Trudno inaczej ocenić raport Międzynarodowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPPC), który został w piątek (27 września) ogłoszony w Sztokholmie. Sprzyjające mu media są zachwycone kolejnym dokumentem, który "nie pozostawia złudzeń - odpowiedzialność człowieka za zmiany klimatu jest bezdyskusyjna".
Zapominają one dodać, że przekonanie to dotyczy tylko ich samych, to znaczy mediów, i tych uczonych, na których się powołują. Światowi ekolodzy też nie mogą się nacieszyć swym szczęściem. Na jego podstawie twierdzą oni, że trzeba "natychmiast przyśpieszyć i wzmocnić działania redukujące emisję". Katastrofa, która ma nastąpić w wyniku nieprzestrzegania ich zaleceń, ma być szczególnie dotkliwa dla naszego kraju.
"Ogrzewanie się oceanów oraz topnienie lądolodów Grenlandii i Antarktydy ma spowodować, że poziom wody w oceanach podniesie się o 1-2 metry. Półwysep Helski, Gdańska Starówka i Żuławy znikną pod wodą". Strach to czytać. Te katastroficzne wizje natychmiast podchwyciła, komisarz UE ds. klimatu Connie Hedegaard, która "zaapelowała o podjęcie pilnych działań ratunkowych dla Ziemi i zapowiedziała nowe unijne cele w zakresie klimatu i energii do spełnienia do 2030 roku." Też strach czytać.
Kolejna Międzynarodówka
Tego typu apele, raporty i analizy pod koniec XIX wieku wymyślili rosnący w siłę socjaliści. Metodę tę kontynuowali komuniści pod kierunkiem Wodza Narodów Józefa Stalina. Orzeczenia tego rodzaju gremium były bezdyskusyjne. Wszak reprezentowały one wszystko, "co najlepsze" na naszym globie. Ponieważ system ten ostatecznie zbankrutował w 1989 r., postanowiono ideały socjalizmu i komunizmu zastąpić ich ekologiczną atrapą. Po dawnym systemie pozostało nazewnictwo, które postanowiono zachować, na czele z komisarzami, których werdykty były nieodwołalne i ostateczne, przynajmniej w krajach im podlegających. Kiedyś ich hasłem było: "Proletariusze wszystkich krajów łączcie się". Teraz proletariuszy zastąpiono ekologami. Polska znów podlega tym międzynarodowym ideologom, tylko w innej postaci. Jest bardzo prawdopodobne, że żywot nowej "ekologicznej" dyktatury skończy się tak samo, jak jej poprzedniczki, kolejno numerowanej Międzynarodówki.
Raporty tego środowiska do złudzenia przypominają dzieła Marksa i Engelsa, które z definicji były "nieomylne" oraz rozważane, komentowane i analizowane przez "najwybitniejszych" uczonych. Ich autorytetem potwierdzano "genialne" prace tych wodzów światowej rewolucji. Teraz w sprawach ekologii i ocieplenia klimatu panuje ten sam styl i ten sam dryl. Komunistyczny system i poprzedzająca go Międzynarodówka doprowadziły miliony ludzi do śmierci, a setki milionów do nędzy, poniżenia i poniewierki. Koszty wychwytywania mitycznego dwutlenku węgla, obniżają konkurencyjność polskiej gospodarki i skazują na wegetację również dziesiątki milionów ludzi.
Nik nie wie
Ekolodzy twierdzą, że działalność człowieka, powodująca wzrost ilości dwutlenku węgla w atmosferze skutkują ociepleniem klimatu. Wrogiem numer jeden jest węgiel kamienny i brunatny, którego spalanie powoduje wzrost tego gazu w atmosferze. Dowodem na ten stan rzeczy ma być korelacja wzrostu temperatury i ilości CO2. Nie biorą oni pod uwagę faktu, że korelacja ta może być czysto przypadkowa i niemająca z tym nic wspólnego.
Klimat na Ziemi wielokrotnie zmieniał się w sposób radykalny, kiedy człowieka nie było jeszcze na tym świecie. Licząca sobie 4 mld lat historia naszej planety potwierdza to również na terenie naszego kraju. Karbońskie węgle kamienne powstawały w gorącym i tropikalnym klimacie, który 360 mln lat temu panował na Górnym Śląsku. Potem, około 300 mln lat temu, w permie nastał suchy, półpustynny klimat w którym powstały złoża rud miedzi na Monoklinie Przedsudeckiej. Jeszcze nie tak dawno temu, bo około 23 mln lat temu, klimat w trzeciorzędzie znów powrócił na nasze ziemie i spowodował powstanie licznych złóż węgla brunatnego. Ogromne, kilkunastometrowej wysokości drzewiaste paprocie, które wtedy rosły osiągały swoje rozmiary dzięki dużo większej ilości dwutlenku węgla w atmosferze aniżeli obecnie. Milion lat temu przyszły zlodowacenia. Pierwsze z nich dotarło aż po Sudety i Karpaty. Potem, kilkakrotnie jeszcze co 20 tys. lat po ociepleniu powracało kolejne zlodowacenie. Istniał już człowiek, który przystosowywał się do tych zmian. Dziś mimo całej swojej potęgi techniczno-umysłowej, jego wpływ na zmiany kosmiczne i zachodzące wewnątrz naszego globu jest taki sam, jak i na początku jego istnienia.
Kto zatem odpowiadał za zmiany klimatu zachodzące na naszym terytorium, kiedy człowieka nie było jeszcze na świecie? Są, co do tego tylko bardzo mgliste hipotezy. Jedną z podstawowych zasad nauk o Ziemi wykładanych na wyższych uczelniach jest ta, że współczesne procesy zachodzące na naszym globie niczym nie różnią się od tych, które Ziemia przeżywała w swojej historii. Prawda jest taka, że nikt nie wie dlaczego tak radykalnie zmieniał się klimat na Ziemi. Tym bardziej nie wiedzą o tym ekolodzy, których wiedza o historii naszej planety wydaje się być czymś egzotycznym. Ekolodzy wyjaśnień tych nie przyjmują do wiadomości. Trudno, nie każdy musi wiedzieć to, co nauka światowa odkryła już setki lat temu i wiedzę tę uściśla po dzień dzisiejszy.
Wszyscy, czyli nie wszyscy
Przy okazji prezentacji raportu IPPC pani komisarz Connie Hedegaard podzieliła się z mediami swoimi przemyśleniami na ten temat. Powiedziała ona:
"Pytanie nie brzmi, czy wierzyć w zmianę klimatu, czy nie, ale czy iść za nauką, czy nie. W dniu, w którym wszyscy naukowcy ze stuprocentową pewnością będą ostrzegać przed zmianą klimatu, będzie za późno (...). Dlaczego podejmować większe ryzyko, gdy gra toczy się o stan naszej planety?"
Na tej podstawie pani komisarz można zadać pytanie: dlaczego powołuje się na naukę w sposób nienaukowy? Argumentem rozstrzygającym jest tu sformułowanie "wszyscy naukowcy". Po pierwsze jest to nieprawda. Grono polskich naukowców z Polskiej Akademii Nauk ma inne zdanie w tej sprawie, co niejeden raz już sygnalizowaliśmy. Komitet Nauk Geologicznych PAN 12 lutego 2009 r. wydał w tej sprawie specjalne oświadczenie, które z dużą rezerwą podchodzi do tego rodzaju stwierdzeń, które głosi pani komisarz.
W końcowej części tego oświadczenia tak napisano: "Doświadczenie badawcze w dziedzinie nauk o Ziemi mówi, że tłumaczenie zjawisk przyrodniczych, oparte na jednostronnych obserwacjach, bez uwzględniania wielości czynników decydujących o konkretnych procesach w geosystemie, prowadzi z reguły do nadmiernych uproszczeń i błędnych wniosków. Błędne też mogą być decyzje polityków podejmowane o oparciu o niekompletny zespół danych. W takich warunkach łatwo o - przystrojony poprawnością polityczną - lobbing inspirowany przez kręgi zainteresowane na przykład sprzedażą szczególnie kosztownych, tak zwanych ekologicznych, technologii energetycznych bądź składowaniem (sekwestracją) CO2 w złożach już wyeksploatowanych. Z przyrodniczą rzeczywistością nie ma to wiele wspólnego. Podejmowanie radykalnych i ogromnie kosztownych działań gospodarczych zmierzających do ograniczenia emisji jedynie wybranych gazów cieplarnianych, w sytuacji braku wielostronnej analizy zachodzących zmian klimatu, może doprowadzić do zupełnie innych skutków niż oczekiwane." Powstaje też pytanie, czy polscy uczeni są dostrzegani przez panią komisarz, czy też z natury rzeczy zauważa ona tylko tych przedstawicieli nauki, którzy podzielają jej poglądy.
Więcej umiaru i rozwagi
Pani komisarz Connie Hedegaard winna coś słyszeć o Mikołaju Koperniku, polskim uczonym z XVI wieku, który jednoosobowo przeciwstawił się wszystkim swoim kolegom na świecie. I cóż z tego, że oni twierdzili, że Ziemia jest płaska, a Słońce wokół niej krąży, kiedy pochodzący ze śląskiej wsi Koperniki obok Nysy nasz uczony twierdził, że jest dokładnie odwrotnie. Po latach okazało się, że to on miał rację, a wszyscy uczeni świata w tej sprawie się mylili. Dlatego powoływanie się na wszystkich uczonych z politycznej, a szczególnie demokratycznej perspektywy ma swoje racje, ale nie ma nic wspólnego z nauką, która szuka prawdy, a nie politycznego poklasku.
Powoływanie się polityka, którym niewątpliwie jest pani komisarz na naukę, wino być odbierane przynajmniej z tak zwanym przymrużeniem oka. Po prostu pani ta korzysta z wolności słowa i może mówić to, co tylko zapragnie. Jej polityczne stanowisko nie daje żadnej gwarancji, że w wypowiadanych kwestiach naukowych zachowuje ona poprawne rozumowanie. Jest raczej inaczej i jest to stwierdzenie smutne. Gdyż wysokiej rangi europejscy politycy winni mieć trochę lepsze wykształcenie i umieć zachować trochę więcej umiaru oraz rozwagi w swoich wypowiedziach. Adam Maksymowicz
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Myślę ,że błędna ocena przyczyn zmian klimatu leży nie tylko po stronie lewicowej mafii chroniącej interesy zajmujących się tym geografów i obrońców ludności zagrożonej i straszonej zalaniem ,ale przede wszystkim prawicowych organizacji producentów: wiatraków, paneli słonecznych, ogniw fotovoltanicznych i elektrowni atomowych lub opłacanych przez nich działaczy i organizacji podających się za społecznych i lewicowych.
Co do Karbonu i klimatu ,zresztą podobnie dla wszystkich okresów geologicznych, to zachował się on zarówno w skałach i minerałach jak i w szczątkach organicznych .Z obu tych źródeł możemy wyciągać wnioski jaki był klimat i temperatura na ziemi, ilość opadów i CO2 w atmosferze ,oczywiście znacznie wyższe średnio biorąc niż dzisiaj, dzięki temu znacznie lepiej i bujniej rozwijało się życie organiczne na ziemi niż dzisiaj i stąd była możliwa duża akumulacja pierwiastka węgla w osadach.
Na skorupie ziemskiej mamy tzw stopień geotermiczny ,temperatura rośnie średnio powiedzmy o jeden stopień na 25 metrów w głąb, oczywiście są odchylenia nie bardzo wiemy jak i dlaczego rośnie, ale możemy się spodziewać,że na głębokości 4000 metrów jest temperatura 160 stopni. Czyli gdy 75 % powierzchni ziemi zajmują oceany ze średnią głębokością 4000m i mamy patelnię o pow 75% pow Ziemi z temperaturą 160 stopni, a jednak przyjmuje się że na dnie oceanów są 4 stopnie ? może warto to badać ?
Tylko drugi mój komentarz się ukazał więc wrócę jeszcze do sedna sprawy Geografowie badający atmosferę stwierdzają zwiększenie stężenia CO2 Ponieważ procesy geologiczne zwykle trwają długo, miliony lat toteż "klimatolodzy" niesłusznie zakładają, że w krótkim terminie są stałe i się równoważą, zatem proste wyliczenia wskazują ,że CO2 przybywa z kominów ,a jak stwierdzono CO2 wywołuje efekt cieplarniany, czyli to produkcja przemysłowa odpowiada za ocieplenie klimatu i jedyne wyjście to zamykać i ograniczać.To oczywiście nie jest prawda Po pierwsze można produkować paliwa z CO2 (nowy stary pomysł)jak wspomniałem i tak zmniejszyć jego dopływ do atmosfery, po drugie to właśnie ekolodzy ograniczyli emisję siarki do atmosfery ,która w zakresie klimatu działa dokładnie na odwrót, czyli mocno schładza klimat, zatem to ekolodzy przyczynili się idąc takim tokiem rozumowania do cieplenia klimatu ograniczając już emisję siarki.(Wszystkie wielkie wybuchy wulkanów pomimo ogromnej dawki energii cieplnej i CO2 prowadziły zwykle do schłodzenia klimatu z powodu emisji siarki, zatem brak poważnych erupcji wulkanicznych w ostatnich latach bardziej ociepla klimat niż cała emisja CO2 przez człowieka z wielu lat) Po trzecie gdy chodzi o klimat to bardzo niewielkie jak na skalę geologiczną zmiany mogą nagle doprowadzić do dużych zmian klimatu i w żadnym wypadku nie można zakładać ,że nic się nagle nie wydarzyło czy nie wydarzy Przykładem niech będą osuwiska podmorskie które mają zasięg nieraz wielu tysięcy km i uruchamiają niemal w jednej chwili często po wielu latach spokoju mega pokłady CO2 a szczegónie Metanu kilkadziesiąt razy bardziej wywołującego efekt cieplarniany Czy ktoś to bada ? oblicza emisję ?wiemy jaki jest stopień geotermiczny na ziemi ale jaki dopływ ciepła do wód oceanicznych w ryftach na 7km głębokości? nie bo nie ma jak Większe trzęsienie ziemi może ułatwić w bardzo krótkim czasie emisję ciepła z płaszcza i skorupy ziemi oraz wywołać przemiany fazowe minerałów i skał na gigantycznych obszarach z emisją ciepła bezpośrednio do oceanów jak to stwierdzić na głębokości np 20km?i pow. np 10mln km2 ?nie ma jak, możemy tylko zaobserwować,że średnia temperatura oceanów wzrasta, zatem zamiast rozpuszczać w sobie, wydzielają gigantyczne ilości CO2 do atmosfery To samo zmiany plastyczności skał pod wpływem pola grawitacyjnego słońca z wydzielaniem ciepła (dlatego Merkury ma ponad 600 stopni C),to samo zmiany koncentracji pierwiastków promieniotwórczych i to nawet bardzo głeboko położonych . Przez miliardy lat na ziemi uległy nagromadzeniu gigantyczne pokłady skał węglanowych ,a nawet zbudowane z czystego węgla i węglowodorów .Udaje się namierzyć i eksploatować takie pokłady ale poza pułapkami przecież węglowodory mogą swobodnie wydostawać się na powierzchnię same bez naszej pomocy,tak się działo i dzieje w znacznie większym zakresie i nie mamy na to wpływu Skały węglanowe węgle i ropopochodne podlegają w różnym stopniu reakcją chemicznym tak w oceanach jak skorupie i płaszczu ziemi i nikt nie jest w stanie ani tego przewidzieć ani policzyć ile i kiedy CO2 z tego i metanu wydostanie się do atmosfery jakimi drogami i w jakim czasie,a także ile zostanie czy pozostanie na jakiś czas jeszcze włączone w struktury skał? Za dowód ocieplenia klimatu podaje się zmniejszanie od wielu lat pokrywy lodowej Arktyki,chociaż oczywiście to sugeruje po pierwsze lepszą wymianę ze strefą równikową ,a niekoniecznie globalny wzrost. Jak zatem wytłumaczyć powiększenie się pokrywy lodowej Arktyki w 2012r aż o 2,7mln km2? wypadałoby klepnąć się w piersi i przyznać ,że teraz klimat się ochładza?.Zeby poznać rzeczywiste przyczyny zmian klimatycznych potrzebne są pieniądze i badania ale w całości pożerają je termometry i próbniki przy kominach elektrowni i na nic już nie zostaje Pozdr L.Ł.
Dodałbym jeszcze,że np w Wielkiej Brytanii już uruchomiono pierwszy zakład i projektuje się następne przerabiający CO2 z atmosfery na benzynę ?!,proste i podobno się opłaca (może właśnie dlatego że trwa nagonka na producentów CO2 to staje się proste?) czyli grozi nam niezadługo niedobór CO2 i wymieranie roślin?
Zaraz, zaraz. Przecież autor artykułu "skądś" wie, że w ulubionym przez górników karbonie klimat był upalny. Czyżby wykopaliska? Czyżby materiał pozwalający sięgnąć w przeszłość dalej niż do czasu epok lodowcowych? Naprawdę ta przeszłość, którą jesteśmy w stanie odtworzyć jest całkiem dobrze zrozumiana i do badań współczesnego klimatu wnosi tyle, że wiemy jak łatwo jest zaburzyć klimat wprowadzając nawet niewielkie początkowe zaburzenia. Wpuszczamy do atmosfery "tylko" CO2, CH4 i sadzę, temperatura trochę rośnie i jazda - włączają się dodatnie sprzężenia pary wodnej i -na co gorsze - dwutlenku węgla (w tropikach przyroda już zaczyna go więcej emitować niź pochłaniać). A dlaczego CO2 jest niby gorszy? a dlatego, że wycofanie go z atmosfery jest dużo trudniejsze niż w przypadku pary wodnej. Tu są znawcy prekambru, to może powiedzą, ile czasu trwało przerabianie CO2 na roślinki i dalej na węgiel? Teraz jesteśmy na dobrej drodze do wepcjnięcia tego ładunku z powrotem do atmosfery w ciągu małych kilkuset lat...
Być może, że z punktu widzenia "ludzkości", którą reprezentuje lewicowa mafia związana z ociepleniem klimatu nie jest to perspektywa atrakcyjna. Jednakże z punktu widzenia nauki, która nie ma nic wspólnego z interesami owej "ludzkosci", wiedza na ten temat jest nie tylko, że atrakcyjna, ale też konieczna dla tego, kto się interesuje losami planety zwanej Ziemia. Przypomnę tylko, że gatunek owych "jamochłonów" w postaci krokodyli i innych gadów przetrwał od karbonu po dzień dzisiejszy. Nie wspominam juz o licznych gatunkach ryb i rekinów z tego samego okresu.
Nie jestem pewien, czy perspektywa cofnięcia się do czasów sinic i jamochłonów jest atrakcyjna z punktu widzenia ludzkości...
Mówimy o historii klimatu na Ziemi, która liczy sobie 4 miliardy lat. Nie słyszałem o żadnych rdzeniach lodowych z prekambru, a nawet z karbonu, ani też o rdzeniach osadów z tych czasów. Dotyczy to raczej współczenej technologi, badajacej co najwyżej okres epoki lodowcowej, czyli raptem promil procenta życia Ziemi. Tak skromna podstawa obserwacyjna nie jest uprawniona do wniosków globalnych, generalnych i uniwesralnych.
Jeśli chodzi o historyczne zmiany klimatu, to wcale nie opisują ich hipotezy mgliste, tylko bardzo proste i znajdujące potwierdzenie w materiałach takich jak rdzenie lodowe, rdzenie osadów itd. Do wyjaśnienia przeszłości klimatu wystarczą dobrze znane cykle orbitalne Ziemi, wulkanizm i działające we wnętrzu naszego układu klimatycznego sprzężenia (np. dodatnie sprzężenia zwrotne CO2 i pary wodnej z temperaturą, można o nich poczytać w blogu Doskonale Szare albo portalu Nauka o klimacie). Do wyjaśnienia obecnej gwałtownej zmiany te elementy nie wystarczą. Wystarczy natomiast uzupełnić je o antropogeniczne emisje CO2. Presto!
Dowodem na związek dwutlenku węgla z globalnym ociepleniem nie jest bynajmniej korelacja jego koncentracji w atmosferze ze wzrostem temperatur. Dowody to: - dobrze znane własności fizyczne dwutlenku węgla - przebadane już w XIX w - a w szczególności fakt, że przepuszcza on promieniowanie widzialne a pochłania podczerwone, - satelitarne pomiary promieniowania ziemskiego, z których wynika, że duża część tego promieniowania jest w atmosferze pochłaniana właśnie przez CO2 (w odpowiednich pasmach absorpcyjnych), - pomiary promieniowania zwrotnego atmosfery.