- Fundację wymyśliłem po to, aby choć w części - tej materialnej - zastąpić ojców. W sferze uczuciowej to zadanie nierealne! - mówi w rozmowie z Trybuną Górniczą Jerzy Markowski, byłym wiceministrem gospodarki, pomysłodawcą Fundacji Rodzin Górniczych.
W 1997 roku z Pana inicjatywy została powołana do życia Fundacja Rodzin Górniczych. Jak narodził się pomysł jej stworzenia? Co dało impuls do jej powstania?
Impulsem było poczucie winy za śmierć lub kalectwo górników, którym my - tak zwany establishment górniczy, a zwłaszcza ja, wówczas, w latach 1995-1997, odpowiedzialny w rządach premierów Oleksego, a potem Cimoszewicza za górnictwo, nie byłem w stanie zapobiec. To właśnie poczucie bezsilności, bo mając do dyspozycji niemal wszystko - kompetentne kadry, nowoczesne technologie, najlepszych w świecie polskich ratowników górniczych i własne doświadczenia zawodowe górnika ratownika - trzeba było spojrzeć w oczy wdowom i osieroconym dzieciom i powiedzieć: "Wasz tata i mąż nie żyje". Przeżywałem to w życiu kilkadziesiąt razy i im byłem wyżej w hierarchii górniczej, tym bardziej bolało. A sam pomysł narodził się w trakcie akcji ratowniczej, jaka toczyła się w roku 1996 w kopalni Halemba. Byłem tam prawie stale, podziwiałem niezwykłą kompetencję prowadzących akcję: dyrektora kopalni Jana Strojnego i kierującego nią pod ziemią głównego inżyniera Wojciecha Zasadniego. Podczas powrotu z łaźni, po wyjeździe z dołu, rozmawiałem z ówczesnym szefem Rady Technicznej w Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego - jednym z najwybitniejszych górników, jakich w życiu spotkałem - dyrektorem Włodzimierzem Etrykiem. Wtedy podszedł do mnie 11-12-letni chłopak i śląską gwarą zapytał: "Panie, to wy żeście sam som najważniejszy?". Wtedy zobaczyłem siebie, jak stałem z matką pod bramą kopalni Makoszowy jako kilkuletni chłopak. Czekaliśmy na wiadomość, czy ojciec - ratownik wyjedzie z dołu. Odpowiedziałem chłopcu: "No tak, na to wychodzi. A czemu pytasz?". Na co chłopiec odpowiedział: "Bo na dole jest mój tata i chca łod wos wiedzieć, czy wyjedzie. Mama durch beczy, a jo musza wiedzieć, bo jak nie wyjedzie, to jo byda najstarszy chop w rodzinie!". Odruchowo odpowiedziałem mu: "Nie bój się, wyjedzie". Wtedy nie wiedziałem, że skłamałem. Staliśmy z dyrektorem Etrykiem jak zamurowani. W oczach łzy, w głowie same przekleństwa i pytanie, jak pomóc tym dzieciom i wdowom, aby nie zostały same?! Za kilka dni z ówczesnym prezydentem Lechem Wałęsą odwiedzałem w Szpitalu Górniczym w Bytomiu górników uratowanych w tej akcji. Mieliśmy dla siebie ponad godzinę na rozmowę. Pytał o technikę ratowania, ale przede wszystkim o rodziny. Podzieliłem się wówczas pomysłem o szczególnych emeryturach dla matek - był za. Po kilku miesiącach zakończyła się jego kadencja prezydencka, a życie górnicze zgotowało nam kolejną tragedię, znowu w Rudzie Śląskiej. Tym razem w kopalni Bielszowice. Dramatyzm podobny, bilans nieszczęścia niestety też. Stojąc na nadszybiu z bezbłędnie kierującym akcją dyrektorem kopalni Januszem Niechwiadowiczem, zmarznięci, stuleni patrzyliśmy na szczelnie zamknięte czarne worki. Znowu ta wściekłość! Za kilka dni jechałem z ratownikami do Pałacu Prezydenckiego, gdzie rezydował już prezydent Aleksander Kwaśniewski. Zapytałem, czy będzie patronował powołaniu Fundacji. Odrzekł, że nie tylko będzie patronował, ale pomoże w powołaniu jej do życia. "Jurek, bierz się za robotę. Przyjadę na podpisanie aktu notarialnego" - powiedział i przyjechał. W kilka tygodni był gotowy akt notarialny i tak powstała Fundacja, która choć trochę ma wyczyścić sumienia tych, co przeżyli.
Jak ta inicjatywa została oceniona przez środowisko górnicze?
Niejednoznacznie. Byli tacy, którzy nazywali to politycznym happeningiem, dzieleniem ludzi, eksponowaniem ludzkiej tragedii. Mam do dziś w archiwum te wypowiedzi, ale szczędzę wstydu ich autorom. Pomysł bardzo podobał się księdzu prałatowi Bernardowi Czerneckiemu z Jastrzębia-Zdroju, który powiedział, że teraz sam nie wie, co zrobiłem ważniejszego: uruchomienie Budryka czy powołanie Fundacji? W środowisku rosło poparcie dla Fundacji - najczytelniej przez samoopodatkowanie. Poza środowiskiem zainteresowanie i poparcie rosło po kolejnych górniczych tragediach. Dziś jest to prawie pięć tysięcy dzieci - beneficjentów i kilkuset stypendystów, ale i próba organizowania podopiecznym Fundacji życia bez ojca. Nieoceniona okazała się pomoc prezydentowej Jolanty Kwaśniewskiej. Cieszyła sympatia arcybiskupa Damiana Zimonia i niezwykle ciepła i autentyczna życzliwość pary prezydenckiej Marii i Lecha Kaczyńskich - bardzo szkoda, że tak krótko byli z nami... Rozmawialiśmy o rodzinach górniczych dwukrotnie. Umówiliśmy się na kolejną rozmowę...
W tym roku Fundacja obchodzi jubileusz 15-lecia. Jak ocenia Pan jej działalność i rozwój, który był konieczny, aby mogła sprostać nowym wyzwaniom?
Przez to, że jestem jej założycielem, a ponadto Honorowym Przewodniczącym Rady Fundacji, nie będę obiektywny, ale jestem przekonany, że zarówno jej pierwszy zarząd, czyli Panowie Służewski i Pierzchała, jak i obecny, którym kieruje legenda polskiego ratownictwa górniczego - doktor Bogdan Ćwięk, dokładnie odczytuje moje intencje. O resztę trzeba pytać wdowy po górnikach i ich dzieci. Ja cieszę się, kiedy odwiedzają mnie dzieci, aby pochwalić się dyplomami szkół i uczelni wyższych, a ostatnio - co bardzo symboliczne - zatwierdzeniami na kolejne stopnie w dozorze ruchu kopalni. Czy trzeba lepszej symboliki?
Czy są jeszcze jakieś sfery, w których Fundacja może się wykazać?
Fundację wymyśliłem po to, aby choć w części - tej materialnej - zastąpić ojców. W sferze uczuciowej to zadanie nierealne! Dzieci mają mieć szansę spełnienia marzeń i ambicji ich nieżyjących ojców, aby zdobyły wykształcenie, nie musiały pracować tak ciężko, jak ich ojcowie. Chcemy też pomagać matkom tych dzieci, które są bohaterkami górniczych tragedii. Nie potrafią narzekać. Walczą, dając dzieciom zdwojoną dawkę rodzicielskiego uczucia! Jest jednak jedna rzecz, której Fundacja nie powinna robić nigdy - zarabiać pieniędzy. Wystarczy, że dzieli ludzką dobroczynność.
Jeśli chcesz mieć dostęp do artykułów z Trybuny Górniczej, w dniu ukazania się tygodnika, zamów elektroniczną prenumeratę PREMIUM. Szczegóły: nettg.pl/premium. Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Dziekujemy Panie Markowski za Fundacje. Jest Pan dobrym człowiekiem
Myślę sobie, czy aby kilkunastotysięczna pensja prezesa fundacji nie jest zbyt wygórowana? Jest sporo osób, które chętnie poprowadziły by fundację za połowę tej kwoty.