Rządowy właściciel złóż surowców energetycznych i wszelkich innych oraz spółek wytwarzających energię znajduje się w trudnej sytuacji. Przyczynił się do tego spadek cen na węgiel, który jest podstawą polskiej energetyki. Powoduje to, że przede wszystkim spółki węglowe pracują na deficycie, którego nikt nie chce pokrywać. Przeprowadzony w nich audyt wykazał to, o czym wszyscy wiedzieli od dawna.
Zła organizacja pracy, wydobycie powyżej kosztów, nadmierne zatrudnienie. Minister gospodarki domaga się zmian, które doprowadzą do rentowności polskiego górnictwa węgla kamiennego. Najbardziej deficytowa pod tym względem Kompania Węglowa opracowała odpowiedni program naprawczy. Na jego realizację nie zgadzają się jednak związki zawodowe, grożąc akcją strajkową. Kolejne konferencje, wypowiedzi prominentów politycznych i górniczych na ten temat przedstawiają dziesiątki konkretnych propozycji poprawy tej sytuacji. Na niewiele się to jednak zdaje, bo albo są one niemożliwe do zrealizowania, albo spółki nie mają dość siły, aby propozycje te wprowadzić w życie.
Sytuacja wydaje się patowa. Wszyscy wiedzą, co trzeba zrobić, aby górnictwo węglowe w nowej sytuacji rynkowej było dochodowe, ale nie ma wykonawcy, który miałby do tego dość siły, przekonania i kompetencji. Tych ostatnich na pewno nie posiadają ministerialni urzędnicy albo też ich pozycja jest na tyle niska, że na szczeblu rządowym są one ignorowane. Już tylko z pobieżnego przeglądu sytuacji wynika konkluzja, że silna, ale mało kompetentna pozycja rządowego właściciela nie ma równorzędnego partnera, z którym trzeba by było się liczyć pod groźbą utraty stanowiska w rządzie. Tylko ta groźba ma realny wpływ na wszystkie decyzje podejmowane w tej sprawie. Takim partnerem silnie umocowanym w strukturach władzy jest powołana niedawno sejmowa komisja nadzwyczajna ds. energetyki. Nie przesądzając o jej rzeczywistych efektach, można powiedzieć, że ma ona jednak duże szanse i możliwości wpływania na działania ministra gospodarki w tej sprawie.
Polityczna nieomylność
Czy komisja ta zechce skorzystać ze swoich nadzwyczajnych uprawnień to się jeszcze okaże. Niemniej trzeba zakładać, że po to została utworzona, aby tak właśnie się stało. Jak już niejeden raz wspominano, w górnictwie i w sprawach choćby poszukiwań gazu łupkowego istnieje polityczne przekonanie o nieomylnych decyzjach szefów poszczególnych resortów, a nawet samego premiera. Wynika ono nie z jakiejkolwiek praktyki i wiedzy na ten temat, bo prominenci polityczni posiadają wykształcenie dalekie od spraw górniczych. Przekonanie to wiąże się z pełnioną funkcją rządową, która już sama w sobie daje wszechstronne możliwości decyzyjne bez liczenia się z fachowcami. Ci ostatni są odsuwani, niesłuchani, a nawet eliminowani z branży, gdyż swoimi, na ogół krytycznymi, wypowiedziami hamują proces decyzyjny.
Nie jest tu ważne, czy jest on obiektywnie najlepszy. Kluczowym kryterium jest, kto go podejmuje i jaka jest jego siła polityczna. Jest ona skuteczna w stosunku do ludzi, ale przyroda, która jest jednym z elementów decydujących o efektywności górnictwa, nic sobie nie robi z nawet największych polityków na naszym globie. Ci zaś przejęli nienajlepsze doświadczenia ostatnich lat istnienia PZPR, kiedy to partia usiłowała ręcznie sterować procesami, na które nie miała żadnego wpływu. Dość dobrze sytuację tę ilustruje powstały w tamtym czasie dowcip. Otóż wobec licznych i groźnych w skutkach tąpań na złożach miedzi egzekutywa ważnej instancji podjęła uchwałę, zakazującą ich dalszego występowania. Tąpania jednak nic sobie z tego nie robiły i nadal były jak poprzednio. Ta praktyka, może nie tak ostentacyjna, nadal jest bardzo popularna wśród naszych polityków zarządzających górnictwem i energetyką.
Niebezpieczny partner
Czy politycy z nadzwyczajnej komisji będą inni? Nie, nie będą inni, ale jest szansa, że przyjmą całkiem inną metodę działania niż "nieomylni" i jednoosobowi decydenci. Komisja składa się z kilku fachowców w tej branży i zapewne będą oni mieli tu wiele do powiedzenia. Nie to jednak jest jej podstawowym walorem. Ma ona szanse na operatywne i rzeczywiste poznanie istoty rzeczy i podjęcie właściwych dezyderatów skierowanych do rządu. Polega to na zamówieniach szeregu ekspertyz i opinii w znanych ośrodkach i u uznanych autorytetów w tych sprawach. Wystarczy wymienić tu Wydział Górniczy Politechniki Gliwickiej, Akademię Górniczo-Hutniczą w Krakowie czy też Główny Instytut Górnictwa w Katowicach.
Można powiedzieć, że instytucje te niejeden raz zabierały głos i nic z tego nie wynikało. Tym razem ich głos nie jest tylko własnym zdaniem, ale staje się on równocześnie dokumentem, przynajmniej sejmowym i nabiera odpowiedniego znaczenia. Rządzący nie mogą go, jak bywało to poprzednio ignorować, nie zauważać, lub twierdzić, że jest to opinia tak samo dobra jak wszystkie inne. Po prostu komisja ma szansę na rzeczowy dialog z fachowcami, ma szansę na poznanie obiektywnej rzeczywistości, przedstawionej w kilku niezależnych od siebie dokumentach. Poprzez dyskusje z ich autorami może ona poznać prawdziwe bolączki górnictwa i energetyki niezależnie od tego, jakim wykształceniem dysponują jej członkowie. Tu wystarczą logika, dobra i kompetentna informacja oraz wynikające z niej sensowne i realne wnioski na przyszłość. Komisja staje się w ten sposób ciałem doradczym przede wszystkim dla ministra gospodarki. Doradztwo to jest jednak partnerskie, bo wobec wszelkiej destrukcji wykonawczych może ona wnioskować sankcje polityczne wobec urzędników winnych tego stanu rzeczy.
Jej atutem jest większościowy udział polityków partii rządzącej, która ma duże szanse na przeforsowanie swoich dezyderatów. Jej solą i gwarancją rzetelności jest obecność w randze wiceprzewodniczącego w składzie Waldemara Pawlaka, byłego ministra gospodarki i konkurenta obecnego wicepremiera Janusza Piechocińskiego.
Mając takich partnerów, ten ostatni musi być szczególnie ostrożny w swoich dalszych harcach po węglu i związanej z nim energetyce. Dla rządzącego tym resortem wicepremiera nadzwyczajna komisja ds. energetyki jest niebezpiecznym partnerem. Nie powstałaby ona nigdy, gdyby postanowienia i decyzje resortu były sensowne, rzeczowe i dawały szanse na wyjście z trudnej sytuacji.
Bez priorytetu
Komisja ta staje się też partnerem dla ministra środowiska i jego gazowo-łupkowego priorytetu, a także dla samego premiera, który wydaje się nadal ulegać złudzeniom szybkiego odkrycia dużych jego zasobów i uniezależnienia się w ten sposób od rosyjskich dostaw. Jest wielce prawdopodobne, że opracowania, które napłyną do komisji z Państwowego Instytutu Geologicznego (PIG), na długo ostudzą te emocje. Jest to o tyle prawdopodobne, że instytucja ta ani na chwile nie zaprzestała swoich badań nad zasobami gazu łupkowego w naszym kraju. Jest ona akurat pod tym względem chyba najlepiej zorientowana. Świadczą o tym jej prace na szczeblu zarówno krajowym, jak i europejskim. Świadczy o tym ostatnia konferencja, jak miała miejsce 12 listopada w Centrum Nauki Kopernik w Warszawie, odbył się szczyt geologiczny w sprawie roli gazu z łupków w Europie - konferencja Shale Gas as a Bridge Energy Carrier - from Fossil Fuels to Green Energy. Inicjatorem tego wielkiego przedsięwzięcia był dyrektor Państwowego Instytutu Geologicznego Jerzy Nawrocki. W konferencji uczestniczyło przeszło 200 osób, reprezentujących świat polityki, nauki i biznesu, m.in. przedstawiciele ministerstw i zagranicznego korpusu dyplomatycznego, senatorowie i posłowie, eksperci z europejskich służb geologicznych, polskich i zagranicznych uczelni, instytutów badawczych, a także koncernów naftowych i firm, związanych z sektorem poszukiwawczym i wydobywczym.
Krok we właściwym kierunku
Wobec coraz większych zaniedbań decyzyjnych w energetyce powołanie sejmowej komisji nadzwyczajnej jest krokiem we właściwym kierunku. Jest on już bardzo spóźniony w sytuacji stałych sporów o nowe bloki energetyczne opalane węglem. Dotyczy to też energetyki jądrowej, w sprawie której trzeba podjąć jednoznaczne decyzje na tak, lub nie, a nie utrzymywać jej istnienie w stanie wiecznej niepewności i kolejnego przesuwania terminów realizacyjnych. Sprawa dotyczy też energetyki opartej na węglu brunatnym, jako najtańszym producencie energii. Coraz trudniej będzie nadrobić stracony czas. Dotychczasowa bezczynność w odtwarzaniu mocy energetyki zawodowej już stwarza sytuację kryzysową. Na zapobieżenie kryzysowi zostało już bardzo mało czasu.
Zwlekanie z decyzjami jest być może dobrym wyjściem politycznym, lecz jest zabójcze dla istnienia i efektywności energetyki w Polsce. Czy komisja nadzwyczajna pójdzie przewidywanym tu torem, to się jeszcze okaże. Okoliczności jej powstania wskazują, że tak właśnie będzie. Trzeba jej życzyć owocnych obrad, trafnych decyzji i szybkiego wdrażania ich w życie.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.