruby węgiel da się pokruszyć i wobec braku zbytu na kostkę kopalnie po prostu dostosują produkcję ekogroszku do potrzeb rynku. W końcu 15 procent rocznej produkcji, to nie jest 400 tysięcy...