Pierwszego pacjenta przyjęto tutaj 3 października 1988 r. Nim doszło do tego epokowego wydarzenia, budowano go przez 10 lat. Teraz, od kilku lat, za sprawą rozlicznych modernizacji zmienia swoje oblicze. Po to, by za kilka lat mógł przyjmować kolejnych pacjentów w warunkach odpowiadających współczesności, a nie odległej już przeszłości. Wojewódzki Szpital Specjalistyczny nr 5 im. św. Barbary w Sosnowcu, zwany na samym początku Szpitalem Górniczym, przechodzi z jednej epoki do drugiej.
Szpital jest olbrzymi. Widać to, gdy jedzie się "gierkówką" w okolicy Będzina. Zresztą stoi na gruncie, który kiedyś należał do tego miasta. Ale w tamtych czasach nie wypadało budować go w małym mieście, więc dokonano zmiany granic i dlatego dziś ma go Sosnowiec, a nie mały Będzin. A Sosnowiec - wiadomo, ukochane miasto Edwarda Gierka. To raz. A dwa - głównym inwestorem była ówczesna KWK Sosnowiec, choć po prawdzie na tę inwestycję złożyło się całe ówczesne górnictwo węgla kamiennego: dla dobra górników i całego społeczeństwa Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego, jak to się wtedy mawiało. Szpital budowano na podstawie projektu krakowskiego Głównego Biura Projektów Górniczych, które wzorowało się na rozwiązaniach rodem z NRD.
Wtedy szpital, jak na warunki wschodnioeuropejskie, był nowoczesny. Teraz ma być nowoczesny jak na warunki europejskie. Najpóźniej do 2019 r.
***
Choć nazwa już nie taka, jak pierwotnie, to nadal w świadomości pacjentów pozostaje "szpitalem górniczym", względnie "św. Barbary" (w 1988 r., rzecz jasna, nie miał takiej patronki). Funkcjonuje jako mienie należące do województwa śląskiego, jako tzw. szpital marszałkowski w systemie ochrony zdrowia, takim, jakim on jest. A jak tak, to w długach. Wbrew pozorom nie aż tak wielkich. Do najbardziej zadłużonego szpitala, również marszałkowskiego, w Polsce temu "górniczemu" na szczęście daleko. Gorzowski "rekordzista" ma ponad 300 mln zł zadłużenia wymagalnego (czyli takiego, co do którego nadszedł już termin płatności), a sosnowiecki ma "tylko" 20 mln. Rok 2012 zakończył z wynikiem minus 1,3 mln zł, co - paradoksalnie - jak na nasze warunki jest wynikiem względnie pozytywnym. Wcześniej było więcej na minusie, a to za sprawą tzw. nadwykonań.
Co to takiego? W skrócie: NFZ kontraktuje w szpitalu do wykonania określoną liczbę procedur medycznych (operacje, zabiegi, hospitalizacja itp.). I jeśli szpital wykona ich więcej, to płaci za nie z własnej kasy. Chyba że dotyczą one "ratowania zdrowia lub życia". Wówczas NFZ powinien zapłacić różnicę. Ale nie płaci, więc trzeba się z nim sądzić.
- W 2012 r. mieliśmy nadwykonań za 300 tys. zł, a w 2011 za 5 mln - wyjaśnia nam Iwona Lobejko, dyrektor "św. Barbary".
- Dla mnie sprawa jest prosta: szpital ratuje zdrowie i życie. NFZ jest innego zdania i sprawa jest w sądzie.
W tym miejscu - by sprawa była jasna - wyjaśnijmy, że w Polsce brakuje i brakować będzie pieniędzy na finansowanie systemu ochrony zdrowia, bo od lat składka zdrowotna nie jest podwyższana, a koszty idą w górę. I nawet w Niemczech, gdzie składka jest prawie trzykrotnie wyższa od naszej, tamtejsze kasy chorych nie mają na wszystko.
"Górniczy" ma załogę pracującą na 1193 etatach (lekarze - 240 etatów, średni i pozostały personel medyczny - 850). Rocznie na 22 oddziałach hospitalizuje się ok. 23 tys. pacjentów, a z 35 przychodni korzysta 280 tys. osób. Teoretycznie jest tu 713 łóżek, ale teraz do dyspozycji jest ich 560. A to dlatego, że na trzech piętrach trwa przechodzenie z jednej epoki do drugiej.
***
Pół Trybuny Górniczej można byłoby zapełnić opisami (wcale nieszczegółowymi) tego, co już w ramach tej migracji w "górniczym" zrobiono i co jeszcze będzie poczynione. Siłą rzeczy zatem w telegraficznym skrócie...
Na zewnątrz. Wymiana gierkowskiej elewacji ze szkła na płyty aluminiowe (30 lat gwarancji) - prawie ukończona. Termomodernizacja, wymiana 2,7 tys. okien, oszczędności na rachunkach za ciepło - prawie 650 tys. zł rocznie. Ukończona. Nocne lądowisko dla helikopterów. Zrobione. Itd...
Wewnątrz. Do 2019 r. ma definitywnie zniknąć enerdowsko-gierkowski anturaż. Pacjentów nie będą przygnębiać olejne lamperie, podstarzałe boazerie, okropne łóżka, ponure korytarze (na których dziś handlują sklepikarze. Uwaga! 2 mln zł wpływu z opłat do szpitalnej kasy)... Nowe teraz jest kolorowe (każdy oddział ma swój kolor), sale - maksymalnie trzy łóżka, własna łazienka, 42-calowy telewizor na ścianie. Poczta pneumatyczna, dostarczająca z apteki szpitalnej na oddziały leki dla każdego pacjenta. Nowoczesne windy. To widzi pacjent. I to nie przygnębia jak standard peerelowski. Niech też wie (bo to nie zawsze widzi), że "górniczy" inwestuje w sprzęt medyczny (pięć sal operacyjnych w jednym ciągu, żeby po piętrach nie biegać), którego nie powstydziliby się w kraju bogatszym od naszego.
Tak po prawdzie, to z pierwotnego Szpitala Górniczego za parę lat pozostaną tylko fundamenty i mury.
- Widzi pan, wymieniamy wszystkie instalacje elektryczne, kanalizacyjne, wodociągowe. Teraz cały szpital jest już klimatyzowany - wyjaśnia dyrektor Lobejko, gdy spacerujemy po podziemiach szpitala.
Do końca 2013 r., góra pierwszego kwartału roku następnego, na rzeczoną transformację w "górniczym" wyda się ok. 200 mln zł. Będzie o czym mówić podczas planowanych na sierpień obchodów 25-lecia istnienia szpitala, który choć dziś nim nie jest, to dla pacjentów nadal jawi się jako "górniczy"...
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Ależ ten Gierek to sól w oku tego redaktorka co to pisał.TYLKO ZE Gierek budował i nie wyprzedawał