ROZDŹWIĘK CZY NAGŁY AFEKT?
Jak zauważyliśmy poprzednio, najrozmaitsi zacni, uczeni mężowie miewali do śmiechu stosunek raczej ambiwalentny, sceptyczny, by nie rzec: z gruntu niechętny. Cóż, nie we wszystkim mądrość musi się objawiać w jednakowym stopniu. Przecież nawet najwięksi mędrcy mylili się w wielu kwestiach niejednokrotnie, i to sromotnie. Co do negatywnej oceny śmiechu, to żaden z nich, jeśli taki pogląd prezentował, racji na pewno nie miał. Bo śmiech to lek dla duszy i ciała. Była poprzednio mowa o Schopenhauerze, którego rozbawiał widok prostej stycznej do okręgu, a konkretnie widok kątów utworzonych przez linie, które się nie przecinają. Schopenhauer w śmiechu widział rozdźwięk pomiędzy pojęciem, czyli czysto rozumową spekulacją, a rzeczywistością - innymi słowy pomiędzy teorią a praktyką. To ważne, żeby teoria i praktyka szły zgodnie, jak dobre konie w zaprzęgu. Brak takiej zgodności może prowadzić do wielu poważnych nieporozumień, a nawet nieszczęść. Stąd wielu czyni chwalebne starania w tym kierunku, co Henryk Sienkiewicz skwitował taką oto myślą złotą: "Więc stanęła kwestia na tem, jak pogodzić dupę z batem" - koniec cytatu. Problem niezgodności teorii z praktyką pojawia się w naszym życiu właściwie zawsze i od zawsze. Ot, przykład pierwszy z brzegu...
Pan pułkownik Damazy Wal-Ruchalski był na balu we dworze u zaprzyjaźnionych ziemian. Była tam też ich urocza, w pełnej krasie dziewczęcej dojrzałości panna Zosieńka Chcicka-Dajska. Pułkownik właśnie tańczył z nią upojnego walca, pieszcząc czule w ogromnym łapsku jej maleńką dłoń.
- A rączka u panny Zosjeńki - z galanterią, charakterystyczną dla szwoleżerów, szeptał jej do uszka - taka gładzjutka... Taka gładzjutka... No jak moje sjodło, doprawdyż...
- Ach! Pan pałkownik to taki szarmancki - płoniąc się, odparła panna Zosieńka.
- A skąd to tak u panny taka gładka rączusja?
- Bo ja, panie pałkowniku, zawsze noszę rękawiczki...
- A wie panna, że to dzjiwne - zafrasował się nagle pułkownik Damazy Wal-Ruchalski - bo ja cały czas nosze gacji, a dupa u mnie chropawa...
Więc stanęła kwestia na tem... by praktyka zgodna była z teorią. Schopenchauer byłby zapewne całkiem zadowolony z tego przykładu, przytoczonego tu dla udowodnienia jego racji, co do jego widzenia istoty śmiechu. Ponieważ jednak mędrcy nie zawsze się ze sobą zgadzali, a bywało nawet, że ich tezy były całkowicie sprzeczne (choć wszyscy oczywiście mieli rację, bo jakżeż by inaczej?), to zapewne nie usatysfakcjonowałoby to takiego na przykład Emanuela Kanta. On uznał śmiech za afekt - czyli uczucie - "rodzący się z nagłego obrócenia w nicość natężonego wyczekiwania" - koniec definicji.
- Wiesz co? Kupiłem twoją książkę - radośnie poinformował pewnego pisarza jego najbliższy przyjaciel.
- Ach, to byłeś ty - z pewną dozą melancholii w głosie ucieszył się pisarz...
Ot, egzemplifikacja kantowskiego poglądu, iż śmiech to afekt, czyli uczucie, którego źródłem jest nagłe obrócenie się w nicość natężonego wyczekiwania. Ale to jeszcze nie koniec, jak idzie o prezentację tego, co mędrcy myśleli o śmiechu. Cdn...
Jurek Ciurlok "Ecik"
Dziś proponuję bardzo długi dowcip, przy którym w dodatku trzeba uruchomić wyobraźnię. Są dowcipy, które nadają się prawie wyłącznie do opowiadania, gdyż sposób mówienia decyduje o efekcie komicznym. To między innymi żarty, w których pojawiają się różne wady wymowy, nieartykułowane dźwięki itp. Przy odrobinie wysiłku można jednak wyobrazić sobie, jak taki dowcip brzmi. Ponieważ ten, który zamieszczam poniżej, należy do najprzedniejszych w swoim gatunku, więc namawiam do wyobrażenia sobie, jak opisana scena mogła wyglądać, a właściwie - brzmieć.
Kłopotliwy medykament i jeszcze bardziej kłopotliwy klient
Do pewnej apteki wszedł klient i zwrócił się do aptekarza głosem zniekształconym przez najwyraźniej od lat chodowane w nosie polipy.
- Dhen dobhy. Phosę o dwhe phacki dhudhinek...
Aptekarza zamurowało, ale nie dając odczuć klientowi, że jego mowa jest więcej niż niewyraźna, powiedział:
- Dzień dobry, bardzo pana przepraszam, ale za szybą źle słychać. Zechciałby pan powtórzyć, co pan chce kupić?
- Phosę dwhie phacki dhudhinek...
- Aha! - wykrzyknął radośnie, nadrabiając przy tym miną, aptekarz - to znaczy... Znaczy... Że co to ma być?
- Dwhe phacki dhudhinek! - wrzasnął dotąd spokojny, lecz teraz już podenerwowany klient.
- Oczywiście, oczywiście - rzekł aptekarz, także podenerwowany, ale ciągle nadrabiający miną. - Już panu służę... Wie pan, nasza apteka posiada szeroki asortyment leków i z pewnością dysponujemy tymi... Tymi... No, co to było???
- Dhudhinki!!! - wrzasnął klient - Ja nhe mham czhasu! Ja zharas thę shybę rozhwhalę! Dhudhinki mhi dhawaj, idhjotho!!!
- Oczywiście, natychmiast. Już przynoszę, tylko proszę się nie denerwować - rzucił przerażony farmaceuta, znikając na zapleczu, gdzie kierownik apteki wypełniał jakieś ważne dokumenty.
- Co się stało? - zapytał zaniepokojony kierownik na widok wyraźnie przerażonego aptekarza.
- Nieszczęście, panie kierowniku, nieszczęście! Kompletnie nie rozumiem, o co klientowi chodzi, a on się strasznie denerwuje i nawet mi groził.
- Niech się pan uspokoi - z uśmiechem wyższości powiedział kierownik. - Ja go obsłużę, a pan niech się przygląda...
I wyszedł do okienka, przed którym stał to blady, to czerwony, przestępujący z nogi na nogę klient z polipami w nosie.
- Dzień dobry, czym mogę służyć? - zapytał kierownik, a w klienta jakby grom nagły trafił, aż podskoczył i wyrzucił z siebie:
- Ihle rhazhy mham mhówit?! Dwhie phacki dhudhinek!!!
- Ależ dlaczego pan się tak denerwuje - pojednawczo powiedział kierownik, lecz jego oczy zaczęły zdradzać niepokój. - Jestem tu po to, żeby pana obsłużyć, ku pańskiemu zadowoleniu. Zatem co mam podać?
- Dhu - dhin - ki!!! Idhjoci!!! Dhudhinki, bho mnhie thu szhlagh thrafhi!!! - jeszcze mniej wyraźnie wrzeszczał klient, gdy kierownik, wystraszony nie na żarty, biegł na zaplecze.
- Nieszczęście! - wrzasnął jak wcześniej jego podwładny. - Ja kompletnie faceta nie rozumiem! Co robić, co robić?!
I wtedy przypomnieli sobie o Antku, który dbał o czystość wokół apteki, wykonywał inne drobne prace porządkowe i też miał polipy w nosie. Jeśli on go nie zrozumie, to już nikt.
- Antek!!! - wrzasnęli obaj zgodnym chórem. - Antek! Szybko przychodź! Potrzebujemy cię!
A gdy Antek w roboczym kombinezonie i z miotłą zjawił się i zapytał: - Czhegho?
Wyjaśnili mu sytuację, prosząc, by obsłużył klienta.
- Fharmhaceuhty pophieprzhonhe - wymamrotał Antek pod nosem, idąc do okienka.
- Shłuam phanha...
- Nharheszćhe kthoś nhormhalnhy - skonstatował uspokojony natychmiast klient i poprosił — dwhie phacki dhudhinek phosę...
Antek zajrzał w kilka miejsc do szuflad i szafek, po czym oznajmił klientowi:
- Nhe ma dhudhinek. Skhonczhyły szhe. Mhożhe za dwha dhni bhęndhą...
Klient podziękował, zapowiedział, że wróci pojutrze i łagodny jak baranek opuścił aptekę. Natomiast dwaj farmaceuci, uradowani z rozwiązania kłopotliwej sytuacji, podbiegli do Antka z podziękowaniami, obietnicą premii i pytaniem:
- Antek, ale czego on właściwie chciał???
- Nho, ńhic thakhegho - ze skromnym uśmiechem odparł Antek. - On thylkho dhudhinki chćhał. Dwhie phacki...
Z MĄDROŚCI ŻYDOWSKICH
Właśnie był koniec święta Jom Kipur i tym samym koniec postu. Nabożni Żydzi wracali z bożnicy do swych domów z nadzieją znakomitego posiłku. Wśród nich była też rodzina Lejzorka Zweibluma. Lejzorek, wyczuwając apetyty swej familii, postanowił ją nieco pouczyć:
- Pamiętajcie, że po takim poście, co on trwał aż 24 godziny, nie wolno się od razu rzucać na jedzenie, bo to bardzo niezdrowo. To już niejednemu zaszkodziło. Dlatego najlepiej jeszcze trochę jest poczekać. No przynajmniej jakieś...
Tu Lejzorek zawiesił głos, a rodzina spoglądała z niepokojem i zniecierpliwieniem. Wreszcie najstarszy syn zapytał:
- Tate! No ile trzeba czekać? No powiedz wreszcie...
- No ja myślę, że jakie 10 minut to poczekać trzeba...
- Srulek - zwraca się nauczyciel do ucznia - udowodnij, że ziemia jest okrągła.
- Ale, panie nauczycielu, dlaczego mam udowadniać? Przecież ja tego nigdy nie mówiłem...
MYŚLI WIELKICH, MĄDRYCH, NIE ZAWSZE ZNANYCH...
Od bycia poważanym do bycia śmiesznym jest tylko krok. Ale raczej nie da się go już potem zrobić wstecz...
Pyrsk!!!
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.