W Polsce trwa nagonka na górnictwo - mówi w rozmowie z portalem górniczym nettg.pl Wacław Czerkawski, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce.
Myśli Pan, że to słuszna teza, że górnictwo znalazło się w kleszczach?
Mówi się, że polski węgiel jest gwarantem bezpieczeństwa energetycznego kraju, a zapomina, że takie bezpieczeństwo kosztuje. W gospodarce rynkowej wymaga się od górnictwa, żeby przynosiło dochód. Tymczasem koszty funkcjonowania branży są niestety coraz większe, a przy obecnych cenach węgla zbilansowanie tych dwóch spraw nie jest takie łatwe.
Powstaje pytanie, czy branża próbuje się utrzymać na powierzchni kosztem bezpieczeństwa.
Czy do takich sytuacji dochodzi? Wszyscy twierdzą, że nie, a ja taki pewny bym nie był. Po drugie trwa nagonka na górnictwo. Jeżeli się mówi, że tylko trzy kopalnie są rentowne, to pozostałe kopalnie, żeby nie polec i udowodnić, że finansowo dadzą sobie radę zrobią wszystko przy takiej presji. O nieprzestrzeganie przepisów nie trudno.
Kto prowadzi tę nagonkę na branżę? Media, całe społeczeństwo czy politycy?
Nagonka ta polega przede wszystkim na tym, że powszechnie podawane są informacje wyssane z palca, mówiące przykładowo o tym, że do górnictwa trzeba dopłacać. Kiedy słyszę niektórych pseudoekologów, którzy mówią o tzw. ukrytych kosztach, na przykład, że 2236 osób umarło wcześniej z powodu węgla, a wirtualne koszty ponoszone z tego tytułu sięgają miliardów, to widzę jak nakręca się w Polsce spiralę nieporozumień, że do górników się dopłaca. Mistrzem świata w tej nagonce był prezydent Nowej Soli, który zaczął mówić o równych żołądkach, tak jakby górnicy zabierali chleb mieszkańcom jego miasta. Takie opinie padają na podatny grunt w Internecie i każdy użytkownik sieci zaraz wie, co trzeba zrobić żeby z tym okropnym górnictwem był porządek. Oczywiście, teraz jest źle, ale przecież w poprzednich latach branża wpłacała w formie różnych podatków i opłat do budżetu od 6 do 8 mld zł rocznie.
Nikt wtedy o tym nie mówił.
Może i dobrze, bo żeby górnictwo mogło działać, potrzebny jest spokój. Nie da się pracować w tak nerwowej atmosferze, odbijając się od ściany do ściany. Nawet z ust niektórych związkowców słyszałem, że górnictwo nie ma żadnej strategii. To nieprawda! Pracujemy według strategii precyzyjnie rozpisanej do 2015 r., a prace nad nowym dokumentem się toczą. Każda kopalnia ma też dokładny plan techniczno-ekonomiczny, istnieje polityka energetyczna kraju, a my ciągle się zastanawiamy, ile węgla nam potrzeba. Wszyscy eksperci przyznają, że Polska potrzebuje węgla.
Tylko czy będzie to węgiel polski?
Załóżmy, że będzie to węgiel zza granicy. Przecież nie będzie sprzedawany w takiej cenie jak teraz!
Atmosfera wokół branży wpływa na brak poczucia stabilności wśród załogi?
Trudno wymagać, żeby w tej sytuacji ludzie pracowali optymalnie. Pytanie jak te naciski przekładają się na górnika, a na ile na dozór, bo tu może być problem. Jeżeli górnikowi każe się pracować w warunkach, w których nie powinien tego robić, to jest absolutnie niedopuszczalne. Wyższy Urząd Górniczy próbuje różnych sposobów, okazuje się jednak, że cała fala informacji o nieprawidłowościach rusza dopiero, gdy wydarzy się tragedia.
W dyskusji o kondycji górnictwa pada argument, że w Europie Zachodniej nie dopłaca się do branży.
A to już kompletna bzdura. Może nie dopłaca się do jakiejś odkrywki? Przykładem takiego braku rozeznania jest niedawna wypowiedź Grzegorza Miecugowa w "Szkle kontaktowym", który stwierdził, że niedawno był na konferencji i dobrze wie, że w Niemczech nie ma górnictwa. Ja mam taką wiedzę, że u naszych sąsiadów górnictwo będzie działać co najmniej do 2017 r., a restrukturyzacja trwała tam kilkadziesiąt lat. Do branży dopłaca się tam pod jednym hasłem: w niemieckiej kopalni są zatrudnieni niemieccy obywatele, więc muszą pracować bezpiecznie. I nikt tam nie płacze z tego powodu. Mało tego, gdy jedną z kopalń chciano zamknąć, mieszańcy stworzyli wokół miasta żywy łańcuch, solidaryzując się z górnikami i zakładem, dzięki któremu otoczenie miało pracę.
Pada argument, że Niemcy są bogaci.
Ale to nie znaczy, że są głupi, i wyrzucają miliony euro w błoto. U nas nikt nie mówi głośno, że polskie kopalnie muszą płacić 24 podatki. Może w trudniejszej sytuacji warto byłoby dać branży trochę oddechu.
Czy kiedyś dojdzie do sytuacji, że o górnictwie będzie się mówiło przy innej okazji niż katastrofa lub demonstracja w Warszawie?
Niestety nie liczę, że w tej sprawie się cokolwiek zmieni.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.