- Siemieniotka przegrała na śląskim stole wigilijnym z innymi zupami, ale makówki i moczka mają się dobrze. A "dzieciątka" pod choinką zaniedbać nie wolno, bo to jest nasz unikat. "Dzieciątka" nigdzie w Europie poza Górnym Śląskiem nie znają! - opowiadał Mirosław Szołtysek ze sceny w chorzowskim skansenie, gdzie w niedzielę (14 grudnia) setki gości przeżywały magię tradycyjnych świąt.
W południe Muzem Górnośląski Park Etnograficzny zaprosiło mieszkańców regionu na kolejną już imprezę z cyklu "Śląsko Wilijo", przedstawiając stare obyczaje związane z Bożym Narodzeniem. Skansem ożył muzyką, hukami spod bicza i korowodem żywieckich "Dziadów" (Bałamuty ze Zwardonia). Niósł się zapach potraw, którymi krzepiono w drewnianych chatach.
- Co roku wymyślamy nowe atrakcje, żeby nastrój za każdym razem był ciekawy a sentyment do tradycyjnej Wigilii przyciąga tłumy mieszkańców. Wiele zależy od pogody, a tym razem dopisała - mówi Wanda Rajman, kierownik działu promocji i organizacji imprez Muzeum GPE.
W tym roku furorę zrobili wśród zwiedzających górale żywieccy w barwnych strojach z grupy pokazowej Bałamuty ze Zwardonia, gdzie do dziś zachowano prastary zwyczaj wiejskiegio kolędowania od gospodarza do gospodarza. Odwiedzanie domostw przez górnośląskich kolędników przypomniała spektaklem młodzież z Zespołu Szkół w Pszczynie a nostalgicznego nastroju dodawały kolędy i pastorałki w wykonaniu Jorgusi.
Rodziny z dziećmi tłoczyły się przy stajence z żywym osłem i owieczkami, w zagrodzie z kozą i przy parze karych koni, które mieszkają w skansenie. Z wozu drabiniastego chętnie zabierano siano na wigilijne stoły, a na straganach ochoczo kupowano zapomniane regionalne specjały i rękodzieło na ozdobę domów.
O szkopach śląskich opowiadała słuchaczom Barbara Klajmon, kierownik Działu Obiektów i Zabytków Ruchomych a wiedzę testowano praktycznie: w zagrodzie z Frydka uczono wykonywania ozdób z drewna, gipsu, papieru i wosku i wspólnie ubierano wigilijną choinkę. W chałupie ze Strzemieszyc był warsztat bombkarski. Potrawy warzono m.in. w chałupie panewnickiej. Wystawę bajecznych oryginalnych szopek pomieścił zaś spichlerz z Wojkowic.
W zwyczaje górnośląskiej Wigilii wtajemniczał Mirosław Szołtysek z Rybnika, znawca i pasjonat śląskiego folkloru oraz wydawca kultowych książek gwarą.
- Jako dziecko pamiętałem 14 zwrotek kolędy i nie było w tym nic najdzwyczajnego. Teraz śpiewa się trzy a i to nie zawsze. Obyczaje odchodzą, jak zupa z konopi lnianych, bez której dawniej nie było śląskiej wigilii. Makówki robiono kiedyś nie na mleku, lecz na wodzie, żeby w zimnej spiżarni nie skawaśniały nawet do Trzech Króli! Został karp smażony na maśle, kapusta z grzybami, na deser moczka. Ale ze wszystkich śląskich tradycji jedna jest uniatowa i nie wolno jej zaprzepaścić. To prezenty pod choinkę, które tylko u nas przynosi "dzieciątko". Stąd m.in. życzenia "bogatego dzieciątka!". Nie pozwólmy tego zaprzepaścić. Dzieciątko albo śmierć śląskiej kultury! - wzywał półżartem Szołtysek.
W galerii: Śląsko Wilijo 2014, Muzeum Górnośląski Park Etnograficzny, niedziela 14 grudnia, godz. 12 do 16 (zdjęcia Witold Gałązka - portal górniczy nettg.pl)
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.