Gotowi są do interwencji o każdej porze dnia i nocy. Czuwają nad bezpieczeństwem górników w podziemnych wyrobiskach i na powierzchni. W wolnych chwilach podnoszą swe kwalifikacje, trenują sprawność fizyczną i wygrywają kolejne zawody. W Boryni są dumni ze swych ratowników. Tak jak i w innych polskich kopalniach. Tak jak na całym górniczym Śląsku.
Ile są warte umiejętności, wiedza, doświadczenie, poświęcenie i pełne oddanie swojej profesji ratowników, w ostatnich dniach widzi cała Polska. Po zapaleniu się metanu w kopalni Mysłowice-Wesoła sami poparzeni i ranni ratowali kolegów-górników. Wprowadzone natychmiast do akcji kolejne zastępy ratowników spieszyły z pomocą, nie oglądając się na ryzyko, trud i czas. Bo tego wymaga ich służba. Bo tego wymaga zwykła ludzka przyzwoitość.
W kopalniach Jastrzębskiej Spółki Węglowej doskonale wiedzą, co to jest zagrożenie metanowe. Pokłady kopalni Borynia-Zofiówka-Jastrzębie ruch Borynia są sklasyfikowane w III i IV grupie zagrożenia metanowego. Każdego dnia nad bezpieczeństwem górniczych załóg czuwają ratownicy. Dwa zastępy w sposób ciągły, przez 7 dni w tygodniu, monitorują stan zagrożenia gazowego. Gotowi do interwencji w każdym momencie. Ratownicy wyposażeni są w najnowocześniejszy sprzęt. Na dół zabierają z sobą, prócz własnych aparatów ratunkowych typu W 70, także aparaty do ewakuacji, sprzęt łączności ratowniczej, butle z tlenem oraz niezbędne narzędzia.
Sebastian Krawczyk pracuje jako zastępowy. To on m.in. odpowiada za prowadzenie pomiaru stężenia gazów w atmosferze.
- W przypadku pomiarów wykraczających poza dopuszczalne wartości zgodnie z procedurami działam zdecydowanie. Nie ma czasu na zastanawianie się, konsultacje. Ostrzegam załogę, powiadamiam przełożonych oraz dyspozytora. W warunkach, w których pracujemy, nie da się oszukać rzeczywistości. W kopalni działa bowiem automatyczny system telemetrii. Wykonane przeze mnie pomiary są kontrolowane i porównywane zarówno przez osoby dozoru kopalni, jak i przedstawicieli nadzoru górniczego - wyjaśnia tajniki swej pracy Krawczyk.
Zostać ratownikiem w ruchu Borynia to dla wielu górników sprawa honoru. Bycie w szeregach ludzi noszących ratowniczy krzyż na lewej piersi nobilituje. Każdego miesiąca do Adama Szkołdy, kierownika Kopalnianej Stacji Ratownictwa Górniczego, zgłasza się od kilku do kilkunastu młodych ludzi chcących służyć w ratownictwie. Służyć, bo w górniczym ratownictwie jest tak jak w wojsku. Wzorowa dyscyplina, żelazne zdrowie, umiejętność działania w zespole i sprawność fizyczna - to podstawowe cechy, którymi musi legitymować się każdy ratownik.
- Obowiązuje mnie zasada "nie sądź po wyglądzie". Nieraz już tak bywało, że zgłaszał się szczupły chłopak o - wydawałoby się - mizernym zdrowiu. Doskonale jednak przeszedł badania i testy sprawności. Dziś wzorowo wykonuje swe zadania. Inny ochotnik przypominał swą posturą siłacza, a badania specjalistyczne wykazały u niego liczne schorzenia. Staramy się dobierać ludzi o różnej wadze i wzroście. Cenimy sobie specjalistów z rozmaitych dziedzin. W każdym zastępie muszą współpracować z sobą hydraulik, ślusarz, elektryk, kombajnista i górnik. To zwiększa szanse, że dadzą sobie radę w trudnej sytuacji - opisuje Szkołda.
Widać w ruchu Borynia przyjęli dobrą taktykę. Świadczą o tym sukcesy, które ratownicy odnoszą w zawodach krajowych i zagranicznych. Podczas wrześniowych Międzynarodowych Zawodów Ratownictwa Górniczego, których gospodarzem była Polska, ratownicy z Boryni zajęli pierwsze miejsce w kategorii "Pierwsza pomoc przedmedyczna", a mechanik Mirosław Dłucik triumfował w kategorii aparatu W 70. Jego kolega Mirosław Studniczek był drugi w konkursie na najlepszego pomiarowca. Ponadto borynianie jako pierwsi w historii polskiego ratownictwa trzy razy pod rząd wygrywali Centralne Zawody Drużyn Ratowniczych. Godnie też reprezentowali biało-czerwone barwy w Australii, na Słowacji i Ukrainie.
To jasne, że ratownicy z Boryni najchętniej prezentowaliby swe umiejętności na turniejach, a nie w prawdziwych akcjach, pod ziemią. Jednak ryzyko wpisane jest w życie każdego ratownika. Zdają sobie z tego sprawę i może dlatego gotowi są pospieszyć z pomocą kolegom, prowadzącym akcję ratowniczą w kopalni Mysłowice-Wesoła.
- I za to ich szanujemy, ufamy im i wierzymy, że są najlepsi. Pod ich opieką czujemy się bezpieczniej - przyznaje Paweł Pawłowski, główny inżynier wentylacji w kopalni Borynia-Zofiówka-Jastrzębie ruch Borynia.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.