W Polsce wydano cichy wyrok na górnictwo węgla brunatnego, choć jego zasoby w naszym kraju należą do największych na świecie i pozwalają produkować energię elektryczną po rekordowo niskim koszcie.
Drastyczne wnioski o zwijaniu się polskich odkrywek przedstawili w połowie lutego eksperci uczestniczący w ogólnopolskiej konferencji z okazji 200-lecia państwowego górnictwa.
Dni naszych kopalń na złożach węgla brunatnego są już dokładnie policzone. Najdłużej (bo do 2044 r.) przetrwa kopalnia Turów, a słynny Bełchatów ma przed sobą tylko 22 lata eksploatacji. Kopalnia Konin dokona żywota za 14 lat, a już tylko do 2018 roku pracować ma odkrywka Adamów. Razem z kopalniami zamknięte zostaną na głucho największe w Europie elektrownie, z których Polska uzyskuje dzisiaj aż jedną trzecią swej energii elektrycznej. Paliwa brunatnego nie da się transportować na duże odległości, dlatego kopalnie tworzą z siłowniami kompleksy energetyczne, których przyszłość zależy ściśle od dostępności paliwa na miejscu.
Niemcy, których energetyka uchodzi powszechnie za dużo "czystszą" od polskiej, w rzeczywistości spalają... ponad dwukrotnie więcej węgla kamiennego i brunatnego niż Polska. Inwestują też w eksploatację nowych złóż w landach na wschodzie, a przyczyna jest prosta: węgiel brunatny nie ma konkurencji w światowej energetyce.
Absolutnie najtańszy prąd elektryczny w Polsce (ok. 6-6,5 zł za GJ energii) powstaje w Bełchatowie, gdzie od 6 lat pracuje nowy blok o mocy 850 MW.
Wymiksowany z miksu
Dlaczego więc musimy z niego zrezygnować? Bo tak stanowią założenia Polityki Energetycznej Polski, która pod presją polityki klimatycznej Unii Europejskiej wyrugowała węgiel brunatny z polskiego miksu energetycznego po 2050 r.
Scenariusz zmian nakreślili analitycy Krajowej Agencji Poszanowania Energii, którzy nie przewidują uruchamiania w Polsce nowych odkrywek węgla brunatnego. Jego udział w miksie ma zmaleć z obecnych 33 proc. do śladowych ilości w połowie wieku. A co z dziurą energetyczną, która powstanie w bilansie kraju? Załatają ją - zdaniem KAPE - elektrownie jądrowe (których ciągle nie mamy), na gaz i odnawialne źródła energii (wiatraki i farmy słoneczne).
- To po prostu niemożliwe. Autorzy takich prognoz są dla mnie wróżbitami. To wizjonerzy oderwani od rzeczywistości! - ocenia Stanisław Żuk, prezes zarządu Związku Pracodawców PPWB, były wieloletni dyrektor kopalni węgla brunatnego Turów w Bogatyni, obecnie wiceprezes ds. wydobycia w PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna SA w Bełchatowie oraz wiceprzewodniczący Zespołu Trójstronnego ds. Branży Węgla Brunatnego przy Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.
Będzie korekta?
Wątpliwościami prezes Żuk podzielił się w lutym w Warszawie, a wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski miał zapewnić go, że rząd ponownie przyjrzy się założeniom strategii energetycznej kraju. Węgiel brunatny mógłby liczyć na korekty, które nieco bardziej upodobniłyby jego perspektywy do tych, które ma węgiel kamienny (jego udział spadnie z 48 proc. do 33 proc. w połowie wieku, ale nie zmniejszy się ilość prądu wytwarzanego w elektrowniach konwencjonalnych - ok. 73 TWH rocznie, bo wzrośnie też efektywność tych siłowni).
Czy rząd rzeczywiście obroni nasze "brunatne złoto"? Pewnym optymizmem napawają poczynania ministra środowiska, który niedawno omawiał ze swym czeskim odpowiednikiem eksploatację węgla brunatnego na pograniczu obu krajów, w okolicy Turowa. Warunkiem, bez którego nie uda się w Polsce podtrzymać energetyki na węglu brunatnym, jest jednak naprawienie procedur administracyjnych związanych z uzyskiwaniem koncesji.
Niemiecki model
Obecne PGE prowadzi dwa takie postępowania, których efekty są diametralnie różne. Sprawa złoża Złoczew-Bełchatów przebiega bez komplikacji, natomiast koncesja na węgiel brunatny z obszaru Gubin-Brody nastraja zniechęcająco.
- W Gubinie doświadczamy bardzo silnego sprzeciwu, który stymulowany jest przez zorganizowaną grupę, skutecznie manipulującą społecznością lokalną. Paradoks polega na tym, że w Gubinie bieda aż piszczy, wysokie bezrobocie, a świadomość społeczna jest na niskim poziomie. Mimo iż plan eksploatacji popiera tam administracja rządowa, samorząd wojewódzki i powiatowy, opór wójta może okazać się przeszkodą nie do przeskoczenia - opisuje wiceprezes PGE Stanisław Żuk, któremu marzy się wdrożenie u nas modelu niemieckiego. U sąsiadów przedsiębiorca, który zwraca się o koncesję górniczą, otrzymuje od władz w Berlinie lub w landzie urzędnika-asystenta, który pilotuje postępowanie aż do najniższych szczebli administracji, pomaga i koordynuje kontakty ze wspólnotami lokalnymi.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Panie Żuk, ta "niska świadomość społeczna" to a propo działaczy pro kopalnianych stowarzyszeń, które PGE pomagała zakładać i częściowo finansowała w Gubinie i Brodach? Niech Pan proszę rozwinię tą myśl, bo jest ciekawa.
Panie Żuk, a może chociaż raz by się dało bez obrażania mieszkańców Gubina i okolic? Może nie trzeba było współtworzyć stowarzyszeń, w których publikował gość posługujący się pseudonimem stosowanym wcześniej przez Bolesława Bieruta? Może nie trzeba było finansować płytkiej propagandy prokopalnianej?. Naprawdę po działaniach PGE w naszej okolicy pozostał tylko głęboki niesmak, nie tego się spodziewaliśmy od wielkiej firmy państwowej. Żenada.
Po prostu nikt nie chce nieodwaracalnie dewastować olbrzymich terenów tylko po to, żeby przez chwilę powydobywac sobie małowydajny węgiel brunatny. Pamiętajmy, że epoka kamienia łupanego nie skończył się dlatego, że się kamień do łupania skończył.
bez dramatu w belchatowie tam maja jeszcze szczercow i zloczew, ma to chulac do 2050