Jak informowaliśmy w portalu górniczym nettg.pl, 3 sierpnia w kopalni Piast doszło do wstrząsu. W jego wyniku poszkodowanych zostało 6 osób, z których dwie wymagały pomocy na noszach. Wokół akcji prowadzonej w zakładzie narosło sporo kontrowersji. Ratownikom, którzy w niej uczestniczyli zarzuca się, że odmówili pomocy poszkodowanym. Związkowcy z Sierpnia 80 w tej sprawie chcą złożyć doniesienie do prokuratury. Całkiem inną opinię w tej sprawie ma zakładowa Solidarność. Swoje stanowisko przedstawiła także Kompania Węglowa, do której należy kopalnia.
- W trakcie dochodzenia pojawił się wątek udziału zastępu ratowniczego, znajdującego się w rejonie zdarzenia. Informujemy, że na dotychczasowym etapie dochodzenia nie stwierdzono żadnych nieprawidłowości w prowadzeniu akcji udzielania pomocy poszkodowanym - stwierdził w rozmowie z portalem górniczym nettg.pl Tomasz Głgowski, rzecznik prasowy KW.
Jak poinformował rzecznik, zastępowy w trakcie przesłuchania stwierdził: "Podczas spotkania z poszkodowanymi, gdzie dwóch było transportowanych na noszach było jeszcze około 15 osób. Zapytałem się czy ta dwójka jest przytomna, oni powiedzieli, że tak".
Informacja ta została przekazana dyspozytorowi, który na tym etapie kierował akcją ratowniczą. W tej sytuacji podtrzymał on swoją decyzję, że transportem poszkodowanych powinni zająć się pozostali pracownicy, którzy nie doznali obrażeń. Ratowników skierowano zaś w rejon wstrząsu w celu skontrolowania składu atmosfery w rejonie wylotu z drążonego chodnika. Pojawiało się tam realne zagrożenie pożarowe. Dodatkowo zastęp ratowniczy był potrzebny do penetracji wyrobiska w celu wykluczenia przebywania tam innych pracowników. Informacja przodowego o wyprowadzeniu wszystkich osób mogła okazać się bowiem błędna i wymagała natychmiastowego sprawdzenia.
- W czasie akcji dyspozytor na kopalni jest niczym dyktator. To on decyduje o kolejnych ruchach, bo ma najlepszy przegląd sytuacji. Rozumiem, że poszkodowani, którzy na pewno byli w szoku, mogą czuć się nieco zawiedzeni. W takiej sytuacji były to najlepsze decyzje jakie można było podjąć. Zastępowy trzy razy dzwonił do dyspozytora, aby określić kierunek dalszych działań - podkreśla Bogusław Hutek lider Solidarności w kopalni Piast.
Dodaje, że konieczne było sprawdzenie po wstrząsie stanu atmosfery w wyrobiskach i tego czy nikt tam nie został.
- To normalne, że w takich wyjątkowych okolicznościach można coś przeoczyć. Ratownicy musieli to sprawdzić. Boli mnie to, że przez tą sytuację obrywają ratownicy i podważa się ich kompetencje - podkreśla.
- Myślę, że najlepszy obraz tej sprawy będziemy mieli po tym, jak zbada ją Wyższy Urząd Górniczy. Póki co, zastanawia mnie, po co ktoś próbuje zrobić z tego sensację. To sprawia, że niepochlebnie mówi się o naszej kopalni. Mam nadzieję, że gdy sprawa zostanie wyjaśniona, to dyrekcja zajmie się tymi, przez których wybuchło to całe zamieszanie. Uważam, że mamy wystarczająco dużo innych problemów, z którymi musimy się uporać - zauważa Hutek.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.