Czterej byli członkowie kierownictwa kopalń węgla kamiennego i rud miedzi kilkanaście razy mieli przyjąć łapówki za załatwienie kontraktu na dostawę sprzętu lub przyspieszenie płatności; w sumie około pół mln zł - ustaliła katowicka prokuratura apelacyjna.
- Według dotychczasowych ustaleń śledztwa, proceder miał miejsce w latach 1998-2006. W sumie w tej sprawie podejrzanych jest pięć osób - cztery przyjmujące korzyści majątkowe i jedna wręczająca. Śledztwo jest jednak w toku, niewykluczone jest postawienie zarzutów także innym osobom - powiedział w piątek (31 maja) rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach prok. Leszek Goławski.
Postępowanie w tej sprawie, pod nadzorem prokuratury, prowadzi Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
O toczącym się od połowy 2011 roku śledztwie w tej sprawie napisała w piątek "Gazeta Wyborcza". Według dziennika kluczowym świadkiem w tej sprawie jest Andrzej J. - do niedawna prezes giełdowego Kopeksu, a wcześniej szef dostarczającej górnicze kombajny międzynarodowej firmy Voest-Alpine Technika Górnicza i Tunelowa. To on - według informacji dziennika - miał w przeszłości dawać łapówki lub polecał innym to robić.
Prok. Goławski nie skomentował tych informacji. Potwierdził natomiast, że osoba, która usłyszała w śledztwie zarzut wręczania korzyści majątkowych, korzysta z przepisu pozwalającego uniknąć kary za ten proceder. Zgodnie z prawem dzieje się tak wówczas, gdy "sprawca zawiadomił o tym fakcie (wręczenia łapówki - PAP) organ powołany do ścigania przestępstw i ujawnił wszystkie istotne okoliczności przestępstwa, zanim organ ten o nim się dowiedział".
Czterej podejrzani o przyjmowanie łapówek usłyszeli prokuratorskie zarzuty w tej sprawie w ubiegłym tygodniu. Nie zostali aresztowani, zastosowano wobec nich tzw. wolnościowe środki zapobiegawcze. Grozi im do 12 lat więzienia.
Według prokuratury menedżerowie kopalń (pełniący funkcje dyrektorskie, ale nie tylko) mieli między 1998 a 2006 rokiem przyjąć w sumie kilkanaście łapówek, w różnych kwotach - łącznie ponad 500 tys. zł. W zamian preferowali sprzęt firmy w przetargach, ale także przyspieszali płatności, by - wobec zatorów płatniczych w górnictwie - kontrahent nie musiał długo czekać na pieniądze.
Sprawa dotyczy nie tylko pracowników śląskich kopalń węgla kamiennego, ale także giełdowych spółek: KGHM Polska Miedź i Lubelski Węgiel Bogdanka.
Rzecznik ABW sprecyzował, że podejrzani w tej sprawie to osoby "pełniące kiedyś funkcje kierownicze w branży wydobywczej", a śledztwo dotyczy zakupów i usług dla kopalń węgla kamiennego oraz rud miedzi. Postępowaniem objęte są podmioty gospodarcze z woj. śląskiego, lubelskiego i dolnośląskiego, a także z zagranicy. Nieprawidłowości związane z zakupem kombajnów i maszyn górniczych datują się od lat 90. ubiegłego wieku. Śledztwo wszczęto na podstawie ustaleń ABW.
Andrzej J., o którym mowa w artykule "Gazety Wyborczej", i który korzysta z klauzuli bezkarności, był do minionego poniedziałku prezesem giełdowej grupy Kopex, wyspecjalizowanej w maszynach i usługach dla górnictwa. W piątek jej zarząd wydał oświadczenie, w którym podkreślił, że "działania korupcyjne, o których mowa w informacjach prasowych i w kontekście których wymieniany jest pan Andrzej J., nie mają nic wspólnego z grupą Kopex i nie dotyczą jego działalności w okresie kiedy był prezesem zarządu spółki Kopex SA". Śledztwo dotyczące korupcji obejmuje okres kiedy Andrzej J. kierował spółką Voest-Alpine Technika Górnicza i Tunelowa z Tychów - firmą z grupy szwedzkiego koncernu Sandvik.
W miniony poniedziałek szef rady nadzorczej i współwłaściciel Kopeksu Krzysztof Jędrzejewski podał, że powodem odwołania J. z funkcji prezesa były "narastające rozbieżności w zarządzie spółki, szczególnie co do metod wdrażania założeń strategii".
"Gazeta Wyborcza" cytuje osobę znającą kulisy toczącego się śledztwa, według której afera jest największą sprawą korupcyjną w historii polskiego górnictwa, a łączna kwota łapówek może sięgnąć ok. 10 mln zł. Prokuratura nie komentuje tych informacji.
To kolejna sprawa korupcyjna w górnictwie. W styczniu tego roku częstochowska prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko 25 osobom. Są wśród nich b. dyrektorzy kopalń i b. prezesi spółek węglowych. Zdaniem prokuratury przyjęli oni łącznie ponad 3 mln zł łapówek. Część oskarżonych nadal pracuje w branży. Śledztwo rozpoczęło się w 2008 r. od zawiadomienia o przestępstwie złożonego przez współwłaściciela jednej z firm zajmujących się sprzedażą towarów i świadczeniem usług na rzecz kopalń. Oskarżonym może grozić kara do 10 lat więzienia. Dwie spośród przyjmujących łapówki osób przyznały się do tego, pozostali nie przyznali się do zarzutów.
Natomiast w kwietniu tego roku zarząd Kompanii Węglowej odwołał ze stanowiska dyrektora kopalni Bielszowice w Rudzie Śląskiej, oskarżonego o przyjmowanie łapówek. Według prokuratury dyrektor miał przyjąć 4,5 tys. zł od jednego z dostawców materiałów dla kopalni. Dyrektor przyznał się do przyjmowania łapówek i być może zostanie świadkiem w sprawie innych skorumpowanych dyrektorów kopalń. Chodzi o zakup materiałów chemicznych wykorzystywanych w kopalniach.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
To jest norma w górnictwie Rączka rączkę myje A teraz to jest inaczej Wystarczy poczytać dokumentację wszystko jest pisane pod konkretnego dostawce Ale odkryli nowy świat Też mi przetargi.
Afera ma być największą sprawą korupcyjną polskiego górnictwa. Być może , ze tak właśnie jest. Jego skala w wysokości 0,5 miliona złotych jest rzeczywiscie porażajaca. Gdyby to przypadło na jednego tylko człowieka, to owszem można by mówić o jakiejś skali korupcji, ale i to naciągając bulwersujące dla tego procederu określenia,. Cóż to za historyczna afera, kiedy jeden skromny domek za miastem kosztuje milion złotych. Jest to skanadliczna afera biedaków, którzy za kilkunastotysięczne gratyfikacje coś tam załatwiali. Jeden z dyrektorów przyznał się, że dostał 4,5 tysiaca złotych. Po prostu wstyd mówić o takich sumach, na takich stanowiskach. Ci ludzie nie szanowali ani siebie, ani swoich stanowisk, kiedy za takie grosze mozna ich było kupić. Rozumiem, żeby dyrektor wziął miliard złotych, a jego zastępca połowę tego. To byłoby o czym rozmawiać. A tak to smiech na sali. Złapali dyrektorów żebraków i pastwią się nad nimi. To tylko za to, powinni dostać wyroki, bo skala ich przestępstwa jest raczej smieszna niż groźna.
zwykly murcol za kilo miedzi wyleci z roboty na zbity ryj,,,,a ci zlodzieje dostanom za to awans, i bedom dalej pierdziec w stolki ale juz w przechowalni w kompani weglowej,,,niektorzy majom klawe zycie w tym p--o--j--b--a--n--y--m kraju