Według socjologów pracy jeszcze pół wieku temu górnicy byli bardziej skłonni do poświęceń na rzecz zakładu pracy niż obecnie ich wnukowie, których w przeważającej mierze cechuje roszczeniowa postawa wobec pracodawcy. Mogłoby się zatem wydawać, że ma to również przełożenie na bezpieczeństwo pracy. Ale nic bardziej mylnego. Dziś młodzi jeszcze częściej "chodzą na skróty" niż dawniej, za co niejednokrotnie płacą najwyższą cenę.
Z badań przeprowadzonych przez naukowców z Głównego Instytutu Górnictwa wynika, że w systemie wartości przeciętnego górnika bezpieczeństwo pracy znajduje się dopiero na 4. miejscu. Ważniejsze są zarobki, stosunki międzyludzkie w pracy i pewność zatrudnienia. Ludzką mentalność należy więc zmieniać. W jaki sposób?
- W zasadzie w dziedzinie bezpieczeństwa pracy zrobiono już wszystko. Lata 70. przyniosły rewolucję techniczną, na przełomie lat 80. i 90. stworzono systemy zarządzania bezpieczeństwem. Teraz trzeba pracować nad kształtowaniem systemu wartości i postaw wobec ryzyka zagrożeń. Nie jest to zadanie łatwe, bowiem ludzka mentalność nie nadąża za zmianami technicznymi i formalno-proceduralnymi - zwraca uwagę dr Joanna Martyka, kierownik Zakładu Badań Ekonomicznych i Społecznych GIG.
Dlatego celem nadrzędnym profilaktyki zagrożeń w zakładach górniczych jest zmiana kultury bezpieczeństwa. Powinna być ona kształtowana poprzez zaangażowanie wszystkich pracowników, pracę w grupie i poczucie przynależności do firmy oraz właściwą edukację. Istotną rolę ma tu do odegrania dozór, na którym spoczywa obowiązek przekazywania wiedzy podległym pracownikom i umiejętnego organizowania pracy.
Tymczasem ostatnie badania kompetencji osób dozoru w śląskich kopalniach nie wypadły najlepiej. Okazało się bowiem, że pracownicy dozoru wyższego i średniego mają problemy w komunikowaniu się z załogą. Dodatkowo dozór średni ujawnił problem ze znajomością przepisów, procedur i instrukcji z zakresu bezpieczeństwa pracy, a dozór wyższy cechuje brak otwartości na zmiany i wprowadzanie nowych rozwiązań.
Górnicze załogi trzeba więc permanentnie szkolić, zwłaszcza w perspektywie zagrożeń, których będzie przybywać. Sięganie do coraz niższych poziomów związane jest bowiem z ciągłym pogarszaniem się warunków geologiczno-górniczych.
- I nie chodzi tu jedynie o zagrożenia naturalne, ale także techniczne. Pomimo powszechności występowania oraz wielkiej różnorodności nie zostały one w przepisach precyzyjnie zdefiniowane - tłumaczy dr Joanna Martyka.
W opinii naukowców wzrost zagrożeń w kopalniach węgla kamiennego wymusi dokonanie szeregu zmian w organizacji pracy tych zakładów i doprowadzi do szybkiej zmiany systemu wartości i postaw wobec ryzyka zagrożeń wśród braci górniczej. Zaczną obowiązywać coraz surowsze rygory w zakresie utrzymania stanu bezpieczeństwa, a każde ryzykowne zachowanie naznaczone będzie piętnem śmierci lub kalectwa.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Socjologia -> Uniwersytet = Wszystko tłumaczy....
Górnik w ścianie jest płacony z postępu a nie z postoju pani prof. do końca nie zna tematu
Bo to są krzykacze a nie dozór tak ich nakręcają starsi koledzy :/
Teraz to sobie przypominam. Anonimowa ankieta, kilkadziesiąt pytań napisanych przez kogoś kto nigdy nie miał styczności z pracą górnika. Wnioski takie jak pytania.
Mądre główki... Oj, jakie mądre! Zapomnieli jednak zauważyć, że to, co kiedyś było poświęceniem dziś jest standardem. Kiedyś człek się poświęcał "od siebie", a dziś się od niego tego wymaga. Więc skąd to zdziwienie, że BHP jest na 4 miejscu? Skoro nawet ciężkie warunki są do zaakceptowania, to poziom zarobków, ich wypłacania oraz stabilność pracy jest spod psa. Robiący to badanie oderwali się od rzeczywistości.
Łom masz rację, pracownik, który nie potrafi wykonać spokojnie przekazanego polecenia powinien zostać zwolniony z pracy. Przy takim podejściu nikt by nie musiał krzyczeć na kogokolwiek.
Szanowna Pani doktor pięknie zauważyła problem. Szkoda tylko, że ten artykuł choć trafiony to nic nie zmieni. Wiele osób z dozoru od najwyższego po niższy to ludzie z końca epoki PRL gdzie oni sami nie umieją rozmawiać z załogą tylko myślą, że wszystko załatwią krzykiem zastraszaniem itp. A młody dozór w większości synowie lub inni pociotkowie panów z poprzedniego ustroju są podobnie wychowywani.