Resort rozwoju twardo licytuje w sprawie likwidacji prowizji kartowych i opłat za rachunki. Banki wolą nie sprawdzać czy blefuje, mają jednak asa w rękawie - pisze Puls Biznesu.
Styczeń to niebezpieczna dla banków pora. W Nowy Rok minęła druga rocznica obniżki interchange w Polsce. Stawki spadły z ok. 1,5 proc. wartości transakcji kartą do 0,2 proc. w przypadku karty debetowej i 0,3 proc. dla kart kredytowych. Mocne uderzenie, bo na prowizjach kartowych branża zarabiała ponad 1 mld zł rocznie. Do końca stycznia rozstrzygnie się, czy w ogóle banki będą mogły brać prowizje kartowe oraz naliczać opłaty za obsługę kart i prowadzenie rachunków.
Ministerstwo Rozwoju opracowało wstępną wersję regulacji, która wywraca do góry nogami cały obecny porządek na rynku płatności bezgotówkowych i bankowości detalicznej. Resort chce, żeby terminale płatnicze trafiły pod strzechy, a Polacy masowo korzystali z kart. Cel jest jeden.
"Zakładamy, że dzięki zwiększeniu obrotu bezgotówkowego zostaną znacznie ograniczone nie tylko możliwości rozwoju szarej strefy, ale także zmniejszone zostaną koszty funkcjonowania administracji. Szacowany wpływ netto do budżetu państwa wynikający z tego strumienia to kwota od kilku do nawet kilkunastu miliardów złotych" - czytamy w planie na rzecz odpowiedzialnego rozwoju.
Karta płatnicza ma więc pośrednio stać się narzędziem napędzającym wpływy do budżetu (...) Ministerstwo "sięgnęło po kij" i przedstawiło zarys nowej regulacji, przewidujący likwidację interchange dla wszystkich uczestników systemu płatności. Dodatkowo banki miałyby zakaz pobierania opłat za obsługę kart bankomatowych i kont osobistych. Problem z dokumentem polega na tym, że widziało go niewiele osób i jego treść krąży po rynku na zasadzie poczty pantoflowej. Nieznany jest też jego status prawny - czy jest to projekt regulacji, czy też dopiero wstępna koncepcja.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.