- Ale jak trzeba było węgla na ogrzanie przykopalnianego osiedla, to sami daliśmy, choć baliśmy się, że to prowokacja, że to sfilmują i pokażą w telewizji jak Piast pracuje - wspomina Andrzej Torba.
Przejście przedziałem drabinowym pomiędzy poziomem 650, na którym trwał strajk, a poziomem 500, gdzie jeszcze przez dwa dni trwało wydobycie zostało zakasztowane, a przy wszystkich szybikach rozstawiono warty. Strajkujący byli ostrożni, docierały do nich informacje o planach zalania kopalni, wpuszczenia gazu paraliżującego lub odcięcia dopływu powietrza. Pewnego razu ludzie śpiący pod szybem usłyszeli potężny huk, zaraz potem zgasło światło. Byli przekonani, że to wkracza wojsko, przygotowali się do obrony. Tymczasem w szybie pękł kabel pod napięciem 6 tys V. Takich przypadków paniki było o wiele więcej.
Pod ziemią strajkowało około 2 tys. ludzi. Wszystkich trzeba było gdzieś rozlokować i nakarmić, zorganizować codzienne życie.
- Siedzieliśmy oddziałami, każdy oddział miał grupowego, który chodził po jedzenie, przynosił informacje i listy od rodziny z góry. Gdyby tak wszyscy poszli na raz pod szyb, to strach pomyśleć, co by się stało – mówi Stefan Czardybon.
Z powierzchni szybko zaczęto posyłać górnikom paczki żywnościowe.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.