Piotr Woźniak - wiceminister środowiska i jednocześnie główny geolog kraju (GGK) powiedział mediom, że po przeglądnięciu dokumentacji znajdujących się w posiadaniu resortu, okazało się, iż około 30 miliardów metrów sześciennych gazu (w kilkudziesięciu złożach znajdujących się na terenie kraju) nie jest eksploatowane. Jest to zamrożony kolosalny kapitał, jaki wydano na ich rozpoznanie i udokumentowanie.
Na pytanie dlaczego tak się dzieje, odpowiedział on, że większość koncesji na eksploatację tego gazu ma Polskie Górnictwo Nafty i Gazu (PGNiG) i firma ta powinna udzielić odpowiedzi na takie pytanie.
Część z tych złóż jest całkowicie "bezpańska" i nikt nie ma do nich praw eksploatacyjnych. Wyraził on zdziwienie tą sytuacją, kiedy wszystkie firmy na świecie starają się jak najszybciej zagospodarować odkryte i udokumentowane złoża tego rodzaju surowca, a tu nie wiadomo dlaczego się z tym zwleka. Przez jedenaście lat nowe kopalnie gazu ziemnego na złożach tych nie zostały z nie znanych powodów dotąd uruchomione. Część z tych koncesji już rozdysponowano innym podmiotom. Swoją wypowiedź zakończył on zdaniem, że złoża te czekają na swoich operatorów, którzy je zagospodarują. Wiadomość ta wystawia nie najlepsze świadectwo gazowemu monopoliście w naszym kraju, jakim jest PGNiG. Mniej zauważalny jest fakt, że jeszcze gorzej na tym tle wygląda resort środowiska na czele z GGK, który dotąd pokrywał milczeniem tego rodzaju fakty. Uwaga ta nie dotyczy Piotra Woźniaka, który swój urząd sprawuje dopiero od kilku miesięcy. Wartość "zamrożonych" zasobów gazu ziemnego licząc po najniższej cenie po 1 złoty za metr sześcienny, to 30 miliardów złotych, czyli 10 procent budżetu RP!
Prawo geologiczne i górnicze
O tym, że sprawy nie wyglądają najlepiej w strukturach podległych GGK wiadomo było od dawna. Wszelkie krytyki jednak odrzucano argumentując, że są one złośliwe, nie prawdziwe i najpewniej wynikają z pobudek politycznych. Ujawniła to ewidentnie debata nad nowym projektem prawa geologicznego i górniczego za przygotowanie którego odpowiedzialność ponosił GGK. Przeładowanie tej ustawy najdrobniejszymi przepisami, czyni ją mało czytelną i wielce zagmatwaną. Jednak zarówno resort środowiska, jak i sejmowa większość dokument ten przyjęła tę ustawę 9 czerwca 2011. To doskonale przygotowane według jego autorów prawo zostało zakwestionowane nie przez domorosłych krajowych jego krytyków, ale przez Komisję Europejską,
Obowiązująca ustawa prawo geologiczne i prawo górnicze przewiduje dwuetapową procedurę uzyskania koncesji - najpierw zawierana jest umowa o ustanowienie koncesji poszukiwawczej (np. badania sejsmiczne) i rozpoznawczej (odwierty w poszukiwaniu), a następnie wydobywczej.
Firma, która uzyskała koncesję poszukiwawczą i rozpoznawczą, ma pierwszeństwo w uzyskaniu koncesji wydobywczej. To rozwiązanie nie podoba się Komisji Europejskiej - jej zdaniem jest niezgodne z dyrektywą w sprawie wydobywania węglowodorów. Według KE koncesja poszukiwawcza i rozpoznawcza, jak i wydobywcza, powinny być przyznawane w wyniku niezależnych przetargów.
Kilka dni temu wspomniany na wstępie wiceminister Piotr Woźniak powiedział, że polskie przepisy dot. wydawania koncesji zostaną zmienione. "Komisja chce, żeby rynek udzielania koncesji był w Polsce w pełni konkurencyjny. Nowe przepisy znajdą się prawdopodobnie w projektowanej ustawie węglowodorowej. Będziemy wtedy udzielać jedną koncesję na rozpoznanie i wydobycie. Odpowiednie przepisy przygotowuje resort środowiska" - zaznaczył.
W ten sposób aby uniknąć dalszego gmatwania prawa geologicznego i górniczego , które dotąd regulowało nadawanie koncesji zostanie tylko dla tego celu stworzona odrębna ustawa. Tak oto zachwalane "doskonałe" prawo, już rok później okazało się niedoskonałe.
Afera koncesyjna
W kilka tygodni po objęciu urzędu GGK przez Piotra Woźniaka, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego (10 stycznia) zatrzymała kilka osób, którym zarzucono przyjmowanie w latach 2009-2011 korzyści majątkowych przez pracowników administracji rządowej - Ministerstwa Środowiska (Departament Geologii i Koncesji Geologicznych). Wcześniej istniały już przesłanki do tego, aby zauważyć, że z urzędnikami tego departamentu nie wszytko jest w porządku. Do upadłego bronili oni koncepcji prawnej, dającej im możliwości do podejmowania decyzji na podstawie klauzuli "może". Termin ten towarzyszy najważniejszym zapisom prawa geologicznego i górniczego. Według tego sformułowania urzędnik "może" podjąć określoną czynność i działalność, ale wcale nie musi tego zrobić. W rezultacie niezależnie od tego jaką podejmie on decyzję, będzie ona zawsze zgodna z prawem. Teraz zbieramy owoce tego zapisu.
Całą aferę koncesyjną wyciszono. Nikogo nie ukarano, a nie jest pewne, czy nawet i nie nagrodzono. Oficjalne zachowanie się tych ludzi też dawało wiele do myślenia. Na komisji Senatu RP rozpatrywano założenia tego prawa. Kiedy zaproszeni eksperci wypowiadali się nie po myśli biorących udział w tym posiedzeniu urzędników Departamentu Geologii i Koncesji Geologicznych, to ci ostatni kwitowali to salwami głośnego śmiechu, podważając powagę instytucji. Traktowano to jednak z pobłażliwością na jaką zasługują urzędnicy państwowi. Nie chcieli i nie mieli oni zamiaru z nikim dyskutować i tłumaczyć się z takich, a nie innych proponowanych zapisów prawa. Być może, że te tak bronione przez nich zapisy okazały się bardzo pomocne, bo w rezultacie afery koncesyjnej można było wykazać, że działano na szkodę Skarbu Państwa, ale za to zgodnie z prawem.
Afera węglowa
Przy tej okazji przypomnieć trzeba niezgodne z prawem utworzenie po 1989 roku przez Departament Geologii i Koncesji Geologicznych nowej kategorii zasobów pozabilansowych kategorii "a" i "b". Ta pierwsza, jako mało istotna może być pominięta. Natomiast tę drugą kategorię zastosowano w procesie "restrukturyzacji" górnictwa węglowego na Górnym Śląsku.
Służyła ona przede wszystkim do obniżenia ilości zasobów bilansowych tych kopalń węgla, które miały być zlikwidowane. Po to, aby proces ten mógł być sprawniej przeprowadzony i racjonalnie uzasadniony obniżano w kopalniach tych ilość zasobów bilansowych, to znaczy takich, na podstawie których wyznacza się zasoby przemysłowe i projektuje ich przyszłą eksploatację.
Można by nad tym przejść do porządku dziennego, gdyby nie skala tego zjawiska. Z ewidencji skreślono ok. 4,5 miliarda ton udokumentowanych zasobów! Przyjmując, że prace badawcze i dokumentacyjne wynoszą średnio 1 złoty na tonę zasobów, to tylko w tych pracach jest to strata 4,5 miliarda złotych. Ponieważ węgiel średnio na rynku kosztuje ok. 600 złotych za tonę, to jest to strata w wielkości odpowiadającej rocznemu budżetowi RP. I co? I nic! Ani prokurator, premier, ani minister nie kiwnęli palcem w tej sprawie. Kto by się bogactwem narodowym zajmował? Mamy dość węgla i innych surowców i stać nas na takie gesty!
Właściwy człowiek
Wydaje się, że Piotr Woźniak obecny GGK jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Jego poprzednicy, to na ogół naukowcy i profesorowie, którzy nie zawsze dostrzegali to, co dzieje się w przemyśle, technice i gospodarce.
Piotr Woźniak były minister gospodarki, ma bardziej od nich praktyczne spojrzenie na rzeczywistość. Jest to o tyle chwalebne, że udokumentowane zasoby surowców są podstawą polskiego górnictwa, nie tylko węgla kamiennego, ale wszelkich innych kopalin począwszy od zwykłych piasków i żwirów budowlanych, poprzez surowce chemiczne, ceramiczne, energetyczne i rudy metali. Jest to kolosalny majątek narodowy, który według specjalistów liczy się wartościowo jako drugi po zasobach ludzkich kraju. To bardzo dobrze, że w osobie Piotra Woźniaka znalazł on dobrego gospodarza. Nie boi się on powiedzieć smutnej prawdy na temat stanu naszych zasobów. Prawdę tę ujawnia on zapewne nie tylko po to, aby kogoś pociągnąć do odpowiedzialności, choć i to jest potrzebne, ale przede wszystkim po to, aby złe nawyki i błędy nigdy więcej się już nie powtórzyły...
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
*****