Zanim dokończę pisać ten artykuł, reputacja węgla ulegnie dalszemu pogorszeniu – nie ma złudzeń dr Lars Schernikau, który na łamach miesięcznika World Coal postanowił obnażyć klimatyczne mity.
Autor, dyplomowany niemiecki ekonomista, przyznaje, że sam przez lata podzielał „poprawne” przekonania o globalnym ociepleniu i nadal wierzy w Nową Rewolucję Energetyczną, która za 100-150 lat zdetronizuje paliwa kopalne. Nie wierzy w teorie spiskowe i racje wykłada bez agresji, lecz równie stanowczo nie godzi się na teorię antropogenicznego globalnego ocieplenia, której początki sięgają 1988 r., gdy powołano w ramach ONZ Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC – z ang. Intergovernmental Panel on Climate Change).
- Jedyną racją bytu dla zrzeszającego 195 państw IPCC było uzyskanie dowodów, że dwutlenek węgla wytwarzany przez człowieka powoduje globalną zmianę klimatu. Organizację założył brytyjski lobbysta Chrispin Tickel, który wcześniej wydał książkę o niebezpieczeństwie... globalnego oziębienia – wyjaśnia wątpliwości.
Zagadka interglacjałów
Pogoda zmienia się od milionów lat a dzieje Ziemi to seria interglacjałów (przemiennych epok lodowych i ociepleń), które IPCC usuwa z raportów.
- Od 1850 r. temperatury rosły, co zbiegło się przypadkiem z rewolucją przemysłową i początkiem masowego spalania węgla, ale wzrost temperatury pojawiłby się nawet przy braku ludzkich działań – zauważa Schernikau, dodając, że dzisiejsze stężenie CO2 (0,04 proc.) jest niskie. Miliony lat wcześniej wynosiło ponad 0,1 proc., a szklarnie przemysłowe nieprzypadkowo do dziś pompuje się dwutlenkiem węgla, by osiągnął optymalne dla roślin 0,15 proc.
Mylenie skutku z przyczyną
Niemiec wylicza, że Ziemia emituje od 1200 do 1900 mld t dwutlenku węgla rocznie. Z czego tylko część (57-64 mld t lub 3-5 proc.) wytworzył człowiek i tylko 14 mld t (lub 1 proc.) pochodzi ze spalania węgla.
- Jest go tyle co nic w porównaniu z naturalnymi ziemskimi emisjami – ocenia Schernikau i podkreśla, że stężenie CO2 jest skutkiem ocieplenia a nie jego przyczyną. Obrazy satelitarne dowodzą, że zawartość CO2 nie ma korelacji z aktywnością przemysłową na powierzchni globu, natomiast jest wyższe nad równikiem, gdzie jest cieplej.
O pseudomądrych modelach
Prof. Murry Salby, były ekspert IPCC, zdemaskował 44 modele klimatyczne tej organizacji. Dowiódł, że żaden nie pokazuje prawidłowych wyników.
- Modele klimatyczne nie odgadły teraźniejszych temperatur i stężeń CO2. Nie wyjaśniają też, dlaczego zdarzyły się w historii epoki lodowcowe i ciepłe, ani czemu od 1997 r. temperatura na Ziemi faktycznie nie rośnie? Jeśli modele nie sprawdzają się w opisie przeszłości, jak można zaufać im w prognozach na przyszłość? - pyta retorycznie dr Schernikau. Dodaje, że niektórzy naukowcy kwestionują już nawet istnienie sławnego efektu cieplarnianego i dowodzą, że o zmianach klimatu decyduje m.in. ciśnienie atmosferyczne i odległość od Słońca.
- Ludzkość nie ma wpływu na czynniki pochodzenia kosmicznego czy z wnętrza planety, które rzeczywiście oddziałują na biosferę, a w rezultacie także na pogodę i klimat. IPCC lekceważy znaczenie słońca, ale niestety przypadki zlodowaceń i epok ciepłych w ciągu milionów lat stanowią logiczną układankę, której przyczynami były m.in. zmienność aktywności słonecznej, zmiany ilości pary wodnej w atmosferze, okresowe zmiany orbity ziemskiej wokół słońca (cykle Milankowicza) oraz efekty ruchu Układu Słonecznego w galaktyce (których dokładnie nie zbadano) – pisze Schernikau i zwraca uwagę, że pogoda lokalnie zmienia się też pod wpływem pokrywy chmur (odbijają 60 proc. biegnącego ku nam promieniowania słonecznego), huraganów El Niño i La Niña (ignorowanych przez modele klimatyczne IPCC, a oddziałujących na klimaty od ponad 10 tys. lat), wybuchów wulkanów (wyrzucających ogromne ilości pyłów i kwasu siarkowego).
Pieniądze, media i nowe średniowiecze
Dlaczego na świecie rozpowszechnia się nieprawdziwy obraz zmian klimatycznych za przyczyną dwutlenku węgla i z winy człowieka?
- Nie wierzę w spiskowe teorie, ale jestem przekonany, że założenie IPCC było początkiem nieporozumień. Doszliśmy na świecie do stanu, w którym nikt nie chce słyszeć faktów zaprzeczających teorii globalnego ocieplenia – pisze Schernikau i zwraca uwagę, że jednak wielu profesorów zatwierdzanych w przeszłości i popieranych przez IPCC, wątpi dziś w teorię globalnego ocieplenia.
- Jak mawiał Einstein: „Nawet największa liczba pozytywnych eksperymentów nie dowodzi bezspornie słuszności teorii, ale już pierwszy negatywny staje się jej grobem”. Mamy wiele doświadczalnych potwierdzeń teorii globalnego ocieplenia, jednak stanowczo więcej niż jedno empiryczne jej zaprzeczenie – autor falsyfikuje teorię.
Zdaje sobie jednak sprawę, że „fenomen współczesnych mediów oraz miliardy zainwestowanych dolarów sprawiają, że niezwykle trudno jest zmienić publiczną percepcję zjawiska, które stało się kwestią polityki, a nie nauki”.
- Przypomina mi to nieco Średniowiecze oraz czasy Kopernika, Galileusza i Kepplera – wyznaje Niemiec. - Światowa polityka ochrony środowiska skupia się na gazach cieplarnianych, marnując miliardy dolarów. Poszkodowani są płatnicy podatków w bogatych państwach oraz pozbawiona energii populacja biednych części świata. Najwięcej zyskują rozmaici biznesmeni zarabiający na walce z „odludzkim” (antropogenicznym - red.) dwutlenkiem węgla i inwestujący lub używający publicznych pieniędzy – wytyka.
Tymczasem aż 3,5 mld ludzi nie ma dostępu do prądu, a za 35 lat przybędzie ich kolejne 6 mld. - Dlatego węgiel pozostanie z nami jeszcze przez dziesięciolecia, musimy więc nadal używać go i inwestować w technologie węglowe aż do nadejścia Nowej Rewolucji Energetycznej – proponuje Schernikau.
Dokąd zaprowadzi nas przyszłość?
Schernikau zaleca doskonalenie technologii węglowych.
- Nazwijcie mnie niepoprawnym optymistą, ale mam mocne przeczucie, że naukowe ustalenia o przyczynach zmian klimatycznych staną się wiedzą powszechną, że gospodarka i zdrowy rozsądek wezmą górę i skończy się antywęglowe polowanie na czarownice – prognozuje autor. Zauważa jednak, że „górnictwu brak funduszy lub siły przebicia, którą mają grupy antywęglowe”.
- Prezesi przemysłu węglowego powinni poświęcać więcej czasu na naukę. Tylko wtedy – bez retorycznej łatwizny – podadzą mediom wyraźną wizję, a górnictwo zostanie usłyszane przez polityków. Przemysł górniczy musi najpierw wyedukować sam siebie, zanim zacznie oczekiwać zmiany na lepsze – kończy Lars Schernikau.
* Dr Lars Schernikau jest udziałowcem i byłym członkiem rady nadzorczej międzynarodowej grupy górniczej, handlowej i logistycznej HMS Bergbau AG oraz spółki IchorCoal NV. Był doradcą, pracownikiem i współzałożycielem wielu kompanii węglowych i energetycznych w Europie, Azji i Afryce Południowej. Obecnie odpowiada za rozwój HMS i operacje na rynku węgla. Ukończył studia ekonomiczne ze specjalizacją w światowym przemyśle węglowym. Opublikował w 2010 r. książkę pt. „The Renaissance of Steam Coal” (z ang. „Odrodzenie węgla energetycznego”). Powyższy tekst pochodzi z przygotowywanej do wydania książki pt. „Dlaczego węgiel nadal zasila świat”.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Tyle bzdur w jednym tekście. W przyrodzie zachodziła (w miarę) do tej pory równowaga między wydzielaniem a absorbowaniem co2. Aktualnie zostało to zaburzone, zdolność absorpcji została przekroczona. Mimo, że zakładano że osiągniemy to dopiero za ok 2030 roku, stało się to już kilka lat temu. Co2 który produkujemy nie jest wchłaniany, bo nie ma go co wchłaniać. Zaś ocieplenie klimatu powoduje mniejsze zdolności wchłaniania i wiązania tego gazu. Bawić się procentami można długo, co nie zmienia zdania większości środowisk naukowych, że głównym sprawcą zmian jesteśmy my. El Niño i La Niña nie są huraganami. Są uwzględniane w modelach pogodowych a nie modelach klimatycznych bo są rezultatem a nie przyczyną. Dr Lars Schernikau jest lobbystą przemysłu węglowego, bardzo wiarygodny i „bezstronny naukowiec". Gazy cieplarniane to nie tylko co2. Para wodna, metan, freony, podtlenek azotu - i tak dalej. Między niektórymi z nich istnieje tzw. sprężenie zwrotne, czyli ich wzajemne oddziaływania potęgują rezultat ocieplania klimatu. Takie proste wytłumaczenie: zwiększenie emisji co2 -> wzrost temperatury -> zwiększenie emisji pary wodnej i metanu przy zmniejszonej zdolności absorpcji co2 -> zwiększenie oddziaływania co2 -> wzrost temperatury -> zwiększenie emisji co2…. itd. Para wodna w powiązaniu z co2 zwiększa skutki oddziaływania tego drugiego niemal dwukrotnie. Metan zaś (tylko niech Pan nie skrobie, że jest go mało, wystarczy sprawdzić poziom metanu w atmosferze po wyrzutach z ostatnich 2 miesięcy, absurdalnie wysoki) jest kilka razy bardziej szkodliwy niż co2. Węgiel jest technologicznym skansenem, tak samo jak wykorzystanie reszty paliw kopalnych. Ich zastosowanie przemysłowe będzie trwało, energetyczne musi zostać zmarginalizowane, bo stało się niebezpieczne dla dalszego życia. Walka z "antropogenicznym" co2 dotyczy też zwiększania zdolności absorpcji co2 pochodzenia naturalnego. Depopulizacja i zmiana polityki energetycznej, albo powolna agonia.