- Czwartek w Tatarch zapisał się tragicznie. Zapowiedzi pogody na wielu portalach nie przewidziały wyładowań atmosferycznych, a poranne mgły mogły sugerować stabilna pogodę. Zmiany aury około południa z przewalającymi się chmurami przez grań Tatr od Słowacji sugerowały, że coś dzieje się niepokojącego - opowiada Bartłomiej Mrowiec, ratownik górski, pracownik kopalni Murcki-Staszic.
Jego zdaniem czwartkową burzę nad Zakopanem niełatwo było przewidzieć, ponieważ zmiany pogody sugerowały bardziej popołudniową mżawkę, a nie pioruny. Chwilę później napłynęły ciemne, wysokie chmury i wydarzyło się nieszczęście.
- Można powiedzieć, że gdy portale pogodowe zapowiadają burze, to na pewno takowe się pojawią. Jeżeli ich nie zapowiadają, to też mogą być! Dlatego w górach nie wolno ślepo wierzyć dobrym prognozom, tylko obserwować zmiany pogody – ostrzega Mrowiec.
Burze są potencjalnie jednym z bardziej niebezpiecznych zjawisk przyrody, jakie mogą nas spotkać podczas górskiej aktywności. Statystycznie wypadki śmiertelne w wyniku porażenia piorunem stanowią niewielki procent ogólnej liczby wypadków śmiertelnych, ale burze są niebezpieczne dlatego, że jedno uderzenie pioruna np. w partiach szczytowych jakiejś góry, na której znajduje się zazwyczaj większa grupa ludzi, może spowodować wypadek masowy.
Ratownik z Staszica podkreśla, że nie można przewidzieć, w którym miejscu dokładnie uderzy piorun.
- Przyjmuje się, że najwięcej uderzeń piorunów dochodzi w rejonie szczytów czy grani, ale pioruny uderzają też niżej, w miejsca, gdzie są np. cieki wodne - opisuje.
- Zjawiska burzowe, które wiążą się z frontem, są niezależne od pory dnia, natomiast burze związane z konwekcją bardziej skumulowane są w południe i po południu, w związku z tym poranne wyjście w góry, ale takie skoro świt, uchroni nas przed byciem w tym najgorszym momencie w górach. Właściwie po południu powinniśmy już schodzić ze szczytów w kierunku dolin, schronisk, tam, gdzie jest relatywnie bezpieczniej, gdzie jesteśmy np. w odgromionym budynku – opowiada Mrowiec.
Ratownik dodaje, że najprostszym sposobem określenia odległości, w jakiej (w metrach) znajduje się od nas burza, jest pomnożenie przez 332 ilości sekund, jaka upłynęła od błyskawicy do grzmotu (332 m/s to prędkość rozchodzenia się dźwięku).
- Jeżeli były to 3 sekundy, to burza jest około 1 km od nas. Trzeba szukać schronienia, jeżeli od błyskawicy do grzmotu jest mniej niż 30 sekund. Wyjście z ukrycia może nastąpić dopiero po 30 minutach od ostatniego grzmotu. I obowiązkowo sprawdzajmy na bieżąco stan pogody na wyspecjalizowanych portalach – ostrzega ratownik.
Ponadto należy:
- unikać cieków wodnych, żlebów, potoczków – są to miejsca, po których może przepłynąć ładunek od pioruna do nas,
- oddalić się od drabin, czy innych metalowych konstrukcji,
- stanąć nie bliżej niż metr od skały, jeśli nad nami jest skała (okap), to zaleca się, żeby były to 3 m,
- nie stać w rozkroku, nie trzymać się za ręce.
- Powinniśmy mieć stopy złączone razem. Najlepiej kucnąć, przyjąć pozycję embrionalną i odizolować się jeszcze od podłoża np. stanąć na plecaku, lub rzeczach które są w plecaku - objaśnia ratownik.
Poza tym pamiętajmy:
- nie przebywamy w jednej grupie, tylko rozpraszamy się, bo jeśli stałoby się coś złego, to nie będzie to porażenie całej grupy, tylko ewentualnie jednego jej członka,
- nie obawiamy się użytkowania telefonów komórkowych, gdyż okazuje się, że telefon nie jonizuje tak bardzo powietrza, nie ściąga piorunów, natomiast po uderzeniu pioruna gdzieś w pobliżu włączony telefon może się zepsuć. Dlatego telefony powinniśmy chronić po to, żeby móc ich użyć, kiedy będzie potrzeba wezwania pomocy,
- jeżeli jesteśmy już w dolinie, w równomiernym gęstym lesie, możemy czuć się bardziej bezpiecznie. Jeżeli jesteśmy na jakiejś polanie i rosną tam pojedyncze drzewa, to nie powinniśmy ich używać jako schronienia,
- szałasy górskie też podczas burzy nie dają ochrony i nie polecamy, żeby tam się chować. Szałas może stanowić schronienie przed deszczem, ale nie podczas burzy,
- powinniśmy posiadać ubranie chroniące przed deszczem i zimnem (kurtki, spodnie, czapka, rękawiczki).
- Jeżeli dojdzie już do porażenia, to pamiętajmy, że osoba porażona nas nie porazi. Sprawdzamy, czy leży ona w bezpiecznym miejscu, i sprawdzamy, czy jest przytomna. Jeżeli jest przytomna, to kontrolujemy jej stan, oddech, zabezpieczamy przed wychłodzeniem, opatrujemy rany. Każda osoba powinna być po takiej sytuacji hospitalizowana. W sytuacji, gdy towarzysząca nam osoba jest nieprzytomna, sprawdzamy oddech. Jeżeli oddycha, działamy jak wyżej. Jeżeli nie oddycha, rozpoczynamy czynności resuscytacyjne, a więc 30 uciśnięć klatki piersiowej, a następnie 2 wdechy – podsumowuje Bartłomiej Mrowiec.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.