O gazie łupkowym w Polsce nie mówi się tak samo. To, jak się o nim mówi, zależy od tego, z którymi z trzech głównych nurtów wypowiadający się utożsamia, w mniejszym lub większym stopniu. Tak, że gaz z łupków jest jeden, ale zasadnicze nurty ideowe są trzy. Taki, można rzec, triumwirat gazowo-łupkowy.
Pierwszy nurt związany jest z prof. Mariusz Orion Jędryskiem, który w tej mierze reprezentuje jednoosobową instytucję o krajowym znaczeniu.
Drugi nurt reprezentują instytucje nauk o ziemi, z Państwowym Instytutem Geologicznym (PIG) i Komitetem Gospodarki Surowcami Polskiej Akademii Nauk (PAN) na czele.
Przedstawicielem trzeciego nurtu jest rząd RP, którego ikoną w tej sprawie jest minister skarbu Mikołaj Budzanowski.
Trzy nurty. I w każdym z nich inne hasła, inne postulaty i inne prognozy. Każdy z nich ma poparcie ze swojego zaplecza medialnego. Za jego pośrednictwem sztandarowi reprezentanci tych trzech nurtów przekonują opinię publiczną o swoich niepodważalnych racjach. Każdy z nich ma argumenty niepodważalne, pewne i przekonywujące. Kłopot jest jednak w tym, że często są one sprzeczne. Skutek tego jest taki, że opinia publiczna jest skołowana. Co tam opinia, wielu ludzi pracujących w tej branży nie wie, co na ten temat myśleć.
Jednoznaczne poglądy w tej sprawie mają tylko zwolennicy każdej ze stron. Temat jest nośny, bo w wyniku jego realizacji jest szansa na niezależność energetyczną od naszego wschodniego sąsiada, który za dostawy gazu do naszego kraju każe sobie płacić jedną z najwyższych stawek na świecie. Dlatego każdy chce coś wiedzieć na ten temat. Tymczasem trwa zamieszanie. Trzej triumwirowie, jak w starożytnym Rzymie, mówią o służbie narodowi a wiadomo, że chodzi o to, aby tylko jeden z nich mógł zostać na placu boju.
Samotny zwycięzca
W sprawach gazu łupkowego stanowisko rządu jest autorytatywne i nieomylne. Po pierwsze dlatego, że dysponuje pieniędzmi i władzą. Ryzyko popełnienia błędu w jego działalności jest bliskie zera. Początkowe 5 i potem 50 miliardów złotych, jakie zamierza wydać na poszukiwania i eksploatację tego gazu, nie są jego. To spółki skarbu państwa mają założyć odpowiednie konsorcjum i zgromadzić te fundusze. Zapewne to zrobią i one biorą na siebie całe ryzyko ewentualnego niepowodzenia rządowego programu gazu łupkowego. Czy one tego chcą? Nie wiadomo. Pewne jest, że taki rozkaz dostały one od ministra skarbu i muszą to wykonać. Logicznie wynikałoby z tego, że ich niepowodzenie będzie też klęską rządu. Nic podobnego! Ich ewentualna klęska będzie daleko po kolejnych wyborach parlamentarnych, kiedy o obecnym rządzie nikt już nie będzie nawet pamiętał.
Tymczasem zwycięstwo potrzebne jest już dzisiaj! Rządowy sukces polega na twierdzeniu, że to my dzisiaj sięgamy po skarby ziemi! Nikt nam w tym nie przeszkodzi! Negatywne, a nawet tylko ostrożne opinie naukowców, w tym również podległych strukturom rządowym nikomu w tym gremium do niczego nie są potrzebne.
Naukowcy mają inne zdanie niż rząd w tej sprawie - tym gorzej dla nich. Rząd nie będzie ich nawet zauważał, bo sam podważałby zaufanie do siebie. W ten sposób, chcąc nie chcąc, naukowcy muszą więc pójść swoją odrębną drogą. O poglądach prof. Jędryska poza lekceważeniem, nawet nie ma mowy. Wszak politycznie reprezentuje on opozycję, a ta z natury rzeczy jest przez rząd zwalczana. Rząd jak Juliusz Cezar nie potrzebuje triumwiratu i czuje się samotnym, choć pewnym i zdecydowanym zwycięzcą w przyszłym sukcesie dostaw gazu łupkowego.
Sceptyczni naukowcy
Dwie struktury PIG i PAN zabierające głos w sprawach gazu łupkowego są reprezentowane nie tylko przez naukowców teoretyków, ale też praktyków. Jeszcze w czasach PRL, nauczyli się oni ostrożności. Rządząca wtedy monopolistyczna partia też wymagała od nich sukcesów na wyrost. Pierwsza porażka nastąpiła w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy budowano zespół górniczo - energetyczny PAK (Pątnów -Adamów - Konin).
Postanowiono na wszelki wypadek wybudować większą elektrownię niż wystarczało, na jej prowadzenie, zasobów odkrytych wtedy niewielkich złóż węgla brunatnego. Potem, aby mogły one pracować pełną mocą poszukiwano tych złóż "za wszelką cenę". Do dzisiaj nie uporano się tam ze stałe grożącym deficytem brunatnego paliwa.
Naukowcy z literatury światowej i własnej praktyki wiedzą, że nawet jak już są odkryte i udokumentowane złoża, to może być jeszcze sto i jedna przyczyna trudności w ich eksploatacji. Wystarczy, że nastąpi głębszy kryzys a już budowanie nowej kopalni staje się ekonomicznie wielce ryzykowne.
Dochodzą do tego protesty społeczne, nie mówiąc już o zmiennych warunkach naturalnych. Polskie złoża gazu łupkowego zalegają około 1000 do 2000 metrów głębiej niż w USA. Powoduje to, że wszystkie otwory poszukiwawcze, badawcze i eksploatacyjne są dwa razy droższe. Również skala badań jest jakby inna. Tam za oceanem do poszukiwań za gazem łupkowym przygotowywano się prawie ćwierć wieku. U nas trwało to pięć razy krócej! W nauce i technice też obowiązuje zasada, że co nagle to po diable. Powoduje to, że entuzjazm polityków jakoś się im nie udziela. Wiedzą oni, że polityków tych za rok, dwa, a może trzy nie będzie. Naukowcy zaś pozostaną. Chcą oni zachować swój autorytet i nie wiązać go z szaleństwami polityki.
Dlatego przestrzegają oni przed hurraoptymizmem w tej sprawie. Każą oni czekać na reprezentatywną ilość wierceń, badań itp. To zaś może potrwać jeszcze kilka lat. Dlatego uchylają się oni od popierania politycznych deklaracji rządu, który chciałby aby gaz łupkowy popłyną w 2016 roku do naszych kuchenek gazowych.
Uparty profesor
Kto inny na miejscu prof. Mariusza Oriona Jędryska już dawno dałby sobie spokój z prezentowaniem własnych poglądu na temat gazu łupkowego w Polsce.
Tym bardziej, że w triumwiracie jest on instytucjonalnie najsłabszym jego elementem. Pierwszym krokiem do jego znaczenia krajowego było objecie przez niego stanowiska wiceministra środowiska i urząd głównego geologa kraju w rządzie premiera Kazimierza Marcinkiewicza, a potem Jarosława Kaczyńskiego. Wraz z upływem czasu jego gwiazda eksperta powoli bladła. Nie dał on jednak za wygraną i w ostatnich wyborach parlamentarnych po wielu perypetiach znalazł się na 14. pozycji listy wyborczej PiS we Wrocławiu. Praktycznie nikomu nieznany profesor z tej dalekiej pozycji uzyskał mandat, który dał mu możliwość prezentowania swoich poglądów z trybuny Sejmu RP.
Konsekwentnie twierdzi, że stworzenie Polskiej Służby Geologicznej (PSG) jest bezwzględnie konieczne. Miałaby ona dbać o racjonalne wykorzystanie naszych surowców, udzielanie koncesji, umocnienie powiatowej służby geologicznej, kontrolowanie eksploatacji w terenie. Naukowcy taką ideę krytykują, gdyż teraz oni wypełniają te obowiązki za pośrednictwem PIG. Zgadzając się z nadużyciami w terenie wynikającymi z braku geologów powiatowych twierdzą, że wynika to z braku ich umocowania w prawie. Uważają oni, że nowe służby nie są potrzebne. W tej wyjątkowej sprawie rząd milcząco popiera naukowców, ale jakby jednak nie do końca.
Rząd pragnie dla tego celu powołać własną służbę! Ma nim być Narodowy Operator Kopalin Energetycznych (NOKE). Prof. Jędrysek twierdzi, że rząd skopiował jego pomysł PSG, który przedstawił on Sejmowi miesiąc wcześniej! Inaczej służbę tę tylko nazwał, oraz zamiast służby tworzy spółkę, która będzie reprezentować interesy Skarbu Państwa! Ponieważ spółka ta ma zajmować się fachową obsługą koncesji i eksploatacji, trudno zrozumieć dlaczego podlega ministerstwu Skarbu Państwa, a nie Ministerstwu Środowiska, które zawodowo pod nadzorem Głównego Geologa Kraju zajmuje się zasobami kopalin, ich udostępnianiem, koncesjonowaniem itp. Podejrzewa on, że chodzi tu o przyszłą jej sprzedaż, bo ostatnio jest to główne zadania ministra skarbu. To, że NOKE będzie strategiczną spółką Skarbu Państwa (w 100 procentach) nic nie znaczy. Kiedy zostanie sprzedana złoża przestaną należeć do Skarbu Państwa, a to już ostatni poważny majątek narodowy. W ramach wtórnego obrotu koncesjami NOKE ma mieć prawo ich pierwokupu na zasadach rynkowych.
Tylko za co? Kiedy zyski z NOKE mają być w całości odprowadzane do budżetu państwa i do Węglowodorowego Funduszu Pokoleń. Filozoficznie profesor stwierdza, że mamy gaz, a jakbyśmy go wcale nie mieli.
Zgoda buduje
Ostre spory w tej gazowo-łupkowej wojnie na szczycie, ujawniają wiele ukrytych działań, zamierzeń i postępowań. W jakiejś części każdy z trzech "triumwirów" ma swoje racje obiektywne. Z drugiej strony ich wzajemna krytyka powala zorientować się opinii publicznej co tak naprawdę dzieje się z tym gazem łupkowym?
Poza debatą na słowa, na nowe struktury rządowe, na obietnice i licytację w przyszłych sukcesach niewiele się dzieje. Rząd chce przełamać ten krąg niemożności. Czyniąc to jednak wbrew, lub obok nauki polskiej jest skazany na porażkę. W tej sytuacji lepiej będzie, kiedy zajmie się on pogodzeniem "triumwiratu łupkowo-gazowego" z pożytkiem dla siebie i dla nas wszystkich. W proces ten mógłby się też włączyć urząd Prezydenta RP, choćby tylko po to, aby dać świadectwo temu, że zgoda buduje.
Jeżeli chcesz codziennie otrzymywać informacje o aktualnych publikacjach ukazujących się na portalu netTG.pl Gospodarka i Ludzie, zapisz się do newslettera.
Obecny rząd Polski nie obroni interesu naszego Narodu w tej sprawie, Bo Rosja straci widać na przykładzie katastrofy smoleńskiej. Chcą kupować od obcych prąd śmiechu warte. Ten rząd po prostu likwiduje Polskę. Kręcą mącą po to aby nie wydobywać tego gazu i tyle.